Marzenia trzeba spełniać

Justyna Jarosińska

|

Gość Lubelski 15/2013

publikacja 11.04.2013 00:15

Jadą tysiące kilometrów, często kilka dni. Starsi, nierzadko schorowani. Chcą choć raz w życiu zobaczyć, gdzie żyli ich rodzice, dziadkowie. Wizyty rodaków zza wschodniej granicy w Lublinie to już tradycja

 Tradycyjne przywitanie na polskiej ziemi – chlebem i solą Tradycyjne przywitanie na polskiej ziemi – chlebem i solą
zdjęcia TOMASZ BURDZANOWSKI

Ewa Waszkiewicz Polaków ze Wschodu przyjmuje od 13 lat, czyli prawie od samego początku trwania akcji. Pierwszego razu nie wspomina zbyt dobrze. Po przeczytaniu ogłoszenia postanowiła, że wraz z rodziną ugości rodaków na święta. Niestety, zabiegana przy małych wtedy dzieciach i przedświątecznej krzątaninie, wyjechała na spotkanie z gośćmi zamiast na plac Zamkowy, na plac Katedralny. Czekała, czekała i nic. Komórki wtedy nie miała. Gdy wreszcie zorientowała się, że chyba pomyliła miejsca, po jej gościach nie było śladu. Przejęli ich inni gospodarze.

Na Wielkanoc nowy dom

W tym roku wzięła dzień urlopu. Najważniejsze zakupy zrobiła w czwartek. W sobotę od godz. 16 wraz z teściową i panią Zinajdą z Taszkientu, która ma kartę Polaka i stara się o papiery repatriacyjne, czekała na panią Raisę. Autokar się spóźniał, było strasznie zimno. Ale gdy już rodacy pojawili się na placu, zrobiło się radośnie, ciepło, wzruszająco. Dziadek Janusza Waszkiewicza, męża pani Ewy, dwa razy zsyłany był na Syberię, w okolice Omska. – Wiedząc z pierwszej ręki, co przeżywali wygnańcy, nie mieliśmy wątpliwości, że tych szczególnych gości, potomków zesłańców, trzeba przyjąć i ugościć. – mówi pani Ewa. – Marzenie tych ludzi, żeby zobaczyć kraj ojców i dziadków, trzeba było spełnić. To naprawdę radość, widzieć ich wzruszenie. Także teściowie pani Ewy co roku goszczą rodaków u siebie. Tegoroczne spotkanie w ich domu w Ciecierzynie było ostatnie, więc tym bardziej ważne. – Za rok tego domu nie będzie, pochłonie go obwodnica – mówią Waszkiewiczowie. – Ale gości ze Wschodu będziemy przyjmować nadal, bo drugi dom, teraz w stanie surowym, musimy wykończyć do listopada. Więc na następną Wielkanoc zdążymy.

W poszukiwaniu historii

Raisa Skuratowicz do Lublina przyjechała z Zabajkala, z Buriacji, z miejscowości Ułan-Ude. Pracuje jako planistka w fabryce helikopterów. Dziadek Skuratowicz był zesłany na Sybir. Cała rodzina kibicowała jej wyjazdowi do Polski. – Cieszyli się, że chociaż ja miałam możliwość spędzić ten świąteczny czas w kraju przodków – mówi wzruszona. Już wcześniej przybyła do pani Ewy Zinajda Pieczionkina, z domu Jasiukiewicz. Wciąż szuka w Polsce wiadomości o dziadku Pawle Jasiukiewiczu. Otrzymała medal za propagowanie kultury polskiej w Taszkiencie. Jej dziadkowie trafili do Rosji transportem w 1918 roku. – Dziadkowie Paweł i Malwina byli Polakami. Poznali się na zesłaniu – wspomina.

Dostępna jest część treści. Chcesz więcej? Zaloguj się i rozpocznij subskrypcję.
Kup wydanie papierowe lub najnowsze e-wydanie.