- Jesteśmy ofiarami kreowania przez media stereotypu o romantycznej, namiętnej, niekończącej się miłości. Kochać możemy tylko tę osobę, którą znamy i przed którą odsłoniliśmy swoje własne wnętrze - mówi Agnieszka Sadło, psychoterapeutka pracująca z parami i małżeństwami.
- Zakochanie i miłość to nie to samo. To naturalne, że każda relacja ulega przemianie i z roznamiętnionej pary musimy zamienić się w końcu w dojrzałych partnerów, samodzielnie dbających o podtrzymywanie miłosnego żaru. To, że przestaliśmy odczuwać zafascynowanie związkiem, nie oznacza, że nasze uczucie do partnera wygasło. Być może wkroczyło ono w kolejny etap, który rządzi się swoimi prawami i, choć nie jest już zdominowany przez pożądanie, daje poczucie bezpieczeństwa, prowadząc do życiowego spełnienia. Zakochać można się wiele razy, kochać naprawdę tylko raz - wyjaśnia.
- Polska to kraj, w którym walentynki nie mają łatwego żywota. Święto zakochanych znajduje co prawda wielu zwolenników, jak wszystko co modne, jednak równie dużo osób deklaruje, że tego dnia nie robi nic specjalnego. Polacy często krytykują to „święto” jako zamerykanizowany zakupowy szał, który po prostu ma podnieść sprzedaż pluszowych misiów, kwiatów czy kartek w kształcie serca z miłosnymi wyznaniami - analizuje psychoterapeutka.
- Tak naprawdę mamy nasze rodzime walentynki, czyli Noc Kupały, które przypadają na 23 czerwca, w wigilię wspomnienia św. Jana. Jest to święto powitania lata, a zarazem święto miłości. Dawniej w tę „magiczną” noc rozpalano wielkie ogniska, przy których zbierali się ludzie. Wokół ogniska tańczono, śpiewano i wróżono. Głównie w tańcach brały udział niezamężne panny, które śpiewały miłosne pieśni i chciały w tę noc dowiedzieć się, czy wyjdą za mąż. Przez ogniska też skakano. Robili to przeważnie chłopcy, ale skakano też w parach. Jeśli trzymającej się za ręce parze udało się przeskoczyć razem przez ogień, wróżyło to szczęście ich miłości. Szkoda, że to właśnie święto nie przyjęło się jako dzień zakochanych - tłumaczy A. Sadło.
Nie wszyscy są przekonani do zasadności istnienia święta zakochanych. - Myślę, że ten dzień jest dobrym pretekstem do dyskusji o zakochaniu i miłości właśnie. Walentynki to przecież święto zakochanych, a nie kochających się. Celebruje się tego dnia niestety zewnętrzną powłokę miłości - czułe słówka, gesty, łzawą romantyczność, słodkie kłamstewka. Pojęcia zakochania i miłości to nie to samo, choć bywają używane zamiennie. Otóż można być i zakochanym, i kochać. Można nawet nienawidzić daną osobę, jednocześnie ją kochając. Dzieje się tak, ponieważ za miłość odpowiedzialne są uczucia, a za stan zakochania emocje. Emocje uważane są za bardziej nietrwałe niż uczucia. Jeśli emocje i miłość można do czegoś porównać, to miłość byłaby jak jednolicie i długo tlący się płomień świecy, a zakochanie jak eksplozja, która szybko wygasa. Można także zakochać się w konkretnej osobie (emocje), ale nigdy jej nie pokochać (uczucia) – wyjaśnia psychoterapeutka.
I dodaje: - Namiętność, intymność i zobowiązanie - to według psychologów trzy elementy miłości. Ich natężenie i proporcje decydują o tym, na którym etapie jest związek i w jakim kierunku zmierza. Każda z tych cech charakteryzuje się odmienną intensywnością w poszczególnych fazach stałego związku. Podczas gdy na początku dominuje namiętność, z czasem wzmacnia się potrzeba intymności i gotowość do zobowiązania. Zakochanie jest jak narkotyk. Ten stan bywa nawet porównywany do krótkotrwałej choroby psychicznej! Kiedy jesteśmy zakochani, postrzegamy obiekt naszych uczuć w samych superlatywach, idealizując jego wygląd i charakter. Jest to z jednej strony urocze, z drugiej zaś niebezpieczne, bo stajemy się bardziej podatni na zranienia i manipulację.
