Dni Młodych oczami... młodych

Anna Chlebus

publikacja 02.07.2016 11:20

- Gdybym sama nie interesowała się tym, w czym mam uczestniczyć, wiedziałabym o wiele mniej. Jako wolontariusz czasami czuję się trochę niedoinformowana. Ale tutaj bardzo wiele zależy od samej parafii - mówi Marta.

Dni Młodych oczami... młodych Młodzież oczekuje spotkania z żywą wiarą i jej świadkami Materiały DM Poczekajka

Światowe Dni Młodych zbliżają się coraz szybciej, sadząc w siedmiomilowych butach. Początek lipca już za nami, organizatorzy dopinają wszystko na ostatni guzik, rzecznicy prasowi dwoją się i troją, by ze wszystkim zdążyć na czas, a uczestnicy zaczynają powoli pakować swoje plecaki pielgrzymów. Jak wygląda to od strony organizatorów i parafii - wszyscy wiemy. A jak ŚDM maluje się w oczach samych młodych?

- Odkąd zobaczyłam informacje o Światowych Dniach Młodzieży w Rio de Janeiro, wiedziałam, że chcę tam pojechać - mówi Marta, studentka KUL pochodząca z Jeleniej Góry. Na drodze do realizacji planu stanęły jej jednak przyczyny finansowe. Z wielkim entuzjazmem zareagowała na wieść o obchodach w Polsce. ŚDM w Krakowie będą pierwszymi, w których weźmie udział - zdecydowała się zarejestrować jako wolontariusz już rok temu, gdy tylko otworzono zapisy. - Fajnie jest pojechać, ale jeszcze lepiej się zaangażować - twierdzi. Nie zniechęca jej medialne straszenie terroryzmem, choć sama z uśmiechem utrzymuje, że być może to efekt błogiej nieświadomości - po prostu nie ogląda telewizji. - Moi rodzice, faktycznie, trochę się boją, ale dla mnie to nie ma znaczenia. Ja po prostu chcę tam być. I już! - śmieje się.

Narzeka jedynie na promocję i przepływ informacji, organizację. - Dostajemy newslettery, które są naszym przygotowaniem, ale wcześniejsze spotkania jako takie nie były w ogóle zorganizowane, przynajmniej w mojej parafii. Szkolenie przejdziemy już tam, na miejscu. Same zadania dla wolontariuszy są rozdzielane bardzo późno, bo dopiero teraz. Być może dlatego, że listy były długo otwarte - mówi. - Trochę brakuje mi reklamy ŚDM, rozpropagowanie tego jest raczej średnie. Gdybym sama nie interesowała się tym, w czym mam uczestniczyć, wiedziałabym o wiele mniej. Jako wolontariusz czasami czuję się trochę niedoinformowana, bardzo mało tak naprawdę wiemy. Ale tutaj bardzo wiele zależy od samej parafii i ludzi w sztabie centralnym. Kiedy ludzie młodzi działają aktywnie w parafii, jeśli mają zielone światło od proboszcza - sytuacja wygląda dużo lepiej. Brakuje mi, niestety, również odgórnych akcji promocyjnych - tłumaczy.

W podobny sposób wypowiada się Magda, tegoroczna maturzystka z Lublina. - Momentami jest mi przykro, że my, katolicy, nie potrafimy właściwie promować wydarzeń, które mają przecież sens i ogromne znaczenie. Kiedy usłyszałam, że dzień przed Areną Młodych chce się nam zafundować zespół Mazowsze, to parsknęłam śmiechem. Uważam, że ktoś sobie robi ze mnie żarty. Jeśli taki jest pomysł na promocję, to gratuluję, ale mnie tam nie będzie. Wezmę udział w Arenie Młodych i pojadę do Krakowa, bo chcę usłyszeć głos papieża Franciszka. Pojadę tam, bo on powie mi o Chrystusie, powie mi, czym jest autentyczna wiara. No właśnie, za mało mówi się o Chrystusie i Jego nauce w ramach promocji ŚDM, tak uważam. Za mało, bo to On jest sensem tego spotkania - wyjaśnia. - Papież ma już swoje lata, a jednak wie, jak mówić, wie, jak się zachować. Zachodzę w głowę, jak to możliwe, że u nas nawet młodzi księża mają problem z komunikacją. Przykład? Proszę posłuchać, jak promowana jest w czasie ogłoszeń parafialnych Arena Młodych - kwituje.

Iza, studentka psychologii z Krzywego, ŚDM-ową promocję na Lubelszczyźnie chwali. - Wszędzie są reklamowane jakieś większe akcje, koncerty. Zawsze, jak coś się dzieje, to stoją ich stanowiska - mówi. - W naszej parafii bardzo często wspominają o ŚDM i modlą się w intencji Dni Młodych, czy na Mszy św., czy na modlitwach uwielbienia.

