11. rocznica śmierci abp. Józefa Życińskiego

Agnieszka Gieroba Agnieszka Gieroba

|

GOSC.PL

publikacja 10.02.2022 09:40

Abp Józef Życiński odszedł niespodziewanie 11 lat temu. Ciągle był w drodze, jakby przeczuwał, że nie będzie miał zbyt wiele czasu. O tym, jak zapisał się w ludzkiej pamięci, opowiada abp Stanisław Budzik.

Abp Józef Życiński odprowadza pielgrzymkę, która rusza na Jasną Górę. Abp Józef Życiński odprowadza pielgrzymkę, która rusza na Jasną Górę.
Agnieszka Gieroba /Foto Gość

Znajomość abp. Józefa z abp. Stanisławem Budzikiem trwała 21 lat i obejmowała różne okresy życia obu kapłanów. 11 lat temu, po nagłej śmierci abp. Życińskiego, na jego miejsce do posługi w diecezji lubelskiej został powołany abp. Stanisław Budzik.

Obraz zmarłego metropolity jest ciągle żywy w pamięci wielu ludzi. Brzmi w uszach jego charakterystyczny tembr głosu, przechowujemy pamiątki, które po nim pozostały, sięgamy do myśli zawartych w jego książkach.

- Mimo upływu lat od jego niespodziewanego odejścia, ciągle pamiętamy miejsce i moment, w którym dotarła do nas szokująca wiadomość o śmierci arcybiskupa w Rzymie. W moim wypadku była to Galeria Porczyńskich w Warszawie, gdzie odbywała się z udziałem prezydenta Rzeczpospolitej i nuncjusza apostolskiego w Polsce gala nagród św. Kamila w związku ze Światowym Dniem Chorego. W pewnym momencie podeszła do mnie dziennikarka z telewizji i przekazała kartkę, na której widniały trzy lapidarne słowa: „Zmarł abp Życiński”. To niemożliwe, pomyślałem. Przecież jeszcze wczoraj dzwonił do mnie z Rzymu, pytając o wiadomości z Komisji Wspólnej na temat podatku od usług konserwatorskich. Obawiał się, że jego wprowadzenie dotknie boleśnie parafie nadwiślańskie archidiecezji lubelskiej, uczestniczące w unijnym projekcie restauracji zabytkowych kościołów. Zawsze się troszczył o innych, zabiegał o wielkie i małe sprawy, zapominając o sobie i o swoim zdrowiu. Ale nie było czasu na myślenie, bo zaraz pojawiła się prośba o wyjście z sali i pierwszy komentarz dla mediów - abp Stanisław wspomina moment kiedy dotarła do niego informacja o śmierci abp Józefa.

Mówiąc o zmarłym abp Stanisław podkreśla, że odszedł człowiek gorącego serca i głębokiego umysłu, życzliwy i ufny wobec każdego, ale bezkompromisowy wobec fałszu i zła. Wprowadzał optymizm wiary w trudne ludzkie sprawy, umiał w sposób dyskretny pomagać znajdującym się w potrzebie. Był człowiekiem dialogu umiejącym nawiązywać i podtrzymywać kontakty z ludźmi różnych wyznań i religii, z przedstawicielami wielu środowisk, z wyznawcami rozmaitych poglądów społecznych i politycznych. Był prawdziwym budowniczym mostów pomiędzy Bogiem a człowiekiem, pomiędzy wiarą a rozumem, między nauką a religią. Był przede wszystkim człowiekiem gorącej wiary. Umiał ją przekazywać z wielkim zaangażowaniem i teologiczną kompetencją. Jego przemówienia i teksty były przesycone Ewangelią, którą umiał celnie interpretować i w mistrzowski sposób odnosić do życia oraz do współczesnych ludzkich problemów.

Pierwsze spotkanie

Znajomość obu kapłanów składała się z trzech siedmioletnich okresów podzielonych ważnymi wydarzeniami. Pierwszym było mianowanie ks. prof. Józefa Życińskiego biskupem tarnowskim w roku 1990. - Jego pierwsze pojawienie się w Tarnowie doskonale zapisało się w mojej pamięci. To było mocne wejście, zapowiadające rewolucję stylu prowadzenia diecezji, z dzisiejszej perspektywy można powiedzieć w duchu papieża Franciszka. Wiele zmieniło się w diecezji, także i w moim życiu. Biskup Życiński zwolnił mnie z obowiązków dyrektora Caritas i powierzył zorganizowanie wydawnictwa diecezjalnego, byłem też jego rzecznikiem prasowym, towarzyszyłem mu w wielu podróżach, zwłaszcza zagranicznych. Mogłem przez te pierwsze siedem lat blisko z nim współpracować, bo wydawnictwo było jego wielką radością i troską. Wydawaliśmy tam przecież także jego książki oraz publikacje przez niego wskazane i zainspirowane - wspomina abp Stanisław.

Po siedmiu latach, w roku 1997, biskup Życiński został mianowany arcybiskupem metropolitą lubelskim. - Kilka dni po ogłoszeniu nominacji towarzyszyłem mu jako kierowca w jego pierwszych odwiedzinach w nowej archidiecezji. Pamiętam do dziś szczegóły tamtych spotkań: w domu arcybiskupów, w kurii diecezjalnej, na Katolickim Uniwersytecie Lubelskim, u sióstr karmelitanek w Dysie. Ten długi, intensywny dzień to było życie i działanie arcybiskupa Józefa w pigułce - podkreśla abp Budzik.

