Kaletnik jak psycholog

Justyna Jarosińska

|

Gość Lubelski 20/2015

publikacja 14.05.2015 00:15

Gdy zapytać w Lublinie, gdzie można wymienić zamek w torbie, spodniach czy butach, odpowiedź zawsze zabrzmi jednakowo: na Zielonej.

 – Ta walizka ma duszę – wyjaśnia pan Dariusz – Ta walizka ma duszę – wyjaśnia pan Dariusz
Justyna Jarosińska /foto gość

Coraz rzadziej naprawiamy stare ubrania czy przedmioty. Jeśli już to robimy, to z reguły z sentymentu. Zapotrzebowanie na usługi tego rodzaju powoli ginie. I choć swego czasu Ministerstwo Gospodarki, by uchronić przed naturalnym wyginięciem zawody takie jak kaletnik, szewc czy kuśnierz, postanowiło dofinansować małe przedsiębiorstwa zajmujące się taką działalnością, to jednak nie pomogło utrzymać się na rynku ludziom, którzy zajmują się dziś niszową działalnością. Zakładów, w których można naprawić buty czy torbę, jest coraz mniej. Są jednak tacy, którzy ciągle z zamiłowania, a może z przyzwyczajenia, siedzą w swoich kanciapach i czekają na zwolenników naprawiania i tym samym przeciwników kupowania nowego.

Zakład z duszą

O miejscu, gdzie da się przywrócić życie starej walizce czy zdezelowanemu paskowi, wie w Lublinie każdy. – Proszę pani, wiadomo, że trzeba pójść na Zieloną – mówi pan Stefan, który od lat wiernie odwiedza zakład pana Dariusza Dudkiewicza.

Dostępna jest część treści. Chcesz więcej? Zaloguj się i rozpocznij subskrypcję.
Kup wydanie papierowe lub najnowsze e-wydanie.