Mei tai i masaż Shantala

Justyna Jarosińska

|

Gość Lubelski 34/2012

publikacja 23.08.2012 00:15

Lubelska doula. Mnóstwo wzorów, kolorów, rodzajów tkanin. Noszenie dzieci w chustach to nie fanaberia ani nowoczesna moda przekonuje Małgorzata Foks.

Dzieci w chustach noszą nie tylko mamy, ale coraz częściej także tatusiowie Dzieci w chustach noszą nie tylko mamy, ale coraz częściej także tatusiowie
Zdjęcia Małgorzata Foks

Młoda wesoła dziewczyna na stronie internetowej nubik.pl prezentuje przecudnej urody chusty – nosidełka dla dzieci. Wszystkie uszyła sama. Choć z wykształcenia jest matematykiem, od dawna nie pracuje w swoim zawodzie. – Prawie rok, zaraz po urodzeniu syna, nie wychodziłam z nim na spacery – mówi Małgosia. – Kuba nie znosił leżeć w wózku. Przeżywaliśmy dosłownie gehennę. Kiedy dwa lata później na świecie pojawiła się Nina, byłam już mądrzejsza. Małgosia sama uszyła sobie chustę do noszenia córki. – Zawsze miałam zdolności manualne, a że w domu była maszyna do szycia, postanowiłam spróbować. Nie była to jakaś profesjonalna chusta. Materiał nie ten. Ale stała się pomocna, bo odciążała mi ręce i kręgosłup. Zaczęłam szukać w internecie różnych sposobów na jej wiązanie. Do zrobienia jakiś czas później kursu na doradcę chustowego zainspirowała mnie znajoma. Później zainteresowałam się popularnymi azjatyckimi nosidełkami zwanymi mei tai. To kawałek materiału wiązanego do ciała za pomocą czterech długich pasów. Nie ma żadnych elementów sztywnych podobnie jak chusty, dzięki czemu umożliwia noszenie maluszka zgodnie z fizjologią niedojrzałego kręgosłupa. Z pomocą przyszedł znowu internet. Na anglojęzycznych stronach znalazłam wykroje tych nosideł. Kupiłam materiał i tak powstało moje pierwsze mei tai. Szyłam dla siebie, potem dla znajomych, później dla znajomych znajomych. To było pięć lat temu. Dziś Małgosia oprócz szycia nosideł jest profesjonalnym doradcą chustowym.

Powrót do korzeni

Jak twierdzi Jean Liedloff, autorka książki „W głębi kontinuum”, droga do osiągnięcia przez człowieka prawdziwej niezależności prowadzi przez początkową zależność. Zależność to bliskość, a bliskość to noszenie. Ciągle panuje jednak w naszym społeczeństwie opinia, że częste noszenie dziecka to prosta droga do wychowania małego tyrana. Dorośli zwykle myślą, że stwarzają dziecku lepsze warunki do odpoczynku, stawiając mu łóżeczko w spokojnym, oddalonym miejscu. A dzieci lubią być noszone. I nikt temu nie zaprzeczy. Można sobie teraz zadawać pytanie, czy wynika to z ich egoistycznej postawy wobec świata, czy jest im to zwyczajnie potrzebne, aby prawidłowo się rozwijać. W środowisku naukowym w 1996 roku ukazały się wyniki badań (magazyn „Pediatrics”), które jednoznacznie potwierdzają, iż dzieci noszone płaczą mniej o 43 proc. w dzień i o 51 proc. nocą. W Europie tradycja noszenia dzieci zaczyna się dopiero odradzać, natomiast w wielu kulturach jest ona dobrze znana i przekazywana z pokolenia na pokolenie.

Trening na lalkach

– Cieszę się, że zmienia się moda z zimnego chowu na bliższy kontakt z dzieckiem – mówi Małgosia. – Coraz częściej oprócz warsztatów chustowych, które prowadzę zarówno w szkołach rodzenia, jak i domach kultury, zgłaszają się do mnie kobiety, które chcą żebym przyjechała do nich do domu, by pokazać jak wiązać chustę. Tym bardziej że w szkole rodzenia wiązania uczą się na lalkach, a potem w domu pojawia się prawdziwy człowiek – śmieje się Małgosia. – Takie indywidualne spotkania to najwygodniejsza forma dla mam. Do jakiego wieku można nosić dziecko w chuście? – Tak naprawdę tak długo jak długo wygodnie jest rodzicowi i dziecku. Zmienia się tylko rodzaj wiązania. Ja nosiłam moja córeczkę na plechach, jeszcze gdy miała 3 lata. Jestem zdziwiona, że tak niewiele chustowych rodziców widać na ulicach Lublina, bo warsztatów chustonoszenia prowadzę naprawdę dużo. Kiedy jest cieplej, pojawia się więcej zamotanych dzieci, ale to nadal jednak mało.

Dostępna jest część treści. Chcesz więcej? Zaloguj się i rozpocznij subskrypcję.
Kup wydanie papierowe lub najnowsze e-wydanie.