Spowiedź - wszystko co chcesz wiedzieć, ale boisz się spytać

jj

publikacja 14.03.2018 14:01

Spowiedź jest sakramentem, który wzbudza najwięcej trudnych emocji. Ludzie mają różne uprzedzenia, stereotypy, lęki.

Unikamy spowiedzi najczęściej dlatego, bo nie rozumiem istoty tego sakramentu Unikamy spowiedzi najczęściej dlatego, bo nie rozumiem istoty tego sakramentu
Roman Koszowski /Foto Gość

Kapucyn brat Tomasz Mantyk przekonuje, że największym problemem z tym sakramentem jest to, że nie rozumiemy jego istoty. - W naszej praktyce sakramentu pokuty i pojednania jest bardzo dużo myślenia legalistycznego, prawniczego, bardzo dużo poczucia obowiązku. A spowiedź przecież przede wszystkim jest spotkaniem i to spotkaniem na kilka sposobów – tłumaczy.

Czasami pojawiają się pomysły, by spowiedź była jedynie powszechna. Jednak, jak zaznacza br. Tomasz, z punktu widzenia potrzeb człowieka, to zupełnie nieadekwatne. - Człowiek potrzebuje spotkać drugą osobę - podkreśla. - Dla mnie, jako kapłana, ważne jest jednak, bym nie spotykał się jako sędzia z zestawem grzechów, a do tego można spowiedź sprowadzić. Czasami ktoś przychodzi, klęka przed kratkami konfesjonału, recytuje formułkę z pamięci, strzela do mnie grzechami jak z kałasznikowa. W tym momencie pojawia się myśl, by zapytać: jak się dziś czujesz, by powiedzieć: przyjdź do mnie jako osoba, a nie jako katalog grzechów. Spowiedź to oczywiście nie jest posiadówka przy kawie, ale ten element spotkania być musi.

Spowiedź to jednak przede wszystkim spotkanie penitenta z Panem Bogiem. - Nawet jak tego nie czujesz, to On tam jest i działa – mówi z mocą kapucyn. - Kiedyś miałem spowiedź, podczas której kompletnie nie wiedziałem, co mam powiedzieć osobie, która się spowiadała. Zupełna pustka. Myślałem tylko, żeby jej krzywdy nie zrobić. Powiedziałem więc parę banałów. Ta osoba sobie poszła, a po miesiącu przyszła znowu i powiedziała: „proszę ojca, chciałam ojcu bardzo podziękować, bo to, co ojciec powiedział wtedy, to mi wszystko rozjaśniło, pomogło rozwiązać problem”. Po ludzku to bezsensu, ale Duch św. działa. I to był dla mnie bardzo mocny znak, że moja mądrość nic tu nie znaczy.

Spotkanie z Panem Bogiem w sakramencie pokuty i pojednania jest niezwykłe, bo ono zmienia życie. - Ojcowie Kościoła mówili o tym sakramencie, że to drugi chrzest, a chrzest jest zanurzeniem w męce Jezusa Chrystusa, byśmy mogli się z Nim wynurzyć do nowego życia – wyjaśnia brat Mantyk. - W czasie naszego życia jednak poprzez grzechy, wracamy do tego co „stare”. Dlatego też, sakrament pokuty i pojednania jest drugim chrztem, w którym człowiek na nowo rodzi się do wieczności.

Brat Tomasz podkreśla też, że spowiedź to moment, w którym Król sam wychodzi do człowieka, klęka i myje mu nogi. - Sakrament pokuty i pojednania to nie jest chwila, w której Jezus staje nad tobą z kijem i wagą waży twoje grzechy, a potem tłucze cię po łapach. Jezus uniża się przed tobą i mówi: daj mi swój brud, ja go wezmę i przybiję do krzyża. Jeśli spojrzymy na ten sakrament z takiej perspektywy, to naprawdę niezrozumiały stanie się nasz lęk.

Kapłan przekonuje, że sakrament spowiedzi nigdy nie jest sakramentem potępienia, ale miłości. - Czasami myślę, że jedyną rzeczą, którą powinienem mówić w konfesjonale to, że Bóg ciebie kocha, albo wręcz: miłość, miłość, miłość – bo to jest odpowiedź na każdy grzech. Nie ma takich grzechów, których On by się brzydził. Warto, żeby penitent pamiętał, że nie idzie do konfesjonału, by usłyszeć wyrok potępienia, ale żeby spotkać się z Miłością.

