Skazani za cud

Agnieszka Gieroba

|

Gość Lubelski 27/2012

publikacja 05.07.2012 00:00

Maryja w katedrze płakała. Łzy przychodziły zobaczyć tysiące ludzi. Lublin stał się miejscem pielgrzymek wiernych z całego kraju. W 1949 roku władza ludowa na cud nie mogła sobie pozwolić. Jeśli ktoś się upierał, że Maryja płakała, trafiał do więzienia.

Skazani za cud Agnieszka Gieroba

Był lipiec 1949 roku. W diecezji zaczynał swoją pracę nowy biskup Piotr Kałwa. W niedzielę 3 lipca w katedrze odbywały się uroczystości odnowienia aktu zawierzenia Niepokalanemu Sercu Maryi. Po zakończonych uroczystościach, około godziny 15, siostra zakonna Barbara Sadowska zauważyła zmiany na obrazie Matki Bożej. Szybko pobiegła zawiadomić o tym kościelnego, który jej nie uwierzył, myśląc, że to „babskie fanaberie”. Dla świętego spokoju poszedł jednak zobaczyć. W tym czasie przed obrazem w katedrze modliła się spora grupa ludzi, którzy także zauważyli zmiany. Pod prawym okiem Matki Bożej widoczna była czerwona łza. Lotem błyskawicy po mieście rozniosła się wieść, że Matka Boża płacze.

Był cud czy nie?

Do katedry zaczęli napływać ludzie, tak że jej zamknięcie, by zbadać zjawisko, było niemożliwe. Dopiero przy pomocy kleryków, którzy przyszli z seminarium, by kierować ruchem wiernych, udało się późną nocą zamknąć kościół. Zawiadomieni o wszystkim biskupi podchodzili do zjawiska z dystansem. Zarządzili zwołanie komisji, która miała zbadać sprawę. Przypuszczano, że to naciek wilgoci umiejscowił się w tym miejscu, rozpuszczając farbę. Kiedy jednak zdjęto obraz ze ściany, okazało się, że od spodu jest suchy. Pobrano próbki substancji, jednak nie reagowała ona z żadnym znanym wówczas odczynnikiem chemicznym. Nie były to ani łzy, ani krew. Kuria biskupia wydała więc komunikat, że zjawiska tego nie można uznać za cudowne, jednak liczne uzdrowienia i nawrócenia, jakie mają miejsce przed obrazem, np. spowiedzi zatwardziałych grzeszników, z pewnością są znakiem Bożego działania. Jeden z chemików badających wówczas naciek na obrazie zapisał w swoim pamiętniku, że w obawie przed reakcją władz nie można było przyznać publicznie, że ciecz na obrazie jest płynem limfatycznym, czyli pochodzącym z żywego organizmu.

Dostępna jest część treści. Chcesz więcej? Zaloguj się i rozpocznij subskrypcję.
Kup wydanie papierowe lub najnowsze e-wydanie.