Chodzi o to, by razem dojść do nieba

ag

publikacja 10.09.2017 12:10

Niektórzy mają długi staż małżeński, inni dopiero zaczynają wspólną drogę. Nie jest ważne, ile ma się lat, zawsze można zacząć budować swoje małżeństwo według wskazówek ks. Franciszka Blachnickiego.

Pary animaorskie odebrały świece Pary animaorskie odebrały świece
Agnieszka Gieroba /Foto Gość

Nie trzeba być w stanie kryzysu, by zacząć szukać dla swojego małżeństwa jakiejś recepty na to, by było szczęśliwe. Domowy Kościół Ruchu Światło-Życie daje sprawdzone wskazówki, co robić, by do kryzysu nie doszło, by zwyczajnie być bliżej siebie, rozumieć się lepiej, dobrze wychowywać dzieci. - Najważniejsze jednak, że pomaga dostać się do nieba zarówno żonie, jak i mężowi - mówią małżonkowie zaangażowani w formację Domowego Kościoła.

Po wakacyjnej przerwie, podczas której wiele małżeństw uczestniczyło w różnych oazowych rekolekcjach, rozpoczął się kolejny rok pracy formacyjnej w małych grupach. Uroczysta Msza św. na rozpoczęcie odbyła się w kościele ojców kapucynów na Poczekajce. Mszy św. przewodniczył o. Andrzej Derdziuk. Był to też czas na podzielenie się przeżyciami z rekolekcji.

Rekolekcje to czas umocnienia i poznania innych małżeństw, które podobnie przeżywają wiarę, a wzajemne relacje budują w oparciu o zasady Domowego Kościoła.

- W rekolekcjach piękne jest nie tylko spotkanie z Jezusem, ale też to, że przyjeżdżamy z różnych stron Polski z różnych parafii i rodzin i od razu znajdujemy wspólny język, czujemy się sobie bliscy i możemy na siebie liczyć - mówi Kasia.

Rekolekcje to także czas spojrzenia na swoje małżeństwo i własne relacje z Panem Bogiem, a na zakończenie czas świadectwa.

Ania i Krzysztof zawsze uważali swoje małżeństwo za udane.

- Najpierw - wiadomo - był zachwyt współmałżonkiem, potem na świat przyszły dzieci i nasze życie skoncentrowało się wokół nich. Kiedy jednak dzieci troszkę podrosły, odczuliśmy, że chcielibyśmy czegoś więcej, jakiejś wspólnoty podobnych nam ludzi, z którymi moglibyśmy się spotykać, a jednocześnie budować lepiej nasze małżeńskie relacje. Wtedy odkryliśmy Domowy Kościół. Mimo że wiele rzeczy, o których usłyszeliśmy, było już w naszym małżeństwie, to teraz spojrzeliśmy na nie z innej strony. Zupełnie nowym doświadczeniem był wyjazd na rekolekcje. Trochę się baliśmy, jak to będzie, ale to, co doświadczyliśmy - osobiste spotkania z Jezusem, wielka wspólnota ludzi, którzy, choć na początku całkiem sobie obcy, potrafili przyjść z pomocą w trudnej sytuacji, wielka radość i wyjątkowy czas spędzony razem z rodziną - wszystko było niesamowite - dają świadectwo małżonkowie.

Inaczej było w przypadku Kasi i Wojtka, którzy stali na progu rozwodu.

- Było źle. Nie mogliśmy się dogadać. Ja swoje, mąż swoje. Znajomy ksiądz, z którym rozmawialiśmy, poprosił nas, byśmy zanim podejmiemy jakieś drastyczne decyzje spróbowali przez rok uczestniczyć w formacji Domowego Kościoła. Początkowo nie chcieliśmy, ale było nam głupio odmówić, więc poszliśmy na spotkanie. Pomyślałam wtedy, że ja nie mam już pomysłu na moje małżeństwo, więc jak ma go Pan Bóg, to niech coś zrobi. I zaczął robić. Najpierw dostaliśmy zadanie, by się razem pomodlić. Trudno było, ale potem wstąpiła w nas nadzieja. Kolejne kroki, które są sensem formacji małżonków w Domowym Kościele, zaczęły zbliżać nas do siebie. Dziś z perspektywy czasu możemy powiedzieć, że Domowy Kościół nas uratował - dają świadectwo małżonkowie.