Zapisane na później

Pobieranie listy

Kłopotliwy ksiądz. 33 lata temu zmarł ks. Franciszek Blachnicki

Z ks. Franciszkiem były same problemy. Nie dość, że gromadziła się wokół niego młodzież, to jeszcze namawiał ludzi do trzeźwości. Tego było już za wiele.

Agnieszka Gieroba Agnieszka Gieroba

dodane 27.02.2020 09:42
0

Był rok 1960. UB przyszło nagle. Wyrzucili wszystkich z baraku w Katowicach, w którym mieszkały dziewczęta współpracujące z ks. Franciszkiem Blachnickim i w którym mieściła się Krucjata Wstrzemięźliwości. Zabrali dokumenty, powielacze, zaplombowali wejście do budynku. O trzeźwość miała dbać władza ludowa, a nie jakiś ksiądz, który w dodatku robi to skuteczniej niż cały komunistyczny aparat państwowy. Trzeba tę działalność przerwać, a jego samego aresztować. Tak się stało.

Jedna z anegdot o ks. Franciszku Blachnickim mówi, że kiedy został aresztowany przez UB za prowadzenie Krucjaty Wstrzemięźliwości, trafił do celi, w której był już jakiś więzień. Ks. Blachnicki pytał go: „Za co cię synu zamknęli?”, „Za wódkę” odpowiada więzień, na co Blachnicki: „nie martw się ja też za wódkę tu trafiłem”.

Aresztowany i osadzony w katowickim więzieniu, tym samym, w którym podczas wojny czekał na wykonanie wyroku śmierci zasądzonego przez Niemców, ks. Blachnicki nie traci wiary. W końcu wypuszczony na wolność ma zakaz działalności na terenie Śląska. Wtedy udaje się do Częstochowy do Matki Bożej, by modlić się o rozeznanie co dalej. Tam przychodzi mu do głowy myśl, że może by tak biskup zgodził się na studia na KUL w Lublinie. Byłaby to okazja, by opracować teoretycznie wizję Oazy Dzieci Bożych oraz Krucjaty Wstrzemięźliwości.

Ks. Blachnicki z oazowiczami przed domem na Sławinku (1972 rok).   Ks. Blachnicki z oazowiczami przed domem na Sławinku (1972 rok).
Archiwum GN

Biskup się zgodził i ks. Franciszek w 1961 roku rozpoczął studia. Paradoksalnie to dzięki trudnościom sprawianym mu przez ówczesne władze, znalazł się w miejscu, gdzie odegrał znaczącą rolę w posoborowej odnowie Kościoła. Zgodnie ze swoimi zainteresowaniami związał się nowo powstałą sekcją Teologii Pastoralnej. W charakterze ks. Franciszka nie leżało jednak zajmowanie się tylko jedną sprawą. Dobrze scharakteryzował go kiedyś bp Bednorz, który podczas jednej z rozmów z ks. Henrykiem Bolczykiem, także zaangażowanym w oazy, późniejszym następcą Blachnickiego zapytał go: „Jeździ ksiądz samochodem?”, „Jeżdżę” – odpowiedział ks. Henryk. „Tylko niech ksiądz hamulca używa, bo Blachnicki to ma zasadę ino gaz”.

Kiedy ks. Blachnicki przybył do Lublina, w Kościele był to czas Soboru Watykańskiego II i wielkich zmian związanych z liturgią. Ks. Franciszek był zafascynowany tym, co Sobór wprowadzał. Chciał jak najszybciej przekładać to na język praktyczny. Gromadzili się wokół niego inni kapłani, z którymi dyskutował i próbował działać. To on jako jeden z pierwszych wprowadzał w Lublinie liturgię posoborową w kościele akademickim KUL.

– Wystarczyło się rozejrzeć w ówczesnej szarej rzeczywistości w Polsce, by zrozumieć, że ten, który bardzo kochał Boga, kochał też człowieka i chciał pokazywać wszystkim dookoła radosną nowinę, że Jezus jest Panem i Zbawicielem każdego. W Lublinie więc narodził się pomysł zorganizowania Oazy Niepokalanej, czyli rekolekcji dla dziewcząt, a potem tu powstał pierwszy krąg Domowego Kościoła – mówi Zuzanna Podlewska, współpracująca z ks. Blachnickim.

1 / 2
oceń artykuł Pobieranie..