Adwent jest po to, by wywrócić nasze życie do góry nogami

Justyna Jarosińska Justyna Jarosińska

publikacja 08.12.2017 09:25

Gdy gasną znicze na cmentarzach, chwilę później zapalają się lampki na choinkach. Tęsknimy za świętami i przybliżamy je wszelkimi możliwymi sposobami, zapominając jednocześnie o Najważniejszym, którego te Święta dotyczą.

Ks. Damian Dorot jest doktorantem w Instytucie Liturgiki i Homiletyki na Wydziale Teologii KUL Ks. Damian Dorot jest doktorantem w Instytucie Liturgiki i Homiletyki na Wydziale Teologii KUL
Justyna Jarosińska /Foto Gość

Żeby jednak spotkać się z Nowonarodzonym, trzeba mimo wszystko dobrze się do tego przygotować. I wcale nie chodzi o zakup dekoracji choinkowych, prezentów dla najbliższych czy tony jedzenia. – Czas oczekiwania, czyli Adwent, pokazuje nam, że Bóg zostawia całe Niebo, by tu, na ziemi, szukać człowieka, który się zgubił, zagubił – mówi ks. Damian Dorot pracujący na co dzień w kościele rektoralnym św. Piotra Apostoła w Lublinie. – Pozostaje jednak pytanie, czy my chcemy Go spotkać. Ten okres jest okazją do takiego spotkania, wymaga jednak wysiłku, przezwyciężenia często samego siebie – dodaje.

Nawet jeśli do tej pory komuś nie udało się wstać na żadną z porannych Mszy św. zwanych roratnimi, to jednak – jak przekonuje ks. Damian – ciągle ma jeszcze na to szansę. – Warto choć kilka razy przeżyć Roraty, jeśli się ich nigdy wcześniej nie doświadczyło. Zobaczyć to niebo, które po wyjściu z kościoła zmienia barwę z ciemnego na różowy, ale zobaczyć także, jak zupełnie inaczej wygląda dzień rozpoczęty z Panem Bogiem.

Ksiądz Damian zwraca również uwagę na wartość rekolekcji adwentowych, które często są pomijane bądź traktowane przez wiernych marginalnie. – Ludzie zazwyczaj skupiają się na rekolekcjach wielkopostnych, a przecież każde rekolekcje, te adwentowe szczególnie, są po to, by pomóc nam się poskładać – mówi.

Często wydaje nam się, że o Panu Bogu wiemy już wszystko. Przecież nieustannie słyszymy w kościele te same Ewangelie. Jednak – jak zauważa ksiądz Dorot – Bóg nas ciągle zaskakuje. – Nawet w słowie, słyszanym po raz tysięczny jestem w stanie znaleźć coś zupełnie nowego, pięknego, ważnego dla mnie w danej chwili. Tak naprawdę wszystko rozbija się o nasze nastawienie. Jeśli będziemy szli do kościoła, na rekolekcje, myśląc, że ksiądz pewnie będzie przynudzał, to nic nie usłyszymy. Wystarczy jednak prosić Pana Boga, bym otworzył się na Jego słowo, choć jedno, by On mógł na nowo we mnie zamieszkać – stwierdza kapłan.

Mimo że z rekolekcjami nieodłącznie kojarzy nam się spowiedź św., ks. Damian przekonuje, że jeśli nie mamy możliwości czy warunków, nie musimy z niej korzystać akurat w tym czasie. – Chodzi o to, by w ogóle do tej spowiedzi przed świętami przystąpić – zaznacza. – Zachęcam jednak, by robić to wcześniej, nie zostawiać tak naprawdę najważniejszej rzeczy na ostatnią chwilę. Nie szukajmy konfesjonału w Wigilię. Bo spowiedzi nie można odbębnić, nie można jej „zaliczyć”, żeby nikt w domu się nie czepiał. Spowiedź jest bardzo ważna, a istnieje ryzyko, że może stać się mało ważna, gdy staniemy po rozgrzeszenie jak w kolejce po bułki.

Ksiądz Dorot zwraca uwagę także na dobre przygotowanie do spowiedzi. – Ważna jest nasza motywacja – podkreśla. – I choć nie przekreślam także tej zupełnie niskiej, czyli przystąpienia do spowiedzi dla świętego spokoju, bo trzeba pamiętać, że w sakramencie działa wielka łaska, to jednak warto się do tego spotkania z Panem Bogiem dobrze przygotować. Warto zrobić sobie porządny rachunek sumienia, który będzie mnie też choć trochę kosztował. Przypominając sobie grzechy w kolejce do spowiedzi, możemy przecież niektóre pominąć.

I jak tłumaczy ks. Damian, nawet jeżeli kapłan nie powie złożonej i mądrej nauki, jaką chciałby usłyszeć penitent, albo nawet nakrzyczy w konfesjonale, bo i tak może się zdarzyć, to nie ma to tak naprawdę wielkiego znaczenia. – Najważniejszy jest moment rozgrzeszenia, gdy człowiek słyszy te najpiękniejsze słowa świata: „ja odpuszczam tobie grzechy w imię Ojca i Syna i Ducha św.”. Wtedy staje się wolny od tego ciężaru, z którym przyszedł – podkreśla.