1,5 mln litrów mleka dziennie

ks. Rafał Pastwa ks. Rafał Pastwa

publikacja 02.09.2016 10:49

Szykuje się protest hodowców bydła i producentów mleka w Lublinie. Powodem jest bierność władz, nadprodukcja mleka i import artykułów mleczarskich po cenach dumpingowych z innych krajów UE.

1,5 mln litrów mleka dziennie Rafał Stachura, prezes Zarządu Lubelskiego Związku Hodowców Bydła i Producentów Mleka, zapowiedział rozpoczęcie protestu 8 września o 12.00 pod CSK W Lublinie. ks. Rafał Pastwa /Foto Gość

Rafał Stachura, prezes Zarządu Lubelskiego Związku Hodowców Bydła i Producentów Mleka, doktor medycyny weterynaryjnej i absolwent Uniwersytetu Przyrodniczego w Lublinie - o hodowli krów i produkcji mleka wie praktycznie wszystko. Zatrudnia ponad czterdzieści osób. Zapytany przed rokiem o to, gdzie najlepiej prowadzić biznes, odpowiadał krótko: - w Polsce. Dzisiaj sytuacja producentów mleka wygląda zgoła inaczej.

Ks. Rafał Pastwa: Jest Pan współwłaścicielem ogromnego gospodarstwa mleczarskiego na Lubelszczyźnie. Ile krów znajduje się w gospodarstwie i ile litrów mleka produkuje pańskie gospodarstwo?

Dr Rafał Stachura: Dziennie doimy około 750 krów, które łącznie produkują nieco ponad 22 tys. litrów mleka. Mleko to dalej jest przetwarzane w OSM Krasnystaw i SM Bieluch w Chełmie. Pamiętajmy jednak, że na Lubelszczyźnie każdego dnia produkuje się 1,5 mln litrów mleka z około 14 tys. gospodarstw.

Ktoś słysząc takie liczby może pomyśleć, że wychodzi pan na swoje i biznes się kręci w najlepsze. Jak wygląda obecna sytuacja w mleczarstwie, bo zdaje się, że embargo rosyjskie, ale i polityka gospodarcza naszych władz nie pomagają hodowcom krów mlecznych?

Już niemal od roku wszystkie gospodarstwa na Lubelszczyźnie mają płacone za mleko poniżej kosztów produkcji. Jeśli weźmiemy pod uwagę wszystkie koszty, włączając w to prace hodowców i amortyzację inwestycji, to minimalny koszt produkcji wynosi 1,32 zł/l mleka. A średnia cena mleka za ostatni miesiąc, to 0,97 zł. Przy tak niskich cenach nie ma mowy o wychodzeniu na swoje. I żadne dopłaty unijne nie są w stanie pokryć tych strat. W związku z tym zarówno lubelscy, polscy i europejscy hodowcy ponoszą straty. 1,5 mln litrów mleka dziennie   Problem dotyka producentów mleka na Lubelszczyźnie. ks. Rafał Pastwa /Foto Gość Sytuacja w mleczarstwie jest tragiczna, choć rynek lekko drgnął do przodu, ale nie wygląda, że będzie to na długi okres. Embargo rosyjskie bardzo mocno daje się we znaki, zwłaszcza mleczarniom produkującym twarde sery. Polityka zarówno krajowa jak i unijna rzeczywiście nie pomaga hodowcom. Od kilku kadencji nie mamy swoich przedstawicieli w parlamencie polskim i europejskim, tak więc środowiska polityczne mimo, iż starają się czasem pomóc - nie oferują nic konkretnego, co pomogłoby ustabilizować rynek w długim okresie czasu. Niewątpliwie takim stabilizatorem cen były kwoty mleczne, ale zostały one zniesione w zeszłym roku. Po prostu nie ma zrozumienia tematu. Dziś jak jest problem - gasi się ogień. Nikt nie myśli przyszłościowo.

W przypadku producentów jabłek embargo rosyjskie stało się w pewnym sensie impulsem do otwarcia na poszukiwanie nowych rynków. Czy producenci mleka nie mogą pójść w ich ślady?

Mleczarstwo każdego dnia szuka nowych rynków, ale jest w zupełnie innej sytuacji niż gospodarstwa produkujące jabłka. Rynki światowe są zainteresowane bardziej półproduktami, czyli mlekiem w proszku, śmietaną, cagliatą - niż produktami gotowymi, takimi jak sery i przetwory mleczne. Półprodukty mają zdecydowanie mniejszą wartość dodaną niż gotowe już produkty mleczne takie jak ser, jogurt, kefir, itd. Bardzo dużo mówi się o Chinach, ale tam można wyeksportować tylko produkty o minimum 6-cio miesięcznej ważności do spożycia. To eliminuje 95% naszych produktów i zostaje tylko do zaoferowania mleko i serwatka w proszku, oraz mleko UHT. W tych produktach jednak zdecydowanie mocniejsze są kraje Oceanii (Nowa Zelandia i Australia), czy też Stany Zjednoczone, gdyż mają mniejsze koszty produkcji. Na rynku północno-afrykańskim panuje bardzo dużo chaosu, co skutkuje mniejszą ilością odbiorców. Każdy z krajów europejskich boryka się z nadprodukcją mleka, tak jak Polska.

Czym spowodowane są te ogromne nadwyżki produkcji mleka?

