Skok w wierze

Agnieszka Gieroba

|

Gość Lubelski 14/2024

publikacja 04.04.2024 00:00

Trzeba ponad 21 godzin lotu, by przenieść się z Europy do Peru. Inny kontynent, inny klimat i inne otoczenie, ale marzenia o lepszym życiu takie same.

Większość miejskiego krajobrazu zajmują ubogie domki. Większość miejskiego krajobrazu zajmują ubogie domki.
Romana Wysoczańska

Pragnienie doświadczenia tego, czym są misje, było obecne w życiu pani Romany Wysoczańskiej od dawna, jednak dojrzało szczególnie podczas pielgrzymki do Ziemi Świętej w sierpniu ubiegłego roku. Wśród wielu krajów misyjnych na plan pierwszy wysuwało się Peru. – Akurat ten kraj był mi bliski z powodów osobistych. Kiedy w 1991 roku polscy franciszkanie, Zbigniew Strzałkowski i Michał Tomaszek, zostali zamordowani przez komunistyczną organizację terrorystyczną „Świetlisty Szlak”, pracował z nimi wówczas mój brat. Naturalne więc było to, że Peru znalazło się w centrum mojej uwagi. W dojrzałym wieku udało się zrealizować marzenie, jakie miałam w sercu od dawna. Oczywiście było to możliwe dzięki wielu różnym zbiegom okoliczności, które zdarzyły się akurat w tym czasie mojego życia – mówi pani Roma.

Na drugi koniec świata

Od dawna utrzymywała kontakt z siostrą Marią Wacławą Witek OSU pochodzącą z Lublina, która od 46 lat pracuje w Peru. Przez minione lata obie spotkały się kilkakrotnie w Lublinie w czasie urlopu siostry, ale także były w kontakcie mailowym. – Po powrocie ze wspomnianej pielgrzymki zadałam siostrze pytanie, czy byłaby możliwość przyjazdu do Peru i spędzenia tam jakiegoś czasu. Po konsultacji ze swoją wspólnotą międzynarodową odpisała mi, że mogę przylecieć do Limy i spędzić miesiąc z siostrami, uczestnicząc w ich codziennym życiu. W planie mojego pobytu siostry uwzględniły także wyjazd do Chimbote w departamencie Ancash na konsekrację kościoła im. Błogosławionych Michała Tomaszka i Zbigniewa Strzałkowskiego oraz odwiedziny w Pariacoto w Andach, gdzie pracowali polscy franciszkanie. Nie zastanawiałam się więc długo. Oszczędności wielu lat pracy wystarczyły mi na pokrycie kosztów tej podróży. Otrzymałam urlop na uczelni i byłam gotowa do drogi – opowiada pani Roma.

Dla osoby w jej wieku, która wypuszcza się sama na drugi koniec świata, to prawdziwe wyzwanie. Taki wyjazd wymagał odwagi i zawierzenia. – Rzeczywiście, był to dla mnie skok w wierze. Teoretycznie wiele wiedziałam o pracy misjonarzy, poczytałam sobie o realiach życia w tamtym kraju. Zaczęłam się nawet uczyć języka hiszpańskiego, by poznać choć podstawowe zwroty, ale rzeczywistość bardzo odbiegała od moich wyobrażeń – podkreśla.

Prawdziwe życie

Pierwszym zaskoczeniem po wylądowaniu w Limie była zmiana czasu i klimat, gorący i wilgotny, wiatry oraz utrzymująca się mgła, zanieczyszczenie powietrza i korki na ulicach. Oczywiście wiedziała, że to kilkumilionowa aglomeracja, która bardzo odstaje od standardów europejskich, ale mimo wszystko nie spodziewała się tego, co zobaczyła. – W samej Limie mieszka jedna trzecia całej populacji Peru. Kraj cztery razy większy od Polski, o podobnej liczbie ludności, gromadzi w stolicy ogromną rzeszę ludzi, którzy przybywają tu z gór czy dżungli w poszukiwaniu lepszych warunków życia, a w rzeczywistości zasilają fawele – mówi pani Roma.

Domki z desek, sklecone byle jak, bez dostępu do bieżącej wody, oraz schronienia zrobione z tektury, przypominające nasze dawne komórki, tworzą całe osiedla, w których mieszka do miliona osób, jak np. Callao czy Pachacutec. To w takich miejscach posługują między innymi siostry urszulanki Unii Rzymskiej, które przyjęły gościa z Polski.

Gotowa do pracy

− Jechałam tam jako wolontariuszka, gotowa pomagać wszędzie, gdzie dam radę. Było mi o tyle łatwiej, że do wspólnoty międzynarodowej sióstr w dzielnicy San Miguel należą także dwie Polki, obie z archidiecezji lubelskiej − wspomniana już siostra Wacława oraz siostra Barbara ze Stróży spod Kraśnika. Myślę, że pomogło mi też doświadczenie sprzed lat, kiedy studiowałam w Rzymie i mieszkałam tam w akademiku, gdzie spotykałam się z ludźmi z różnych zakątków świata. To pomogło mi w lepszym zrozumieniu drugiego człowieka i ułatwiło komunikację – mówi pani Roma. Podkreśla też, że jej miesięczny pobyt w Peru i doświadczenie misji, o których opowiada, stanowią subiektywny obraz.

