Chciałabym podzielić się tym z czytelnikami Gościa, gdyż tamten artykuł pozostawił ogromny niedosyt trzymania się na powierzchni, a pominięcia tego, co ma wymiar psychologiczny, duchowy, ale też zdrowotny, tego co najważniejsze dla nas - pisze czytelniczka Gościa Niedzielnego - bohaterka artykułu "Zosiu przyjeżdżaj, ja rodzę.
"Zaraziłam się" myślą o porodach domowych czytając jeszcze jako młoda dziewczyna publikacje wielkiego miłośnika życia profesora Włodzimierza Fijałkowskiego oraz jego uczennicy Ireny Chołuj, którą nazwał on "matką porodów domowych" we współczesnej Polsce. Dzięki nim, ale także dalszym poszukiwaniom i każdemu z naszej piątki dzieci przekonywałam się coraz bardziej, czym może i powinien być poród.
Nie byłoby jednak tej mojej fascynacji porodem, gdyby nie pierwotniejsze zrozumienie metod naturalnego rozpoznawania płodności, dzięki którym mogliśmy każde z naszych dzieci zaprosić do naszego życia i cieszyć się nimi i błogosławić je od pierwszych dni od poczęcia. Podstawowym powodem, dla którego rodziliśmy w domu było odkrycie i zrozumienie, że zarówno poczęcie, jak i noszenie dziecka pod sercem, a w konsekwencji poród są objawami zdrowia i siły, nie powinny być więc traktowane jak stan zagrożenia życia i zdrowia. O ile nie wystąpią jakieś powikłania, stany chorobowe, nie muszą odbywać się w szpitalu.
Niezwykle cennym doświadczeniem było najpierw przebycie porodu szpitalnego, narodziny najstarszej córeczki. Ten czas pozwolił mi zrozumieć, że nie każdy poród ma szansę odbyć się w domu, ale nawet szpitalny może, dzięki łasce, być odkrywaniem Bożego daru rodzenia: fal, które przypływają i odpływają, a którym trzeba dać się unosić, aby zaprowadziły na spotkanie z dzieckiem. Ten czas to też zrozumienie, jak ważna w porodzie i przed porodem jest cierpliwość czekania, cierpliwość rozwoju. Cierpliwość rozwoju rodziców i cierpliwość w towarzyszeniu rozwojowi dziecka. Gdy ich zabraknie, a wkroczy bezduszna medykalizacja w stylu "trzeba to urodzić" (tak powiedział lekarz wskazując na moje dziecko), nie wszystko musi się rozgrywać zgodnie z wolą Bożą. Współczesna medycyna bawi się w zgadywanki: "Co by było gdyby" i tym oto narzędziem wzbudza strach w lekarzach i matkach czekających na poród, zamiast trzymać się faktów: "Jaki obecnie jest stan zdrowia matki i dziecka? Czy jest w czym pomagać?" Niestety te oceny nawet gdy mamy do czynienia ze zdrowiem, idą w kierunku: po co cierpliwość, skoro można już zaraz bez czekania.
Jak niesłychanie ważne w porodzie jest zanurzenie się w cierpliwości Bożej i modlitwie, aby każdy skurcz przyjmować z wdzięcznością za zbliżające się spotkanie z dzieckiem! Gdy poród jest wyczekany do końca jak nasz, błogosławieństwem jest każdy skurcz przybliżający spotkanie z dzieckiem. Jest to nauka na cały czas rodzicielstwa.
Niestety zrozumiałam i to, jak bardzo w tym szczególnym okresie okołoporodowym matka jest podatna na odarcie z intymności, pokoju, jak łatwo wzbudzić w niej niepokój, a jak bardzo tej intymności i pokoju potrzebuje. One są zasadnicze podczas rozgrywania się akcji porodowej, aby kobieta mogła otworzyć się jak kwiat na swój owoc, jak kwiat musi być traktowana: delikatnie, z miłością, cierpliwie i rozumnie.
***
Skoro "z Jego światłem we włosach każdy życie zaczyna", skoro dziecko przychodzi na świat tak ciepłe, rozświetlone tą miłością prosto spod ręki Stwórcy, to należy mu się szczególne przywitanie. A matka powinna być otoczona czułą opieką, żeby sprostała temu spotkaniu, licznym obowiązkom, które ją czekają. Niestety większość matek tak jak i ja doświadcza dotkliwej samotności będąc już po porodzie na oddziale położniczym, niekiedy od razu po porodzie.
Oczywistym dla mnie było po poczęciu kolejnego dziecka, że skoro tylko dziecko jak i ja będziemy zdrowi, to wybieramy dom jako najlepsze pod słońcem miejsce do rodzenia dla nas, zgodne z wolą Bożą: pełne ciszy, skupienia, oddania Bogu. Mój mąż przy Danielku jako ojciec tym razem dojrzał już do tej decyzji, do zrozumienia, czym dla dziecka i dla mnie jest poród. Byłam szczęśliwą zrozumianą żoną. Przekonawszy się na własnej skórze, że bardziej potrzebuję w tym czasie spokoju i miłości niż jakiejkolwiek medycznej otoczki, mój mąż wsparł mnie w tej decyzji całym sercem.