Diakon Marcin i kleryk pierwszego roku Michał zdecydowali o wyborze kapłańskiej drogi życiowej. Jak wygląda ich życie w seminarium?
Michał do seminarium przyszedł w tym roku. Wcześniej studiował polonistykę, trochę pracował. - Zawsze byłem blisko kościoła - opowiada. - Mam w rodzinie czterech księży, sam bardzo angażowałem się w życie mojej bełżyckiej parafii. Duży wpływ wywarł na mnie ksiądz, który uczył religii w liceum. Patrzyłem na jego zachowanie, na podejście do ludzi i myślałem, że to też jest moja droga. Gdy zdałem maturę, znajomy kapłan zapytał, jakie mam plany na życie. Czułem, że chciałbym zostać księdzem, ale nie powiedziałem mu tego. Za to on tak po prostu wypalił: idź do seminarium. Nie zrobiłem tego. Wybrałem studia na filologii polskiej. Po kilku latach jednak je przerwałem. Poszedłem do pracy. Ciągle szukałem swojego miejsca. Z tyłu głowy miałem ciągle słowa tego księdza.
Kilka miesięcy temu podjął decyzję. - Mnie życie w seminarium zaskoczyło bardzo pozytywnie - zaznacza. - Słyszałem wiele opinii. Wiedziałem, że są jakieś sztywne zasady. Okazało się jednak, że żyją tu normalni ludzie, jest fajna wspólnota. To miejsce dziś, po zaledwie kilku miesiącach, jest moim domem. Naprawdę. Nie czuję się tu gościem. Jestem u siebie. Nie zdarzyło mi się nawet jeszcze zaspać na modlitwę - dodaje ze śmiechem.
Obaj klerycy podkreślają, że seminarium to miejsce, w którym człowiek rozwija się nie tylko duchowo. - Nauczyłem się tu robić zdjęcia, chyba nawet dobre - stwierdza Marcin. - Interesuję się polityką i tym, co dzieje się na świecie. Uczę się mówić kazania do ludzi o tym, co ich dotyczy. Chcę wiedzieć, czym żyją, jakie mają problemy. Nie mogę być oderwany od rzeczywistości.
Michał dopiero zaczyna swój rozwój w seminarium, ale wie, że czas tutaj to nie tylko modlitwa i nauka. - To także ludzie, którzy tworzą wspólnotę, z którymi można pograć w piłkę, wypić kawę, pogadać. A gdy jest chwila czasu wolnego, z przyjemnością sięgam do twórczości Stephena Kinga. Niektórych książek jeszcze nie czytałem - kończy.