Wiara w codzienności

Siostry urszulanki Unii Rzymskiej w Limie prowadzą dwa domy związane ze szkołami. Siostry zajmują się nauczaniem, prowadzą katechezy dla rodziców, aby oni mogli być nauczycielami wiary swoich dzieci. Organizują różne spotkania formacyjne dla uczniów i ich rodzin, są obecne w życiu parafii, służą pomocą potrzebującym, załatwiają wiele codziennych spraw, zbierają fundusze na dokończenie budowy kaplicy. Wyjeżdżają też do slumsów, organizują paczki dla najuboższych, głoszą tam katechezy, przygotowują dzieci do Pierwszej Komunii. Odwiedzając ubogie rodziny, dzielą się tym, co same posiadają. Są rodziny, w których dzięki siostrom choć trochę zmienia się ich życie. − Sama byłam świadkiem sytuacji, w której upośledzone dziecko z ubogiej rodziny trzymane było całe życie w klatce. Dzięki pomocy sióstr, które zadbały o jego rehabilitację, udało się poprawić los chłopca – opowiada pani Roma.

Bez tożsamości

Slumsy ciągle się powiększają, gdyż ludzie z dżungli czy gór ciągną do Limy. Niestety często źle się to kończy. – Opowiadano mi historię rodziny, która wydała całe swoje oszczędności, by wynająć kilka metrów kwadratowych z budką do zamieszkania. Po kilku dniach wyszło na jaw, że człowiek, któremu oddali wszystkie swoje pieniądze, był oszustem, a teren nie należał do niego. Trzeba było się wynieść na ulicę w ciągu doby, czy raczej na pustynię, która otacza Limę. W dodatku okazało się, że dzieci z tej rodziny nie były nigdzie zarejestrowane, oficjalnie więc nie istniały w żadnym systemie. Dzięki siostrom udało się wyrobić dokumenty i mogły pójść do szkoły. To był wielki sukces, gdyż wiele dzieci mieszkających z dala od szkoły i urzędów nie ma szans na jakąkolwiek edukację czy dokumenty potwierdzające tożsamość – opowiada pani Roma.

Tym, co bardzo rzuca się w oczy, są ogromne kontrasty społeczne. Peru naznaczone jest korupcją, wysoką przestępczością, ubóstwem i bezrobociem. W samej Limie obok luksusowych willi stoją rudery i ubogie chatki z gliny czy komórki z desek, gdzie mieszkają wielopokoleniowe rodziny. − Dzielnica, w której mieszkałam, San Miguel, niedaleko od Oceanu Spokojnego, gdzie prądy peruwiańskie są odczuwalne nieustannie, a deszcz nigdy nie pada, jest stosunkowo czysta i zadbana. Wędrówki po dzielnicy przypominały mi obrazy z Betlejem, z tym, że w Limie było czyściej na ulicach. Nadzieję i radość dawał widok małych ogrodów przydomowych z kaktusami i innymi sukulentami oraz kwiatami posadzonymi w plastikowych butelkach, charakterystycznymi dla miejsca pochodzenia mieszkańców. Przypadkowe spotkania z ludźmi w kościele, na targu czy w sklepie były może powierzchowne, ale bardzo serdeczne. Ludzie są tu otwarci, pozdrawiają się wzajemnie, ściskają. Mimo ogromnej biedy i ubóstwa nie narzekają na swój los. Ludzie świeccy są zaangażowani w życie duszpasterskie parafii. Przypomina się tutaj stwierdzenie ks. prof. Józefa Kudasiewicza, który mawiał, że powołanie do służby w Kościele nie jest zarezerwowane jedynie dla osób duchownych czy konsekrowanych, ale dotyczy wszystkich ludzi ochrzczonych. Dla mnie potwierdzeniem tej prawdy jest widoczny w kościołach peruwiańskich, szczególnie na północy tego kraju, obraz błogosławionych braci męczenników Zbigniewa i Michała przy baptysterium i stojąca obok świeca paschalna – mówi pani Roma.

Wyjeżdżała z Peru utwierdzona w przekonaniu, że tam, gdzie jest Kościół, tam jest miłość do człowieka, niesiona w najodleglejsze miejsca. Tam jest troska o najbiedniejszych, a także dzielenie ich losu, umacnianie godności człowieka i jego praw, tam jest też edukacja, która daje szansę na lepsze życie, tam jest dbałość o stworzenie i otaczającą przyrodę. Z drugiej strony pobyt w kraju Inków pokazał jej również ograniczenia, którym podlega człowiek. Nie jesteśmy w stanie o własnych siłach sprostać wszystkim potrzebom i wyzwaniom współczesnego świata. – My, Europejczycy, często tego nie dostrzegamy, ale warto zdać sobie sprawę z tego, że dobra, które mamy, w dużej mierze zawdzięczamy chrześcijaństwu – podkreśla pani Roma.

Dziękujemy, że z nami jesteś

To dla nas sygnał, że cenisz rzetelne dziennikarstwo jakościowe. Czytaj, oglądaj i słuchaj nas bez ograniczeń.

W subskrypcji otrzymujesz

  • Nieograniczony dostęp do:
    • wszystkich wydań on-line tygodnika „Gość Niedzielny”
    • wszystkich wydań on-line on-line magazynu „Gość Extra”
    • wszystkich wydań on-line magazynu „Historia Kościoła”
    • wszystkich wydań on-line miesięcznika „Mały Gość Niedzielny”
    • wszystkich płatnych treści publikowanych w portalu gosc.pl.
  • brak reklam na stronach;
  • Niespodzianki od redakcji.
Masz subskrypcję?
Kup wydanie papierowe lub najnowsze e-wydanie.