Rodzinna atmosfera i kompot z suszu

Justyna Jarosińska

|

Gość Lubelski 20/2013

publikacja 16.05.2013 00:15

Dom na Poczekajce. 60 lat temu władze Katolickiego Uniwersytetu Lubelskiego powierzyły prowadzenie akademika dla studentek Siostrom Urszulankom Serca Jezusa Konającego.

  Siostry razem z mieszkańcami domu na Poczekajce wyjeżdżają na wycieczki po Polsce i za granicę Siostry razem z mieszkańcami domu na Poczekajce wyjeżdżają na wycieczki po Polsce i za granicę
Archiwum sióstr urszulanek

Założycielka zgromadzenia święta Urszula Ledóchowska znana była jako wybitna wychowawczyni młodzieży, zwłaszcza dziewcząt i kobiet. Była wielką orędowniczką kształcenia kobiet na uniwersytetach, ale niepokoiła się o ich życie duchowe – opowiada urszulanka siostra prof. Zofia Zdybicka. – Był to okres pozytywizmu i podważania możliwości łączenia nauki i wiary. Św. Urszula czyniła wszystko, by studiujące kobiety mogły zdobywać wiedzę i równocześnie pogłębiać swoją wiarę. Dlatego jako przełożona urszulanek w Krakowie w 1906 roku założyła pierwszy w Polsce, a może też i w Europie, dom akademicki dla studentek, prowadzony przez siostry zakonne. Święta Urszula doceniała także wartość każdej pracy i dlatego siostry założonego przez nią Zgromadzenia Sióstr Urszulanek Serca Jezusa Konającego gotowe były do pojęcia każdego zadania. Prawdopodobnie dlatego właśnie nam powierzono w 1953 r. kulowski akademik na Poczekajce, gdzie trzeba było zająć się domem studenckim, ale także gospodarstwem rolnym. Pierwszą przełożoną i kierowniczką akademika była siostra inż. rolnik Józefa Łubieńska.

Ciężarówką na uczelnię

Posiadłość, położona na obrzeżach Lublina, obejmowała dwa nowo wybudowane bloki, drewniany dworek, zabudowania gospodarcze, park i ogród – razem ok. 15 ha. W blokach i dworku powstał pierwszy akademik. Mieszkało tu mniej więcej 200 studentek. Z Poczekajki na KUL kursował wtedy tylko jeden autobus. Drogę na uniwersytet studentki pokonywały nierzadko pieszo, chyba że zjawiła się kulowska ciężarówka – jedyny i uniwersalny środek lokomocji. Na całym terenie działał też tylko jeden telefon. Siostra Natalia Kansy zamieszkała na Poczekajce w 1966 r. jako studentka pierwszego roku polonistyki. – Mieszkało nas wtedy w akademiku z 200 dziewcząt. Cały uniwersytet liczył niespełna 3 tys. studentów. W akademiku wszystkie się znałyśmy. Pokoje były wieloosobowe. Panowała naprawdę rodzinna atmosfera. Wszystko robiłyśmy wspólnie. Siostry nam gotowały obiady, a studentki pomagały w różnych pracach. Pamiętam, że starałyśmy się rozwijać życie kulturalne. Kino i teatr nie były takie popularne, a my byłyśmy też trochę odcięte od świata. Organizowałyśmy więc różne imprezy: z okazji świąt, rocznic patriotycznych, imienin siostry kierowniczki, duszpasterza, początku wiosny. Życie kwitło. Studentów łączyła wtedy wyjątkowa więź z profesorami. Przychodzili do nas na spotkania opłatkowe, w soboty przyjeżdżali grać w piłkę. Każdy rok akademicki zaczynaliśmy od wspólnej Mszy św. i spaceru po polach wokół Poczekajki. W dzieje domów akademickich na Poczekajce wpisali się w tamtym czasie słynni goście. – Kardynał Karol Wojtyła prowadził tu dzień skupienia. W maju 1978 roku, a więc kilka miesięcy przed wyborem na papieża, nocował w naszym domu akademickim– mówi siostra Natalia – Wielokrotnie gościł też u nas ks. prymas Stefan Wyszyński.

