Hobby winne. Powstają w ostatnich kilku latach w Polsce jak grzyby po deszczu. W większości są niewielkie, ale wytwarzane w nich wina mogą konkurować z tymi z zachodnich plantacji.
Mariusz Grabka podkreśla, że w Lesie Stockim jego winnica jest bezpieczna
Justyna Jarosińska /foto gość
Droga z Nałęczowa do Kazimierza to łąki, wzniesienia, wąwozy. Przeciętny turysta nie przypuszczałby pewnie, że wystarczy nieco z tej drogi zboczyć, by zobaczyć krajobraz jeszcze piękniejszy, a przy okazji trafić do jednej z kilku winnic na Lubelszczyźnie. Leży przy trasie rowerowej prowadzącej z Kazimierza Dolnego do Puław. Teren w tych okolicach jest nieco pagórkowaty, więc przy pięknej, słonecznej pogodzie można przez chwilę poczuć, jakby mijało się winnicę w południowej Francji. Krzewy winorośli nie są ogrodzone, a do gospodarstwa prowadzi jedynie drewniana brama. – Nie musimy się przed nikim odgradzać – mówi właściciel winnicy Mariusz Grabka. – Tu nikt nie przyjdzie i nie zerwie mi winogron. Ludzie szanują swoją pracę. Jedynymi nieproszonymi gośćmi są sarny, ale z nimi jakoś dajemy sobie radę.
Praca i przyjemność
Winnica nazwana od miejscowości Las Stocki jest od 7 lat własnością Mariusza i Beaty Grabków. Jeszcze całkiem niedawno rosło tu zboże. Małżeństwo spod Warszawy, zwiedzając Kazimierski Park Krajobrazowy, zakochało się chyba ze wzajemnością w tym terenie, bo rok po zakupie działki na lessowej ziemi bogatej w wapń rosło już 650 sadzonek winorośli. – Sadzonki dotarły w listopadzie 2008 roku z Włoch i Niemiec – opowiada Mariusz Grabka.
Dostępna jest część treści. Chcesz więcej?
Zaloguj się i rozpocznij subskrypcję.
Kup wydanie papierowe lub najnowsze e-wydanie.