Aktywność

Kiedy abp Życiński zamieszkał w Lublinie, a wówczas ks. Stanisław pełnił swoje obowiązki w Tarnowie, kontakt obu z natury rzeczy trochę osłabł, ale spotykali się od czasu do czasu. - Zaprosił mnie na przykład na I Kongres Kultury Chrześcijańskiej w roku 2000. Było to wielkie wydarzenie i początek całej serii Kongresów, które są kontynuowane w cyklu czteroletnim - mówi abp Stanisław.

Po kolejnych siedmiu latach, w roku 2004, abp Stanisław, został mianowany biskupem pomocniczym diecezji tarnowskiej. W jego święceniach biskupich arcybiskup Józef uczestniczył jako współkonsekrator. Otworzył się wtedy nowy etap współpracy i spotkań także na płaszczyźnie Konferencji Episkopatu Polski, zwłaszcza odkąd abp Stanisław został sekretarzem generalnym KEP. - Mogłem wtedy odkryć nowy wymiar aktywności arcybiskupa Życińskiego i obserwować, jak dynamicznie wpisywał się w prace Konferencji, należąc do jej istotnych gremiów - w tym do Rady Stałej i Komisji Wspólnej Episkopatu i Rządu, przewodnicząc Radzie Programowej KAI. Zabierał często głos, współredagował komunikaty, szukał tego, co łączy i wskazywał nowe rozwiązania trudnych problemów - wspomina abp Budzik.

Nagłe odejście

Minęło kolejnych siedem lat i dopełniła się miara dni arcybiskupa. Odszedł do domu ojca w Rzymie, podczas sesji Kongregacji Wychowania Katolickiego. To wydarzenie dotknęło boleśnie wielu ludzi i wiele środowisk. Wywołało wielki rezonans w mediach. - Widzę tu pewną analogię ze św. Janem Pawłem II. On w swoim testamencie sformułował pragnienie, aby jego pascha, czyli przejście z życia do życia, przysłużyło się tej samej sprawie, której poświęcone było całe jego posługiwanie: zbawieniu człowieka, ocaleniu rodziny ludzkiej, sprawie Kościoła, a nade wszystko chwale samego Boga. Trzeba powiedzieć, że Pan Bóg obficie spełnił to pragnienie swego sługi. Odejście Jana Pawła II było jedną wielką ewangelizacją dla całego świata. Przysłowie mówi: jakie życie, taka śmierć. Podobnie było w życiu i śmierci arcybiskupa Józefa. Żył intensywnie, dynamicznie, całą duszą angażował się w głoszenie Dobrej Nowiny, szukał dróg dialogu, budował mosty porozumienia, chciał, aby Kościół był znakiem i narzędziem jedności dla świata, w duchu II Soboru Watykańskiego. Jego odejście i pożegnanie, rozpisane było na kilka stacji - z Rzymu do Polski, przez Tarnów i Chełm do Lublina - i zjednoczyło wielu ludzi w szacunku dla zmarłego - mówi abp Stanisław.

Otwarty na drugiego

Arcybiskupa Józefa Życińskiego znaliśmy jako wielkiego myśliciela, naukowca, ale ujmował nas przede wszystkim swoją osobowością. Zawsze przyjazny, życzliwy, łatwo nawiązujący kontakt, dostrzegający dobro w drugim człowieku, znajdujący w jego duszy strunę, którą umiał poruszyć, nie pozostawiający nikogo obojętnym. Miał jasne poglądy i odważnie je formułował, nie lękając się, że się komuś narazi. Umiał łączyć wielkie przemyślenia natury filozoficznej o kondycji człowieka, świata czy Kościoła z zamiłowaniem do szczegółu. Potrafił precyzyjnie nazywać rzeczy po imieniu, znaleźć słowo odpowiednie do sytuacji, słowo, które podnosiło, krzepiło, pobudzało do refleksji.

- Przemierzając obecnie archidiecezję lubelską, odprawiam w tych samych kościołach, wizytuję te same wspólnoty i często spotykam się ze śladami jego obecności, w formie zdjęć, wpisów w księgach pamiątkowych, tablic, ale jeszcze ważniejsze są trwałe wspomnienia, które ludzie noszą w sercach. Arcybiskup Józef chciał być „wszystkim dla wszystkich”, jak św. Paweł: do każdego dotrzeć, każdemu pomóc. To wszystko zapisało się na trwałe w ludzkich sercach. Jest ziarnem, które przynosi plon - podkreśla abp Stanisław i dodaje, że abp Józef uczył nas autentycznego szacunku dla każdego człowieka i wierności Kościołowi.

- Mieszkam w tym samym domu, spotykam ludzi, których ukształtował swoją osobowością, staram się kontynuować jego dzieła. Im więcej znajomych mamy po drugiej stronie życia, tym łatwiej nam uwierzyć w tajemnicę świętych obcowania. Sprawdza się powiedzenie ks. Twardowskiego, że nieraz trzeba odejść daleko, aby zawsze być blisko. Mimo upływu lat od jego odejścia czuję wyraźnie duchową obecność arcybiskupa Józefa. Z wdzięcznością i pokorą stąpam po śladach jego stóp, które go przetrwały - mówi abp Stanisław Budzik.