Nie zgubić człowieka

Z czasem uniwersytet zaczął inwestować w modernizację domów akademickich. Blok B podwyższono o jedno piętro, w obu blokach dobudowano łazienki. Pod koniec lat 70. powstał blok C dla młodych pracowników. Zniknęły zabudowania gospodarcze. Na ich miejscu stanął nowoczesny, dziesięciopiętrowy, dwuskrzydłowy wieżowiec, którego wzniesienie było największym przedsięwzięciem budowlanym lat 80. na tym terenie. Znalazło w nim miejsce ok. 800 studentek. W zwolnionym przez dziewczęta bloku B urządzono, po raz pierwszy w dziejach Poczekajki, akademik dla ok. 100. Siostra Natalia zjawiła się na Poczekajce ponownie, już nie jako studentka, ale jako kierowniczka domu akademickiego. – To był dla mnie pewnego rodzaju szok. Liczba mieszkanek powiększyła się czterokrotnie. Miałyśmy trudności z umeblowaniem pokoi. Wszystkiego brakowało. Z czasem sytuacja zaczęła się normować. Starałyśmy się mieć kontakt w miarę możliwości z największą liczbą studentek. Pamiętam zebrania, które organizowałyśmy dla każdego piętra oddzielnie. Wszystko po to, by w tej wielkiej liczbie ludzi nie zgubić człowieka – opowiada.

Szkoła kompromisu

– Całe studia mieszkałam w akademiku na Poczekajce – wspomina absolwentka KUL Małgorzata. – Pokój 704. Lata na Poczekajce miały swój określony rytm. Każdy rok akademicki rozpoczynał się od spotkań z siostrami na zebraniach organizacyjnych. Potem wspólnie świętowałyśmy dzień odzyskania niepodległości, odpust ku czci, wtedy jeszcze błogosławionej, Urszuli Ledóchowskiej, patronki naszej kaplicy, urządzałyśmy spotkanie opłatkowe. Do dziś, mimo że od tamtego czasu upłynęło już dobrych kilka lat, mam kontakt z koleżankami. To, że akademik był żeński, dla mnie osobiście było wielkim atutem. Panowały tu jasno określone zasady. Pamiętam, że sesja była dla każdej z nas wyzwaniem. Kreatywność w szukaniu miejsca do nauki nie znała granic. Dziewczyny siedziały na korytarzach, w toaletach, a w lecie oblegane były trawniki wokół akademika. Szkołą kompromisu było korzystanie z jednej salki telewizyjnej. Dziś z lekkim rozrzewnieniem wspominam też kolejki do dwóch aparatów telefonicznych na kartę. W czerwcu każdego roku byłyśmy zobowiązane do oddania segmentów w stanie idealnym. Myślę, że z powodzeniem przeszłyśmy „test białej rękawiczki” – śmieje się Małgorzata. – Nigdy nie zapomnę wspólnych opłatków w akademiku, rodzinnej atmosfery i smaku kompotu z suszu, który siostry co roku gotowały, i na który cały rok z utęsknieniem czekałyśmy – opowiada Paulina. – Z przyjemnością wspominam też akademikowe mikołajki. 6 grudnia rozlegało się pukanie do drzwi i naszym oczom ukazywał się Święty Mikołaj w asyście śnieżynek. Dla każdej dziewczyny miał upominek, choć w zamian żądał deklaracji co do całorocznego zachowania i krótkiego popisu naszych aktorskich umiejętności. Śpiewałyśmy więc piosenki, mówiłyśmy wiersze na korytarzu. Było dużo śmiechu i zabawy.

Modlitewne wsparcie

Jako główny atut akademika zarówno byłe, jak i obecne mieszkanki Poczekajki wymieniają najczęściej możliwość uczestniczenia w codziennej Mszy św. i adoracji Najświętszego Sakramentu w kaplicy, która od początku istnienia akademika jest jego integralną częścią. – To, że mogłam każdej nocy zejść na dół i w ciszy przed Panem Jezusem przemodlić i przemyśleć wiele spraw, było nie do przecenienia – opowiada absolwentka KUL Anna.

Dostępna jest część treści. Chcesz więcej? Zaloguj się i rozpocznij subskrypcję.
Kup wydanie papierowe lub najnowsze e-wydanie.