Polska nie zginęła, bo byli oni…

jj

|

Gość Lubelski 09/2014

publikacja 27.02.2014 00:00

Walczyli zarówno z hitlerowcami, jak i Sowietami. W PRL-u mieli być zapomniani. Przez lata nie wolno było o nich mówić. Dziś ich historie poruszają i fascynują.

 Razem żyli i razem umierali Razem żyli i razem umierali
Reprodukcja Justyna Jarosińska

Bezpieka tropiła partyzantów dniem i nocą. Wielu z wyklętych przeszło przez ubeckie katownie. Z wyrwanymi paznokciami i połamanymi kośćmi „gnili” w więzieniach. Wielu też doświadczyło przyjacielskich uścisków w obozach Borowicz, Swierdłowska i w szeregu innych miejscach internowania na sowieckiej ziemi. Ich historia, skrzętnie przez lata ukrywana, ostatnimi czasy ujrzała światło dzienne. Niezwykłej urody Partyzantem, któremu najdłużej udało się wytrwać na posterunku, był Józef Franczak. Przeszedł do historii jako ostatni żołnierz wyklęty, który zginął z bronią w ręku. Przez modną ówcześnie fryzurę i maniery eleganta dostał podczas okupacji pseudonim „Laluś”. Franczak urodził się w gminie Piaski w 1918 r. W czasie wojny został dowódcą drużyny, a potem dowódcą plutonu w III Rejonie Obwodu Lublin AK. Był jednym z 60 tysięcy takich jak on konspiratorów na Lubelszczyźnie. W maju 1948 r. patrol, którym dowodził, wpadł w zasadzkę UB-KBW i przestał istnieć. Od tej pory Franczak większość czasu ukrywał się samotnie. Dzięki zorganizowanej sieci ponad 200 pomocników trwał w ukryciu ponad 10 lat.

Dostępna jest część treści. Chcesz więcej? Zaloguj się i rozpocznij subskrypcję.
Kup wydanie papierowe lub najnowsze e-wydanie.