Zmiany dobre czy złe?

Justyna Jarosińska Justyna Jarosińska

publikacja 01.09.2016 13:20

Zmiany dobre czy złe?

Na Lubelszczyźnie pierwszy dzwonek zabrzmiał dziś dla ponad 350 tys. uczniów oraz ok. 31 tys. nauczycieli.  Wielu, szczególnie rodziców, już go trochę wyczekiwało, wielu o nim dyskutowało przede wszystkim w kwestii wprowadzonych ostatnio zmian. W zasadzie można stwierdzić, że temat szkoły stał się ulubionym tematem spotkań w większym gronie. Okazuje się, że wśród nas większość dobrze wie, co się stanie z budynkami po zlikwidowanych gimnazjach oraz nauczycielami tychże szkół, którzy zdaniem dyskutantów, już wkrótce zasilą rzesze bezrobotnych.

Kilka dni temu w kazimierskiej restauracji słyszałam jak całkiem spora gromada dorosłych otoczona maluchami, dzieliła się swoją wizją niszczejących gmachów gimnazjalnych oraz koniecznością płacenia dodatkowych podatków, by rząd mógł tworzyć sztuczne stanowiska dla tracących pracę nauczycieli. Co ciekawe nikt nie wspomniał o tym, że nauczyciele od dawna tracą pracę z powodu niżu demograficznego, który od lat daje się we znaki.

Wśród dyskusji pojawił się także temat sześciolatków w szkole i likwidacji testu szóstoklasisty. Niby radość, ale… W jednym przypadku za wcześnie, w drugim za późno. Bo w przedszkolu będzie ciasno, a Tomek musiał się jeszcze w tym roku męczyć z tym pisaniem. Nie obyło się bez komentarza dotyczącego szkolnych sklepików i jedzenia w nich sprzedawanego. Najpierw było źle, potem jeszcze gorzej a teraz … znowu będzie źle.

Z dyskusji, które słychać zarówno w restauracjach jak i komunikacji miejskiej wynika, że ludzie chcą zmian w szkolnictwie. Są tacy, co posunięcia rządu krytykują, są i tacy, którzy bez narzekania obyć się nie mogą i są też ci, którzy na te zmiany czekali latami.

Większość rodziców kolegów mojego syna, którego ominie w tym roku egzamin szóstoklasisty, cieszy się z powrotu 8-klasowej szkoły podstawowej i  4 – letniego liceum. W zasadzie zewsząd słyszę, że to w końcu powrót do normalności.  Wielu jednak solidaryzuje się z nauczycielami pracującymi obecnie w gimnazjach, którzy być może trochę na zapas martwią się o swoją przyszłość, bo przecież  uczniów raczej z powodu reformy szkolnictwa nie ubędzie.

Zasadne prawdopodobnie są za to obawy jednej z moich znajomych pracującej od lat w lubelskim gimnazjum jako sekretarka. Kobieta ma świadomość, że dla pracowników niepedagogicznych pracujących w gimnazjach,  może nie starczyć etatów w podstawówkach i liceach.

Jak będzie wyglądała przyszłość polskiej szkoły tak naprawdę nikt na razie jeszcze nie wie. Szczegółowe rozwiązania dotyczące zmiany w strukturze szkół, MEN ma przedstawić w połowie września  a i tak na to, by oceniać obecne posunięcia, trzeba będzie poczekać kilka lat.