Ola, studentka z Łęcznej, by poczuć ŚDM-ową atmosferę, wybiera się tylko na lubelskie obchody na Arenę Młodych. Z krakowskich zrezygnowała nie tylko z powodu terminu, który jej nie odpowiada. - Tłum, dużo ludzi, nie wiesz nigdy, na kogo trafisz. A to zaraz jakieś kradzież. Nic nie wiadomo - mówi. - Media opisują to bardzo pozytywnie, wszystko zabezpieczone, nic się nie stanie. Ale ludzie różnie mówią, że lepiej się tam nie wybierać, bo wszystko jest bardzo słabo zorganizowane, że będzie jedno wielkie zamieszanie - tłumaczy.

Ola wytyka organizatorom dość duże braki w prowadzonej promocji. - Nie spotkałam się, mówiąc szczerze, z żadnymi plakatami, może jeden lub dwa mi się przewinęły, widziałam też coś w sieci... No, i sylwestrowe billboardy, na których nawet nie widać hasła przewodniego ani logo. Nie za bardzo zauważyłam, żeby ta cała promocja wychodziła poza wiadomości i machające flagi - wylicza. Zapytana, skąd w takim razie czerpie bogatą wiedzę na temat ŚDM, odpowiada ze śmiechem: - Od babci. Wszystko od babci, ona słucha dużo Radia Maryja, a tam mówią o tym non stop.

W kwestii promocji z Aleksandrą zgadza się Kasia, studentka UMCS, pochodząca z Nałęczowa. - Najwięcej wiadomości czerpię z Facebooka. Ludzie często o tym piszą, tworząc wydarzenia, zapraszają mnie. Tylko, że to powinno być takie ogromne wydarzenie, przyjadą do nas przecież ludzie z całego świata, a jest takie... No, mniej ogromne - śmieje się. - Mam wrażenie, że najbardziej ŚDM reklamują sami uczestnicy, bardzo brakuje mi oficjalnej promocji, odgórnej i profesjonalnej. Za to bardzo mocno stoi ta negatywna promocja - tyle teraz się mówi o chrześcijanach jako o grupie zagrożonej atakami terrorystycznymi. Media straszą, straszą i jeszcze raz straszą. Ale uważam, że to jest mocno rozdmuchane - twierdzi.

- Jeśli chodzi o jakieś zamachy bombowe, byłabym spokojna - przecież Polska przyjmuje bardzo mało uchodźców, nie musimy porównywać się z takimi krajami jak Francja czy Belgia. Polska jest nadal krajem nieco „za ścianą” i akurat u nas jest w tej chwili bezpiecznie - dopowiada ze spokojem studentka katolickiego uniwersytetu.

Zupełnie innego zdania na ten temat jest Maciek, maturzysta ze Świdnika, uczestnik Światowych Dni Młodych w Madrycie, który na tegoroczne obchody w ogóle się nie wybiera. Zapytany o przyczynę, odpowiada krótko: - Na początku chciałem się wybrać, potem usłyszałem o tych zamachać w Belgii i Francji... I zmieniłem zdanie. Może, gdybym był sam i nie miał nic i nikogo do stracenia, rzeczywiście bym się zdecydował - tłumaczy z zapałem. Z madryckich obchodów najlepiej wspomina wizyty w mniejszych miejscowościach, szczególnie w okolicach Andaluzji. - Chodziło o to, żeby poznać ten kraj, poznać go od środka, zobaczyć, jak radzi sobie ich Kościół naprawdę, nie tak, jak będą chcieli go pokazać w stolicy - mówi. - Na centralnych obchodach było bogato, reprezentacyjnie, mnóstwo ludzi, papieża widzieliśmy gdzieś w oddali na telebimie, a myśleliśmy tylko o tym, że jest tak gorąco, że krem do opalania z nas skapuje - śmieje się.

Arek, student z okolic Przemyśla, jedzie do Krakowa. - Wybieram się jako uczestnik do Krakowa z moją wspólnotą na całe 5 dni, bo chcę być na całym programie, nie chcę niczego przegapić - mówi.

Więc co takiego ciągnie młodych na ŚDM? Czy tylko oczekiwane spotkanie z papieżem, czy chęć spotkania z rówieśnikami z całego świata? Na pytanie trafnie odpowiada Maciek.

- Chodzi o to, że kiedy taki przeciętny młodzik chodzi gdzieś tam do siebie do parafii, to źle się czuje wśród tych wszystkich starszych od niego Grażyn i Krysiek. On tam po prostu zwyczajnie nie pasuje. A kiedy nareszcie jest otoczony katolikami w swoim wieku, radosnymi i podobnymi do niego, czuje się po prostu chciany. Jest u siebie.