Bycie uchodźcą to krok desperacji

Agnieszka Gieroba

|

Gość Lubelski 28/2016

publikacja 07.07.2016 00:00

Kiedy wspomina, jak było 10 lat temu, sama się sobie dziwi, że dała radę. Miała 41 lat, była wdową, miała czterech synów na utrzymaniu. Swoje i ich życie niosła na plecach. Każdy z uchodźców mieszkających w Lublinie ma swoją trudną historię.

Armine Ożga-Margaryan z córką Emilią. Armine Ożga-Margaryan z córką Emilią.
Agnieszka Gieroba

Sama już nie wiem, co było gorsze, jak leciały bomby czy jak ostrzeliwali nas Rosjanie. Strach podchodził do gardła. Żebym tylko mogła bać się o własne życie, to może jeszcze jakoś bym to zniosła, ale bałam się przede wszystkim o moich czterech synów i męża. Najstarszy z chłopców miał 12 lat, najmłodszy 4. Znalazł się on w grupie dzieci uprowadzonych przez Rosjan. Trzymali ich w lesie w jakichś norach. Kiedy nasi odbili dzieci, mój syn nie był sobą. Zachowywał się jak zwierzątko, wszystkiego się bał. Myślę, że nigdy już nie będzie beztroski, choć od tamtej pory minęło ponad 10 lat – opowiada Lida Khamzatowa z Czeczenii.

Dostępna jest część treści. Chcesz więcej? Zaloguj się i rozpocznij subskrypcję.
Kup wydanie papierowe lub najnowsze e-wydanie.