Spotkamy się w niebie

Gość Lubelski 33/2012

publikacja 16.08.2012 00:15

Kolejka do kuchni polowej jak niegdyś za mięsem na kartki. Hit śniadań i kolacji – pasztet w różnych odmianach. Przenośna umywalnia często tylko z zimną wodą – luksus codziennej kąpieli. Spanie w namiocie na wystającym korzeniu obok chrapiącego kompana – szczyt marzeń.

 Duży biały krzyż był jak latarnia Duży biały krzyż był jak latarnia
Zbyszko Stojanowski-Han

Adam Trejgel na Przystanku stawił się po raz trzeci. – Bogu niech będą dzięki za ten czas łaski – mówi. – Żadne niedogodności nie są w stanie przysłonić najpiękniejszych przeżyć, czyli niesienia Dobrej Nowiny innym ludziom. Adam, mimo że od wyjazdu z Kostrzyna minęło już trochę czasu, ciągle jest pod wrażeniem dziewczyny, która opowiedziała mu historię swojego życia. – Kiedy usłyszałem o jej kilku próbach samobójczych i problemach rodzinnych, wzruszyłem się do łez. Usłyszałem zaraz słowa: „Niech pan nie płacze, niech pan nie płacze” – pocieszała mnie – ewangelizatora! Codziennie modlę się za tę osobę – dodaje. – Pamiętam też rozmowę z chłopakiem, który na koniec zapytał, czy może mnie uściskać. I tak się żegnaliśmy ze trzy razy. Mam nadzieję, że go kiedyś spotkam w niebie – mówi.

Zafascynowani Jezusem

Olga, studentka Uniwersytetu Przyrodniczego, po raz pierwszy w tym roku wybrała się na Przystanek Woodstock. – Trochę z ciekawości, ale także by posłuchać dobrej muzyki – opowiada. – Jestem wierząca, ale chodzić do kościoła nie lubię, a czas tam spędziłam jednak głównie w okolicach białego krzyża. I wcale nie dlatego, że muzyka mi się nie podobała. Woodstockowych ludzi dobrze znam, bo tacy są moi przyjaciele. Natomiast ci z Przystanku Jezus byli dla mnie niesamowitym odkryciem. Na razie jestem oszołomiona ich zafascynowaniem Jezusem. Niektórych moich znajomych to śmieszy. Mnie nie. Ciągle analizuję to, co tam usłyszałam – dodaje. Pewnie nie tylko ona. Paweł Dylon z Lublina był w grupie ewangelizatorów. – Po raz pierwszy brałem udział w ewangelizacji na tak szeroką skalę – wspomina. – To, co zobaczyłem i usłyszałem, utwierdziło mnie w przekonaniu jak bardzo w dzisiejszym świecie potrzebna jest taka forma docierania do młodego człowieka. Wszystkie spotkania i rozmowy, które odbyłem pokazały mi, jak bardzo ludzie są poranieni, samotni. Często za całe zło, które ich spotkało, obwiniają Boga. Wiele z tych osób najbardziej potrzebuje, żeby ktoś ich po prostu wysłuchał i zaakceptował ich takich jakimi są – mówi.

Dostępna jest część treści. Chcesz więcej? Zaloguj się i rozpocznij subskrypcję.
Kup wydanie papierowe lub najnowsze e-wydanie.