Ale dym!

Agnieszka Gieroba

|

Gość Lubelski 03/2015

publikacja 15.01.2015 00:00

Orszak Trzech Króli. Legenda mówi, że było ich czterech, ale jeden się spóźnił. Mimo to w Lublinie czwarty symboliczny król obecny był na orszaku już drugi raz. Do tego ogromna kadzielnica, kolorowa gwiazda i tysiące koronowanych głów.

Orszak w drodze do katedry Orszak w drodze do katedry
ZdjĘcia Agnieszka Gieroba /Foto Gość

Na pomysł, by tegorocznemu orszakowi towarzyszyła wielka kadzielnica, wpadł ks. Ryszard Podpora, szef Wydziału Duszpasterskiego Kurii Metropolitalnej, odpowiedzialny za orszak. – Zostaliśmy zaproszeni na rozmowę i usłyszeliśmy o pomyśle zbudowania największej na świecie kadzielnicy. Zapytałem, jaką ma mieć średnicę. Usłyszałem, że tak ze cztery metry. Pierwsza moja myśl była taka: „Litości! Przecież jeśli taką zbudujemy w pracowni, to w żaden sposób jej stamtąd nie wyniesiemy. Stwierdziliśmy, że jeśli otworzymy obydwa skrzydła okna i tamtędy spróbujemy ją wydostać na zewnątrz, to może mieć maksymalnie dwa metry średnicy. Taką zbudowaliśmy – opowiadają Krzysztof Kijewski i Krzysztof Kowalik z Zespołu Szkół Plastycznych w Lublinie, którzy czuwali nad tym projektem. I choć jej rozmiar zmniejszył się o połowę od pierwotnie zakładanego, i tak okazała się największą kadzielnicą na świecie. Nawet większą od tej w Santiago de Compostela. Kiedy ją rozpalono, dym kadzidła uniósł się nad placem Zamkowym w takiej obfitości, że widzieli go nawet stojący najdalej uczestnicy orszaku. Nawiązał do tego abp Stanisław Budzik, otwierając orszak. – Niech nasze serca staną się kadzielnicami gorejącymi dla Jezusa, niech się wzniesie nasza modlitwa jak kadzidło przed oblicze Twoje, Panie – mówił.

Dostępna jest część treści. Chcesz więcej? Zaloguj się i rozpocznij subskrypcję.
Kup wydanie papierowe lub najnowsze e-wydanie.