Spokojnie, to tylko dobro eksploduje

ks. Rafał Pastwa

|

Gość Lubelski 33/2014

publikacja 14.08.2014 00:15

Pielgrzymka. – Zdecydowałam się pójść, bo widziałam rok temu radość moich rówieśników wracających z Jasnej Góry. Postanowiłam wtedy, że za rok idę razem z nimi – mówi Miriam Modrzejewska.

 Okazuje się, że pielgrzymka z małymi dziećmi jest możliwa Okazuje się, że pielgrzymka z małymi dziećmi jest możliwa
ks. Rafał Pastwa /Foto Gość

Mijają pola, wsie i miasta. Wychodzą do nich mieszkańcy okolicznych miejscowości, żeby zobaczyć, pomachać, nacieszyć się. Wyruszyli 3 sierpnia spod lubelskiej archikatedry. Przed nimi było wówczas 320 km, które mieli pokonać w 12 dni. Już teraz się zarzekają, że za rok pójdą znowu, bo pielgrzymowanie przybliża do Boga.

Odważna matka

Idzie do Częstochowy z dwójką małych dzieci. Cezary skończył 2 lata, Bianka natomiast ma zaledwie pięć miesięcy. Pomagają jej dwie znajome i mama – towarzyszki drogi. – Byłam już raz z Cezarym na pielgrzymce, gdy nie miał jeszcze roku. Jeśli jest pomoc, to szlak nie jest trudny nawet z dziećmi – mówi Marta Winnicka, studentka ostatniego roku stomatologii. – Słyszałam wielokrotnie, że jestem nieodpowiedzialną matką, zabierając maleńkie dzieci na pielgrzymkę, że je narażam. Nie przejmuję się tym, bo dzieci są dobrze zabezpieczone przed upałami i warunkami, jakie panują podczas pokonywania trasy. Jeżeli uznam, że coś jest nie tak, to natychmiast wracamy do domu – tłumaczy. Biankę pani Marta karmi jeszcze piersią. – Idziemy na końcu kolumny, więc mogę karmić córkę piersią w normalny sposób. Nikt się tutaj nie dziwi, że jestem z małymi dziećmi, raczej dostrzegam uśmiechy i gotowość pomocy ze strony innych. Poza tym co za różnica, czy cały swój czas poświęcę dzieciom na pielgrzymce czy w domu – pyta. – Pielgrzymka jest trudem, bez wątpienia. Idę z intencją dziękczynną, chcę dziękować za to, co mam i kogo mam – precyzuje Marta.

Kościół młodych

Pod kościołem w Wilkołazie trwa postój. Właśnie skończyły się Msza św. i obiad. Niektórzy odpoczywają, inni się przepakowują, a jeszcze inni śpiewają lub organizują spontaniczne zabawy. W tej ostatniej grupie jest kilku chłopców, którzy nie siadają ani na chwilę i biegają ze spryskiwaczami na wodę. Wygląda to na pielgrzymkowy śmigus-dyngus, ale zmęczonym upałem przynosi prawdziwą ulgę. – Jestem na szlaku po raz trzeci. Jest po prostu super. Pielgrzymka rozwija mnie duchowo i jest też sposobem dobrego treningu fizycznego. Poszedłem raz i bardzo mi się spodobało – mówi ze śmiechem Kacper, licealista z małej miejscowości pod Lublinem. Na tegorocznej pielgrzymce jest niemal z całą rodziną. Są też jego koledzy z zespołu muzycznego „Kołtuny”, który powstał na trasie pielgrzymkowej rok temu. – Nie zamieniłbym na nic tego wyjątkowego klimatu. Ludzie jednoczą się, łączą we wspólnej modlitwie, ale i w trudzie. Jest to widoczne nawet wieczorem, kiedy nie wiemy, gdzie będziemy spać. Nikt nie protestuje ani nie narzeka, że będzie nocował w stodole, a nie u jakiejś rodziny w domu z łazienką. Poza tym to jak eksplozja dobra. Mieszkańcy miejscowości, do których przychodzimy, organizują posiłki, zapewniają nam nocleg. Czasami w szczerym polu ktoś ustawia stolik, na którym czeka na nas zimny kompot w kubeczkach. Czuje się tu żywy Kościół. Mam nadzieję, że ta atmosfera udzieli się też w naszych parafiach – dodaje Kacper. – Ja mam już odciski i zapalenie zatok, ale się nie poddaję. Cieszę się, że tu jestem. Idę w intencji swojej matury i modlę się za brata, który jest w seminarium u palotynów – wyznaje Miriam Modrzejewska, uczennica III LO w Lublinie. – Z mojej szkoły niewiele osób poszło na pielgrzymkę. Jak niektórzy się dziwią, że idę, to staram się wyjaśnić, po co to robię – mówi Bartosz Chudzik z Matczyna. – Najbardziej sobie cenię na pielgrzymce możliwość poznawania ciekawych osób. Każdego roku zawieram nowe znajomości, które są trwałe, a to dzisiaj nie jest takie oczywiste. Poza tym pielgrzymka stanowi pewną formę wakacji i to za przyzwoite pieniądze. Nie każdego stać, żeby gdzieś wyjechać w ciekawe miejsce i przeżyć przygodę – dodaje Bartosz. – Dzięki Kacprowi i Bartoszowi idę po raz pierwszy i jestem zadowolony. Mieli rację co do wyjątkowej atmosfery na pielgrzymce – dodaje Patryk Walczak z Radawca.

Eliksir młodości

Ma 67 lat. Idzie po raz siódmy. Mieszka w Lublinie, w parafii św. Antoniego. – Mimo że byłem na wielu innych pielgrzymkach, ta do Częstochowy jest najpiękniejsza – mówi pan Stanisław. – Żeby iść, trzeba mieć do tego powołanie. Droga wiąże się z trudem, niekiedy nawet z bólem, ale jak się niesie intencję, to człowiek myśli o tym, co najważniejsze. Jestem emerytem, a idę z młodymi. W takim towarzystwie zapomina się o swoim wieku, słabościach i ograniczeniach i jest się młodym duchowo. Tańczę i podskakuję z innymi na apelach i nikogo to nie dziwi. Bardzo się z tego cieszę, że mogę być autentyczny przed Bogiem – dodaje. Jednym z rekordzistów, jeśli chodzi o liczbę odbytych pielgrzymek na Jasną Górę, jest z pewnością charyzmatyczny ks. kan. Jan Domański, proboszcz parafii Konopnica i ojciec duchowny pielgrzymki lubelskiej. Pielgrzymów ujmuje spontanicznością, mądrością i oryginalnym poczuciem humoru. – W tym roku idę po raz trzydziesty trzeci – mówi. – To okazja, by dziękować Bogu za wszystkie dary, jakie otrzymuję dzień po dniu. Moim zadaniem jest też dziękować za wszystkich spotykanych przeze mnie ludzi. To w nich odkrywam i podziwiam piękno i mądrość Boga – kontynuuje. – Nie mogę zachowywać radości, darów i talentów tylko dla siebie. Chcę się nimi dzielić z pątnikami. Kto ma czyste serce, ten jest prawdziwie szczęśliwy. A pielgrzymka odmładza i dodaje sił. Polecam wszystkim – podsumowuje.

Dostępna jest część treści. Chcesz więcej? Zaloguj się i rozpocznij subskrypcję.
Kup wydanie papierowe lub najnowsze e-wydanie.