Zakochanie według Agnieszki Sadło pojawia się niczym grom z jasnego nieba. - Czasem rodzi się od pierwszego wejrzenia, a innym razem zaskakuje swoją siłą wieloletnich przyjaciół. Towarzyszy mu uczucie euforii i trudno nie zauważyć jego przejawów: uśmiechamy się bez powodu, miewamy problemy z koncentracją i czujemy „motyle w brzuchu” już na samą myśl o spotkaniu z ukochaną osobą. Nie bez powodu św. Walenty jest także patronem osób cierpiących na choroby umysłowe... - analizuje specjalistka od terapii par i małżeństw.
Kultura ponowoczesna przyniosła sporą dawkę sceptycyzmu także co do trwałości wiernej miłości. Coraz większym problemem staje się kwestia odpowiedzialności za drugą osobę. Jednak zdaniem Agnieszki Sadło miłość potrafi przetrwać długie lata.
- Oczywiście, że jest to możliwe choć w praktyce różnie z tym bywa. Bardzo często zdarza się, że pary, które przychodzą po pomoc do terapeuty, zwłaszcza te będące w środku swojego życia, przynoszą ze sobą zawiedzione oczekiwania wobec partnera. Wydaje im się, że wszystko będzie dobrze, jeśli partner się zmieni, przy czym kompletnie nie dostrzegają swojej roli w kryzysie pary i mają trudności we wzięciu odpowiedzialności za związek. W kryzysie małżeńskim bywa tak jak w widzeniu tunelowym: widzi się jasno tylko to, co dzieli. tymczasem rolą terapeuty par jest sprawić, by skonfliktowana para dostrzegła wszystko to, co spaja związek oraz aby każdy z partnerów zobaczył jak on sam może przyczynić się do poprawy relacji. Aby do tego doszło, trzeba odkryć, że aby miłość przetrwała długie lata, trzeba ciężko pracować nad sobą i związkiem - analizuje psychoterapeutka.
Miłość to świadoma i dojrzała decyzja o wspólnym życiu, zobowiązująca do odpowiedzialnej pracy nad ulepszaniem związku. - Uczucie to wymaga poświęcenia, czasu i gotowości do kompromisu. To coś więcej niż stan krótkotrwałej fascynacji zwany zakochaniem. Kochać możemy tylko tę osobę, którą znamy i przed którą odsłoniliśmy swoje własne wnętrze. Miłość konieczna jest do stworzenia stabilizacji w związku, ponieważ nie da się zbudować trwałej relacji będąc pod wpływem burzy hormonów. Nie możemy powiedzieć, że kochamy drugą osobę, jeśli koncertujemy się jedynie na jej cielesności - podkreśla.
Zdaniem specjalistki zakochanie i miłość najlepiej zweryfikuje czas, nieprzerwanie testując trwałość i siłę uczucia. - To właśnie wspólne przezwyciężanie trudnych chwil jest najlepszym świadectwem prawdziwej miłości. Przechodząc ze stanu zakochania w stan dojrzałej miłości potrafimy rezygnować z egoistycznych zapędów, stawiając dobro i szczęście ukochanej osoby na pierwszym miejscu.
Wcale nie jest łatwo okazać miłość. A już o wiele trudniej jest pokazać ją przed obcymi. Zdaniem A. Sadło na temat okazywania sobie uczuć mogą najwięcej powiedzieć małżeństwa i pary z długoletnim doświadczeniem.
- Często gesty znaczą więcej niż słowa. Ja sama, z każdym rokiem małżeństwa, zaczynam doceniać i dostrzegać miłość właśnie poprzez niewypowiedziane czyny, zwyczajną codzienność, np. kiedy mąż zrobi coś, aby oszczędzić mi wysiłku, przygotuje ulubioną kawę, kupi wymarzoną książkę - tak bez okazji. Chociaż, oczywiście, wspaniale jest usłyszeć od czasu do czasu miłe słowa. Z mojego doświadczenia jako terapeuty par - kobiety potrzebują czułych gestów, słów, pieszczot, kwiatów, mężczyźni zaś - uznania w oczach partnerki, pochwały, zaś oboje - ciągłego sobą zachwycenia i zadziwienia. Dobry związek to taki, w którym partnerzy mogą się swobodnie rozwijać, będąc jednocześnie blisko. A to prawdziwa sztuka - konkluduje psychoterapeutka.
*mgr Agnieszka Sadło, psycholog, psychoterapeuta. Od wielu lat współpracuje z katolickim Stowarzyszeniem „Agape” w Lublinie, gdzie m.in. zajmuje się terapią par i małżeństw.