Nowy numer 13/2024 Archiwum

Adopcyjny dramat Michałka

Opiekunowie dostali dwa dni na przygotowanie dziecka. Ich zdaniem Michałek nie jest na to gotowy.

Michał jest w rodzinie zastępczej, od 2013 roku. Rok temu sąd pozbawił jego rodziców praw rodzicielskich, otwierając tym samym drogę do adopcji chłopca. – Kiedy uregulowała się sytuacja prawna Michała, zgłosiliśmy się z nim, zgodnie z obowiązującymi przepisami, do ośrodka adopcyjnego w Lublinie, otwierając tym samym ścieżkę adopcyjną – mówi Urszula Bartoszewska, prawny opiekun chłopca. – Ku naszemu zdumieniu przez pół roku nikt się Michałem nie zainteresował, choć wiadomo, że kolejka rodziców, którzy sami nie mogą mieć dzieci i pragną w związku z tym adoptować, jest w Polsce bardzo długa.

Kiedy minęło pół roku, otworzyła się ścieżka adopcji zagranicznej. Niemal natychmiast po Michała zgłosiła się rodzina z Belgii. – Zostałam zawiadomiona o tym fakcie i w ciągu dwóch dni miałam przygotować Michała na spotkanie z Belgami i adopcję zagraniczną. Ku naszemu zdumieniu nikt nie brał pod uwagę naszej opinii, jako prawnych opiekunów dziecka, że 7- letni Michał do takiej adopcji naszym zdaniem nie jest gotowy, tym bardziej że w ostatnim czasie doszło do nawiązania kontaktów z rodziną biologiczną. To prawda, że rodzice są pozbawieni praw, ale Michał ma jeszcze dorosłą siostrę, ciocie, wujków. Poza tym rodzice, choć pozbawieni praw, interesują się chłopcem. Rzeczą naturalną w prawie i praktyce jest utrzymywanie takich więzi dzieci i rodziny. Na nasze argumenty przeciw adopcji zagranicznej, i to tak szybkiej, usłyszeliśmy, że mamy wygaszać więzy dziecka z rodziną biologiczną – mówi pani Urszula.

Mimo szybkiego obrotu sprawy rodzina zastępcza stara się przekonać lubelski ośrodek adopcyjny, że podejmowane kroki, by oddać polskie dziecko belgijskiemu starszemu małżeństwu, nie jest najlepszym pomysłem. – Liczne argumenty o stabilności emocjonalnej chłopca, która dopiero od niedawna nabrała równowagi, o tym, że Michał nie jest orłem w nauce i nauczenie się języka obcego nie będzie dla niego łatwe, że belgijskie małżeństwo nie zna ani słowa po polsku i nie jest w stanie porozumieć się z siedmioletnim chłopcem w żaden sposób, narażając go tym samym na samotność i burząc jego poczucie bezpieczeństwa, nie trafiają do przekonania ośrodka adopcyjnego. W końcu słyszymy, że sprawa i tak jest już przesądzona, bo państwo wpłacili pieniądze. Zjeżył mi się włos na głowie, bo przecież za adopcję się nie płaci, a dziecko nie jest towarem na sprzedaż. Pani, zreflektowana, że źle się wyraziła, tłumaczy, że miała na myśli, że państwo z Belgii ponieśli przecież koszty przyjazdu do Polski. Pytanie, które od razu mi się nasunęło, brzmiało: czy liczy się tu w ogóle dobro Michała, czy chodzi o to by zadowolić małżeństwo z Belgii? – oburzają się opiekunowie chłopca.

Kolejne rozmowy prawnych opiekunów z ośrodkiem adopcyjnym nie przynoszą rezultatu. Prawnik belgijskiej rodziny składa wniosek o adopcję polskiego dziecka. Pani Urszula dostaje od ośrodka adopcyjnego zadanie, by tak przygotować Michała, by spodobał się Belgom. – Czy w całej tej dramatycznej sytuacji nie chodzi o to, by nowi rodzice spodobali się Michałowi, by chciał z nimi być, by nie czuł się kolejny raz zdradzony? Moją wątpliwość budzi też, czy osoby mające ponad 50 lat, są w stanie zapewnić odpowiednie wychowanie dziecku, z którym dzieli je bariera językowa – zastanawia się pani Urszula.

Zapada jednak decyzja, by oddać Michała na dwutygodniowe zapoznanie z belgijskimi rodzicami. – Zgodnie z prawem nie mam nic do powiedzenia i tłumaczę Michałowi, że może zaprzyjaźni się z nimi i nie będzie źle. Gdy przyjeżdżają po niego, Michał ma łzy w oczach; obiecuję mu: syneczku, wrócisz do nas. Jednak nie mijają dwa tygodnie, gdy przychodzi kolejne pismo o przedłużenie pobytu Michała z Belgami na kolejne dwa tygodnie. Do tego zostaję poinformowana, że złożono do sądu wniosek o adopcję przyspieszoną, a także o natychmiastową zmianę opiekuna prawnego, czyli odcięcie naszej rodziny od chłopca. Jeśli sąd się na to zgodzi, nowy opiekun prawny, którym może być np. pracownik ośrodka adopcyjnego, nie znając chłopca, ułatwi adopcję zagraniczną, której jesteśmy przeciwni – mówi pani Urszula.

Sąd w Opolu Lubelskim, gdzie sprawa jest rozpatrywana, ma podjąć decyzję.

Rodziny zastępcze stoją murem za panią Urszulą. Z pomocą przyszła jej także Fundacja Ordo Iuris. Sprawa zgłoszona jest także do rzecznika praw dziecka i do Stowarzyszenia na Rzecz Przeciwdziałania Sieroctwu Społecznemu i Wspierania Rodzinnych Form Opieki nad Dzieckiem „Rodzina”.

Wszyscy zgodnie podkreślają, że przypadek Michała jest jednym z wielu, gdzie zgodnie z prawem oddaje się polskie dzieci do adopcji zagranicznej, która nie zawsze jest dobra dla dziecka. I choć faktem jest, że zwykle rodziny z zagranicy mogą sobie finansowo pozwolić na o wiele więcej niż te w Polsce, to nie pieniądze powinny decydować o losie małych polskich obywateli.

Z uwagi na weekend nie byliśmy w stanie uzyskać stanowiska ośrodka adopcyjnego w tej sprawie, o co wystąpiliśmy dziś rano. Czekamy obecnie na przesłanie tego stanowiska. Mimo to decydujemy się na publikację historii Michała opowiedzianej przez jego prawnych opiekunów, gdyż poniedziałkowe posiedzenie Sądu w Opolu może być dla chłopca decydujące.

 

 

« 1 »
oceń artykuł Pobieranie..

Zapisane na później

Pobieranie listy