O pierwszych decyzjach, bolączkach Lubelszczyzny oraz o tym, że politykiem tak naprawdę jest każdy, z wojewodą lubelskim Przemysławem Czarnkiem rozmawia Justyna Jarosińska.
Przemysław Czarnek jest pracownikiem naukowym KUL i nadal będzie pracował na uczelni
Justyna Jarosińska /Foto Gość
Justyna Jarosińska: Dotychczas nie był Pan znanym politykiem.
Przemysław Czarnek: Byłem znany w kręgach samorządowych i prawniczych, ale też jako polityk znany byłem w okręgu zamojskim. Dziś niestety wielu ludziom wydaje się, że jeśli ktoś nie pojawia się na pierwszych stronach gazet, to nie ma go w polityce. A politykiem tak naprawdę jest każdy, kto politykę rozumie jako działanie na rzecz dobra wspólnego. Ja tak właśnie to rozumiem i w takiej polityce jestem już od wielu lat. Najpierw na studiach – jako asystent prezydenta Zamościa, później w Instytucie Edukacji Narodowej, a od 2005 r. związany byłem z biurem posła Sławomira Zawiślaka. Cały czas więc jestem w tzw. obiegu politycznym.
Na stanowisko wojewody trafił Pan z poparcia kluczowych polityków regionu.
Tak, moją kandydaturę poparł tandem polityczny Michałkiewicz–Zawiślak. To było działanie pełnomocników dwóch okręgów wyborczych. Wbrew temu, co czytamy w prasie, moja osoba na urzędzie wojewody to efekt działań nie tylko posła Zawiślaka, ale także ministra Krzysztofa Michałkiewicza.
Dostępna jest część treści. Chcesz więcej?
Zaloguj się i rozpocznij subskrypcję.
Kup wydanie papierowe lub najnowsze e-wydanie.