Nie jest to tak znane miejsce jak Jasna Góra czy Wąwolnica, ale od XVI wieku Matka Boża wyprasza tu wiele łask. Cuda dzieją się tu nieustannie od 400 lat.
Według tradycji przekazywanej z pokolenia na pokolenie, za wsią, na polu przy drodze do Annopola zauważono płaczącą Matkę Bożą. Maryja nie była ubrana w piękne szaty, ale w strój zwykłej chłopki. Siedziała na przydrożnym kamieniu i płakała. Wywołało to ogromne poruszenie wśród ludzi. Na miejsce objawień zaczęły przybywać tłumy. Nie brakowało takich, którzy twierdzili, iż otrzymali szczególne łaski. Tak jest do dzisiaj.
– Nie ma dnia, by ktoś nie przyjechał z jakąś sprawą do Matki Bożej. Najczęściej są to osoby indywidualne, które usłyszały gdzieś o historii tego miejsca, ale i nie brakuje zorganizowanych pielgrzymek. Przez wieki też uzbierało się wiele świadectw wyproszonych łask. Nie są one jednak przeszłością i współcześnie otrzymujemy świadectwa ludzi, którzy w tym miejscu uprosili odzyskanie zdrowia, czy potomstwo – mówi ksiądz proboszcz.
Swoim świadectwem dzielą się też państwo Anna i Wiesław Słowikowie. Pani Anna od najmłodszych lat mieszkała w Księżomierzy. Jako mała dziewczynka siadała na kolanach babci i prosiła, by ta opowiadała jej o Matce Bożej.
Cudowny obraz Matki Bożej w Księżomierzy
Agnieszka Gieroba /Foto Gość
– Babcia chętnie historię powtarzała, bo Maryja była postacią bardzo bliską, do której biegło się zarówno z poważnymi problemami, jak i z codziennymi sprawami. To od babci pierwszy raz usłyszałam historię, jak to cudowny obraz z pola zjawienia próbowano przewieźć do kościoła w Dzierzkowicach, bo to była dawniej parafia, do której nasza miejscowość należała. Jednak gdy załadowano obraz na wóz, konie ujechały niespełna kilometr i stanęły. Za nic nie chciały jechać dalej. Ludzie odczytali to, jako znak, że Matka Boża chce zostać w tym miejscu. Może to legenda, ale my dzieci bardzo w nią wierzyliśmy. W końcu w miejscu, w którym miały stanąć konie, postawiono kościół – opowiada pani Ania.
Rzeczywiście kościół stoi w dziwnym miejscu. Nie u skrzyżowania dróg, co byłoby dogodniejsze dla ludzi, bo każdy miałby blisko, ale niemal za wsią w pobliżu pola zjawienia.
– Ten kościół miał zawsze dla mnie szczególne znaczenie. Tu byłam chrzczona, szłam do komunii i brałam tu ślub. Jak dorosłam wyjechałam z Księżomierzy by się uczyć, a po studiach pielęgniarskich dostałam pracę w Parczewie. Jednak do Księżomierzy często wracałam. Wraz z mężem odwiedzaliśmy tu rodzinę, spędzaliśmy święta, wakacje. Przed kilku laty dokładnie 2 lutego, mój mąż był chory, a ja będąc pielęgniarką podałam mu w domu dożylnie antybiotyk. Mąż dostał wstrząsu anafilaktycznego. Wezwałam pomoc, ale usłyszałam, że stan jest beznadziejny, że mam przygotować się na wszystko. Wówczas przed oczami stanęła mi Matka Boża z Księżomierzy. Uświadomiłam sobie, że 2 lutego to święto Matki Bożej. Nie zważając na nic zaczęła się gorliwie modlić, prosząc o ratunek dla męża. Ku zdumieniu lekarzy, mąż wyzdrowiał – daje świadectwo pani Anna.
Jej mąż pan Wiesław, jest przekonany, że życie uratowała mu Matka Boża. Niedawno przeprowadzili się z żoną do Księżomierzy, by być bliżej Maryi, a pan Wiesław posługuje w parafii jako kościelny.
– Świadectw z ostatnich lat jest więcej. Większość dotyczy łaski zdrowia, ale mamy też niedawne świadectwo uproszenia potomstwa – mówi ksiądz proboszcz.
Te wszystkie zdarzenia świadczą, że Matka Boża wciąż wkracza w codzienne życie ludzi ze swoimi łaskami i jej działania nie przerwał tragiczny pożar, jaki zdarzył się tutaj w 1996 roku.
Więcej w wydaniu papierowym Gościa Lubelskiego nr 19 na 13 maja 2018 roku.