Świadectwo Emilii Wasilewicz

EW/RP

publikacja 30.07.2014 13:00

- Kiedy szłam pierwszy raz dziękowałam za dar życia. W tym samym roku, dwa miesiące przed wyruszeniem na szlak, uczestniczyłam w wypadku gdzie zginął członek mojej rodziny - wyznaje Emilia.

Świadectwo Emilii Wasilewicz Emilia opowiada o swoim doświadczeniu pielgrzymki Arch. Pielgrzymka

Rozpoczęłam swoją przygodę z Lubelską Pieszą Pielgrzymką w 2012 roku. Nie umiem odpowiedzieć na pytanie „dlaczego idę na pielgrzymkę?”. Dwa lata temu podjęłam spontaniczną decyzję i wciąż się jej kurczowo trzymam.

Każdy, kto idzie do Maryi, niesie jakąś intencję w sercu. Kiedy szłam pierwszy raz dziękowałam za dar życia. W tym samym roku, dwa miesiące przed wyruszeniem na szlak, uczestniczyłam w wypadku gdzie zginął członek mojej rodziny. Nie było mi łatwo to zrozumieć. I właśnie w tym momencie przyszła mi do głowy myśl o pielgrzymce. Chciałam pójść, odreagować, zostawić to wszystko za sobą. Początkowo myślałam, że raz sobie pójdę, podziękuje, wrócę i po sprawie. Z takim nastawieniem poszłam na pierwszą pielgrzymkę. Jednak cieszę się, że byłam w błędzie.

Podczas wędrówki na Jasną Górę tracę poczucie czasu. Nie myślę o tym, czy będę głodna czy kwatermistrzowie znajdą nocleg. Ciężko to wszystko opisać, co się ze mną dzieje. Codziennie dostaję lekcję pokory. To właśnie na szlaku nauczyłam się prosić o pomoc, ponieważ z natury jestem dość silną osobą. Jest pewien ewenement, który uwielbiam na pielgrzymce – są to maski. Codziennie każdy z nas nosi maskę, czy to w pracy, w domu, w szkole itd. Na szlaku ich nie ma. Już po drugim dniu pokazujemy swoje prawdziwe oblicze, po prostu nie mamy siły, aby udawać, jest tylko sama czysta natura naszego brata albo siostry. Tutaj poznałam prawdziwych przyjaciół.

Przez 12 dni, kiedy idę, mam sporo czasu, aby przemodlić moje, „co dalej?”. Jednym z punktów dnia jest Eucharystia, zazwyczaj jest ona rano. Kiedy jestem na Mszy św., czuję się jakbym dostała wielkiego kopa, aby iść dalej. Jest to dla mnie czas wyciszenia i skupienia, podziękowania za to, co mam. Codzienny apel, którym wspólnie kończymy dzień jest nie rozłącznym elementem mojej wędrówki. Wtedy mogę podziękować i też trochę ponarzekać, oddać to wszystko, co mi dolega.
Dochodzimy do Częstochowy 14 sierpnia. Nie oznacza to jednak, że pielgrzymka się zakończyła, ona trwa dalej. Jest to pewien sposób na życie. Nie, nie trzeba codziennie chodzić w sandałach, z namiotem pod pachą. Chodzi raczej o zaufanie do Pana Boga, do Jego planu wobec mnie. Tak jak ufamy mu na pielgrzymce, że wie co robi i że dobrze nas poprowadzi.

Z dniem 3 rozpocznę nowy rok, który będzie wyzwaniem, ponieważ przygotowuję się do matury, która czeka na mnie w maju.