30 kilometrów dziennie

Justyna Jarosińska

|

Gość Lubelski 44/2013

publikacja 31.10.2013 00:15

Z ks. Pawłem Bartoszewskim, prefektem Metropolitalnego Seminarium Duchownego, o wędrówce jako sposobie na resocjalizację młodocianych więźniów rozmawia Justyna Jarosińska.

Ksiądz Paweł Bartoszewski kilkakrotnie pielgrzymował już Szlakiem św. Jakuba w Hiszpanii Ksiądz Paweł Bartoszewski kilkakrotnie pielgrzymował już Szlakiem św. Jakuba w Hiszpanii
Justyna Jarosińska /GN

Justyna Jarosińska: Co skłoniło Księdza do udziału w tym przedsięwzięciu?

Ks. Paweł Bartoszewski: Od zawsze moim duszpasterskim marzeniem była praca z młodymi ludźmi z tzw. marginesu społecznego. Czułem i nadal czuję, że jest to miejsce najbliższe w realizacji mojego kapłaństwa. Wędrówka bardzo zmienia człowieka i daje też możliwości wejścia w głębszą relację, kiedy się z kimś idzie. Stąd też jestem przekonany, że taka forma resocjalizacji ma sens i zdaje egzamin. Ta pielgrzymka ma szansę wyprowadzić człowieka na inną, nową drogę. Drugorzędnym w tym momencie powodem mojego zgłoszenia do projektu był fakt, że kilkakrotnie sam pielgrzymowałem szlakiem św. Jakuba w Hiszpanii.

Był ksiądz jedynym duchownym wśród dziesiątki opiekunów. Jak zareagował towarzysz podróży, gdy dowiedział się, że przez 30 dni wędrówki będzie mu towarzyszył kapłan?

Przede wszystkim nie ukrywałem, że jestem księdzem, i na początku zapytałem go, czy mu nie przeszkadza, że będzie szedł właśnie ze mną. Wiedziałem, że jeden z tych dziesięciu chłopaków, którzy zostali wytypowani do projektu, nie chciał iść z księdzem, ale akurat Bartek, chłopak, z którym szedłem, powiedział, że nie widzi w tym żadnego problemu. W trakcie drogi wielokrotnie zadawał pytania o Pana Boga, o wiarę, był zainteresowany, co znaczy być księdzem.

Jak wyglądała codzienna wędrówka?

Najkrótszy odcinek naszej drogi miał 16 km, najdłuższy 45. Średnio dziennie robiliśmy między 27 a 34 km. Z ostatniego noclegu pod Zgorzelcem wychodziliśmy o wpół do drugiej w nocy, bo wczesnym rankiem mieliśmy pociąg ze Zgorzelca do domu. Bartek nigdy wcześniej nie był za granicą, więc umówiliśmy się, że jeśli starczy nam czasu, to pójdziemy na most na Nysie Łużyckiej i przejdziemy do Niemiec. Obeszliśmy słupek niemiecki dookoła, porobiliśmy zdjęcia. Dla Bartka było to wyjątkowe przeżycie. Podczas drogi ludzie pytali nas, skąd i dlaczego idziemy. Nie ukrywaliśmy, co jest celem i ideą naszej pielgrzymki. Bardzo pozytywnym punktem każdego dnia były noclegi na plebaniach. Bartek nigdy wcześniej nie miał kontaktu z kościołem i był bardzo zaskoczony sposobem, w jaki przyjmowali go księża. Chłopak był wychowany w takiej kulturze, że nic za darmo się nie dostaje, a idąc przez całą Polskę, miał możliwość doświadczenia, że jest mnóstwo osób, które bezinteresownie są w stanie pomagać innym. Nagle okazało się, że są ludzie, którzy wiedzą o jego przeszłości, ale podchodzą do niego, podają mu rękę i mówią: „cieszymy się, że jesteś”. Myślę, że po raz pierwszy miał okazję poczuć, że jest kimś ważnym, że jest wartościowy. Taka była też idea tej wędrówki, żeby pokazać, że on nie jest skazany, nie jest przekreślony przez społeczeństwo, że ma szansę wyjść na nową drogę.

Dostępna jest część treści. Chcesz więcej? Zaloguj się i rozpocznij subskrypcję.
Kup wydanie papierowe lub najnowsze e-wydanie.