Zapisane na później

Pobieranie listy

Jego celem było niebo. Odszedł Tomasz Białopiotrowicz

Mąż Bożeny, ojciec siedmiorga dzieci, ale także niestrudzony ewangelizator, członek Domowego Kościoła zawsze gotowy do dawania świadectwa.

Agnieszka Gieroba Agnieszka Gieroba

dodane 10.12.2020 10:35
0

Małżeństwo Tomka i Bożenki błogosławił ks. Wojciech Danielski. Małżonkowie formowali się w Domowym Kościele Ruchu Światło–Życie, w Rejonie św. Andrzeja Boboli II. Tomek wraz z Bożenką pełnili posługę pary rejonowej, a w latach 2009–2012 posługę pary diecezjalnej. Byli również odpowiedzialni za Diakonię Oaz Rekolekcyjnych. Wielokrotnie posługiwali jako para prowadząca wakacyjne Oazy Rodzin, ORAR-y, rekolekcje tematyczne, także w innych diecezjach.

Tomasz od wielu lat pełnił posługę nadzwyczajnego szafarza komunii świętej, był wyśmienitym mówcą, miał ogromny zasób wiedzy o Ruchu Światło–Życie, zwłaszcza gałęzi rodzinnej – Domowym Kościele. Wraz z Bożenką publikowali m.in. w czasopismach: „Wieczernik”, „Domowy Kościół. List do wspólnot rodzinnych”.

Na początku tego roku mówił świadectwo w parafii Trójcy Świętej w Lublinie. Stanął wtedy przed zgromadzonymi w kościele, obok swojej żony Bożenki, i opowiedział o ich dorastaniu do wiary. Mówił wówczas:

– Jesteśmy w Domowym Kościele od 40 lat i wielokrotnie doświadczaliśmy, jak trwanie we wspólnocie i kroczenie drogą wskazaną nam przez założyciela pomaga nam budować jedność w naszej rodzinie i pokonywać trudności, od jakich przecież nikt nie jest wolny.

Byli od dwóch lat małżeństwem, kiedy zostali zaproszeni do Domowego Kościoła. Postanowili spróbować i zobaczyć, co to jest.

– Comiesięczne spotkania w gronie ludzi, którzy myśleli podobnie, ale przede wszystkim wskazówki, które nam jako małżeństwu pozwalały budować głębszą relację, okazały się tym, czego potrzebowaliśmy, by zwyczajnie łatwiej było nam się kochać i wychowywać dzieci – mówili małżonkowie. Przyznali też, że nie od razu wszystko im wychodziło.

– Kiedy usłyszałem, że mam coś oddać Jezusowi, by On kierował moim życiem, nie byłem zadowolony. Jako facet chciałem robić wszystko sam, ale gdy zrozumiałem, że w tej relacji niczego nie tracę, a wręcz przeciwnie, umacniam się w byciu mężem i ojcem, a przy okazji mam oparcie w kimś, kto mnie kocha, jest moim Panem i Zbawicielem, ogarnęła mnie wielka radość – mówił Tomasz.

Małżonkowie podkreślali, że lata formacji w Domowym Kościele zmieniały ich i pozwalały przetrwać różne burze, których nie brakowało.

− Domowy Kościół to nie tylko teoria, co robić i jak żyć, byśmy razem trafili do nieba, ale i pomoc w bardzo konkretnych sytuacjach. Podam jeden przykład. Kiedy nasza córka miała kilkanaście lat, przeżywała wielki bunt skierowany przeciw nam, zasadom i wierze. Któregoś razu doszło między nami do bardzo ostrej wymiany zdań, a ja w gniewie powiedziałem wiele przykrych słów. Skończyło się tym, że córka trzasnęła drzwiami i zamknęła się w swoim pokoju. Byłem roztrzęsiony i nie wiedziałem, co mam zrobić, by dotrzeć do niej. Zacząłem wołać do Boga i prosić o pomoc. Uklęknąłem przed krzyżem w naszym domu, oparłem o niego głowę i pytałem: „Co teraz?”. Nagle przyszła mi myśl: „Idź i przeproś”. Pomyślałem: „Za co? To moje dziecko nie ma racji, a nie ja”, ale myśl się powtarzała. Spojrzałem na krzyż, wstałem z kolan i poszedłem do pokoju córki. Powiedziałem jej, że bardzo ją przepraszam. Na to ona z płaczem rzuciła mi się na szyję i powiedziała, że bardzo mnie kocha. Mogliśmy od nowa szukać dróg porozumienia. Gdyby nie wiara, na pewno nie byłoby mnie stać na taki gest – przyznał Tomasz.

To wiara do końca go prowadziła. W ostatniej walce, jaką musiał stoczyć z koronawirusem, towarzyszyło mu w modlitwie wiele osób. 9 grudnia o 4.00 nad ranem Pan wezwał go do siebie. Faktem stały się słowa, które często powtarzał: Moim celem jest niebo.

1 / 1
oceń artykuł Pobieranie..