Spowiedź zdaniem duszpasterza, jest też spotkaniem z samym sobą, nawiązaniem ze sobą kontaktu. - My bardzo często funkcjonujemy w takim oderwaniu od samych siebie, ciągle w pędzie. Zastanawiamy się tylko nad tym, co jeszcze dziś mam w programie do zaliczenia. Ani na moment nie zatrzymujemy się, żeby zapytać siebie samego, co ja czuję, w którym kierunku zmierzam.

Brat Tomasz zaznacza też, że spowiedź jako sakrament jest bardzo ważna, jednak równie ważna jest także cała otoczka towarzysząca temu sakramentowi. – Ważna jest praktyka rachunku sumienia i to nie tylko wtedy, kiedy już stoję w kolejce do konfesjonału - podkreśla. - Należałoby taki rachunek sumienia robić sobie codziennie. Gdy siadamy do rachunku sumienia, warto sobie przypominać, że to nie ma być rachunek w sensie ekonomicznym. Jest oczywiście potrzebny element obiektywizacji naszych grzechów, dlatego Sobór Trydencki precyzując warunki dobrej spowiedzi wyjaśniał, że grzechy ciężkie należy wyznać co do ilości i okoliczności. To dlatego czasami kapłan pyta: ile razy, nie dlatego, że go to jakoś szczególnie interesuje, ale dlatego, że jest różnica między grzechem jednorazowym, a popełnianym co chwilę.

Zdaniem brata Tomasza warto sobie robić „dzienniczek” swojego życia, by jasno widzieć swoje wszelkie niedomagania. – Chodzi o to, czy mój problem z tym, że obgaduję ludzi jest problemem sporadycznym czy notorycznym, albo czy nadużywanie Internetu jest sporadyczne, czy to jest mój sposób na życie, że siedzę na facebooku. Czasami warto policzyć, ile godzin dziennie przeznaczam na Internet. Wnioski mogą być bardzo brutalne – stwierdza kapucyn. - Potrzebujemy obiektywizacji, żeby stawać w prawdzie o sobie, ale element rachunkowy nie może przesłonić tego, co jest istotą spowiedzi. Ja w tym sakramencie mam się spotkać z Jezusem, wiec rachunek sumienia, ma mi pokazać kim ja jestem w relacji do Pana Boga. Czy mam relację z Bogiem żywym.

Duszpasterz przekonuje, że koniecznym warunkiem dobrej spowiedzi jest żal za grzechy. Zaznacza jednak, że to nie jest doświadczenie emocjonalne. Może ono być tylko intelektualne, albo jedynie wolitywne, bo czasami emocjami nie potrafimy żałować tego, co zrobiliśmy. - Wystarczy jednak, że swoją wolą przyjmiesz, że coś jest złe, bo tak mówi Pan Bóg - wyjaśnia. - Nie musisz wszystkiego rozumieć i czuć. My bardzo mocno zaniedbujemy żal za grzechy w praktyce spowiedzi. Często traktujemy go bardzo płytko: trzy razy „Boże bądź miłościw mnie grzesznemu” – warunek spełniony? – spełniony. Był jakiś akt żalu. Jeżeli jednak ten żal jest właściwie przeżyty, to automatycznie prowadzi nas do właściwego postanowienia poprawy.

Postanowienie poprawy, jak wyjaśnia kapłan, nie polega jednak na tym, że od razu mamy się stać lepszą wersją samego siebie. - Prawdziwe postanowienie poprawy rodzi się z zobaczenia rozdźwięku między moimi odpowiedziami na pytania: kim Ty jesteś Panie a kim ja, jak ja odkrywam miłość Bożą i swoją słabość. Ta przepaść staje się przestrzenią, która rodzi we mnie pragnienie poprawy - tłumaczy. - Postanowienie poprawy nie równa się – uda mi się. Wielu z nas to myli. Popadamy w związku z tym w zniechęcenie. 20 razy się spowiadałem i ciągle ten sam grzech. Z doświadczenia wiem, że w 99 proc spowiedzi wymieniane są te same grzechy. Ja też wymieniam te same. Jesteśmy ciągle tymi samymi osobami. Jeden z moich spowiedników mówił: ciesz się, że nie ma nowych grzechów. To zawsze jakiś sukces.

W końcu jest i zadośćuczynienie. - Zadośćuczynienie nie jest zapłatą za grzechy, bo byśmy się nie wypłacili – stwierdza kapucyn. - Nie mamy takiej waluty. Cenę za nasze grzechy zapłacił Jezus Chrystus na krzyżu. Zadośćuczynienie jest nam potrzebne, by pomóc nam zniwelować skutki naszych grzechów.