Nadwyżka na rynku europejskim spowodowana jest głównie zniesieniem kwot produkcji mleka, które oczywiście jest na rękę przetwórniom (głównie prywatnym), gdyż płacą mniej za surowiec. Bardzo ważnym odbiorcą dla sektora mlecznego jest Rosja, która niestety wprowadziła embargo na wszystkie produkty spożywcze z Europy. Polska wysyłała tam 9 proc. produkcji, ale w produktach o akceptowalnej wartości dodanej. Trudno w takiej sytuacji znaleźć nowe rynki zbytu za opłacalne ceny produkcji. Europa ma wysokie ceny produkcji, które gwarantują bardzo wysokie standardy mleka - i co za tym idzie jakość produktów. Ponadto gwarantujemy bezpieczeństwo dostarczania żywności do polskich sklepów, co w dzisiejszych niespokojnych czasach powinno być brane pod uwagę. Ponadto handel w kraju wprowadził dodatkowe „embargo” cenowe. Produkty w sklepach potaniały o około 3 proc., a mleko w naszych gospodarstwach nawet o 40 proc.

Jakie kwestie w mleczarstwie wymagają natychmiastowej interwencji i poprawy?

Jest bardzo wiele do zrobienia, ale nie są to skomplikowane rzeczy: Trzeba wprowadzić realne dopłaty do eksportu w celu wywiezienia nadwyżek produkcji  poza Polskę i UE , co zmniejszy podaż na krajowym rynku i zrekompensuje też niskie ceny na rynkach światowych. Po drugie trzeba zablokować import artykułów mleczarskich po cenach dumpingowych z innych krajów Unii Europejskiej, oraz wprowadzić kontrolę nad importowanymi produktami przez ARR. Po trzecie, należy pilnie uregulować na drodze ustawowej współpracę pomiędzy producentem, a sieciami handlowymi. Włącznie z określeniem jaki procent ceny detalicznej ma trafić do producenta. Należy wesprzeć Polskie Spółdzielnie Mleczarskie, gdyż nie będą one funkcjonować bez producentów mleka, a ci bez spółdzielni. Musimy inwestować duże środki na kampanie reklamowe promujące walory prozdrowotne wyrobów mleczarskich i zwiększające spożycie mleka. Należy powrócić do wcześniejszego rozwiązania dotyczącego spożycia mleka w szkołach, by dzieci otrzymywały je przez pięć dni w tygodniu. Uważam, że konieczne jest wsparcie finansowe dla gospodarstwa, które ze względu na nieopłacalną produkcję mleka chce zmienić profil produkcji rolnej. Przyczyni się to do zmniejszenia nadprodukcji mleka. Według mnie jeszcze jedną bardzo ważną regulacją powinien być powrót do uregulowania nadprodukcji mleka poprzez system kwotowy. 

Jakie kroki chcą podjąć w związku z kryzysem producenci mleka na Lubelszczyźnie?

Jako prezes Zarządu Lubelskiego Związku Hodowców Bydła i Producentów Mleka  zorganizowałem  spotkanie, które odbyło się 8 czerwca dla lubelskich hodowców, prezesów mleczarni i rad nadzorczych, na którym opracowaliśmy powyżej przedstawione stanowisko naszych oczekiwań w celu poprawy obecnej sytuacji. Zostały one przesłane do wszystkich senatorów, posłów, europosłów, pana wojewody i marszałka województwa. Sprawą zainteresował się tylko pan marszałek Sławomir Sosnowski i zaprosił nas na spotkanie, które zaowocuje pomocą w promocji naszych produktów. Poza tym nikt się nie odezwał. Nasi politycy zapomnieli, że jesteśmy regionem rolniczym. 1,5 mln litrów mleka dziennie   Na Lubelszczyźnie produkuje się 1,5 mln litrów mleka dziennie ks. Rafał Oastwa /Foto Gość Dlatego 8 września postanowiliśmy zorganizować protest na ulicach Lublina i przed Urzędem Wojewódzkim wobec bierności aktualnej polityki wobec sektora mleczarskiego. Tego dnia zaproszeni są wszyscy hodowcy. Tylko to pomoże politykom zauważyć, że jesteśmy i mamy bardzo duże problemy spowodowane między innymi nieprawidłowymi decyzjami politycznymi. Spotykamy się 8 września przed Centrum Spotkania Kultur, przy placu Teatralnym 1 o godzinie 12.00 i tam rozpoczniemy protest. Następnie przejdziemy pod Urząd Wojewódzki. Mam nadzieję, iż zechce się z nami spotkać pan wojewoda Przemysław Czarnek. Media zapraszam na konferencję prasową do Hotelu Merkury przy A. Racławickich o 11.00.

Czym grozi bierność władz na obecna sytuację?

Głównym problemem jest niezrozumienie tematu. Nikt nie widzi zagrożenia dla całego sektora mleczarskiego. Z Lubelszczyzny pochodzą przewodniczący sejmowej komisji rolniczej pan poseł Jarosław Sachajko, oraz przewodniczący komisji rolniczej senatu pan Jerzy Chróścikowski. Cisza z ich strony jest dla nas bardzo wymowna i niepokojąca. Dla nas oznacza to, że w ich mniemaniu wszystko dobrze się dzieje. Politycy grzmią o sukcesach sektora mleczarskiego, a na polu walki pozostajemy sami z cenami poniżej kosztów mleka. Nie możemy cały czas dokładać do produkowania mleka, a handel w tym czasie zarabia krocie. To po prostu nie jest solidarne i bardzo niebezpieczne społecznie. Pamiętajmy, że mamy około 14 tys. hodowców i 11 mleczarni w których pracuje łącznie kilka tysięcy osób. W takiej sytuacji zabraknie też naszych Lubelskich produktów na naszych stołach, które przecież konsumenci sobie bardzo cenią. Bierność władz doprowadzi wiele lubelskich gospodarstw i mleczarnie - do bankructwa. Już najwyższy czas by realnie zadbać o rodzimą gospodarkę i zabezpieczyć się przed utratą tysięcy miejsc pracy.