Rozmnażanie czasu

Agnieszka Gieroba

|

Gość Lubelski 18/2013

publikacja 02.05.2013 00:15

O pomaganiu ludziom zmagającym się z chorobami psychicznymi z Jonaszem Wethaczem rozmawia Agnieszka Gieroba.

 Jonasz Wethacz, koordynator lubelskiego programu wolontariackiego w klinice psychiatrycznej Jonasz Wethacz, koordynator lubelskiego programu wolontariackiego w klinice psychiatrycznej
Agnieszka Gieroba

Agnieszka Gieroba: Bał się Pan pierwszy raz pójść na spotkanie z pacjentami kliniki psychiatrycznej?

Jonasz Wethacz: Bałem się. Myślę, że każdy z wolontariuszy ma obawy przed pierwszym spotkaniem, ale one szybko mijają. Czasami wyobrażenia, jakie mamy o tym miejscu, są tak przedziwne, że rodzą się w nas różne lęki. Rzeczywistość jednak nie jest straszna, a ci ludzie tak bardzo nas, wolontariuszy, potrzebują, że szybko czujemy się potrzebni i zwyczajnie chce nam się tam chodzić, bo widzimy sens tego, co robimy.

Od jak dawna wolontariusze chodzą do kliniki psychiatrycznej?

Program działa od 2002 roku i to, co nieustannie mnie zadziwia, to wytrwałość wolontariuszy. Rzadko się zdarza, żeby ktoś rezygnował. Mało tego, choć może się wydawać, że chętnych do takiego programu nie ma zbyt dużo, w rzeczywistości jest przeciwnie. Obecnie chodzi nas tam prawie 90 osób. Jest to tak duża liczba, że w tym semestrze nie robiliśmy naboru nowych wolontariuszy do naszego programu, bo nikt nie chciał zrezygnować. Mimo braku rekrutacji i tak zgłosiło się do mnie kilkanaście osób z prośbą, by mogli dołączyć do naszej grupy. Uległem, choć ustawienie grafiku odwiedzin kliniki dla takiej rzeszy ludzi nie jest łatwe. Dla mnie to też kolejny znak, że my, młodzi, jesteśmy otwarci nawet na osoby – mogłoby się wydawać – wykluczone.

Jak przyjmują Was pacjenci?

Często jesteśmy dla nich jedynym kontaktem ze światem zewnętrznym, dlatego czekają na nas z niecierpliwością. Kiedy pojawia się nowy wolontariusz, zawsze jest kilku chętnych, by oprowadzić go po oddziale i zapoznać z panującymi zwyczajami. Codziennie przychodzi inna grupa wolontariuszy, więc pacjenci mają w kim wybierać i rzeczywiście zdarza się tak, że wielu pacjentów ma swojego ulubionego wolontariusza, na którego czeka, a dzień jego dyżuru jest prawdziwym świętem.

Co robią wolontariusze w klinice psychiatrycznej?

Zajmujemy się animacją czasu wolnego pacjentów, a tego akurat mają dużo. Naszym zadaniem jest też wsparcie chorych. Organizujemy im różne zajęcia plastyczne, muzyczne, sportowe, czasem ognisko, jeśli mamy taką możliwość, choć i tak prędzej czy później kończy się to na rozmowach. Pacjenci nie chcą już w nic grać, malować czy śpiewać, chcą zwyczajnie pogadać z kimś z zewnątrz, kto nie jest z personelu medycznego. Te rozmowy często są bardziej szczere niż te, które mogą prowadzić ze swoimi bliskimi. Dlatego każdy z wolontariuszy musi przejść najpierw specjalne przygotowanie, by wiedzieć, jak się zachować. Prowadzi je dla nas lekarz psychiatrii. Wielu z nas to studenci psychologii, choć nie tylko, to też ułatwia kontakt z pacjentem, no i my sami systematycznie się szkolimy, dzielimy doświadczeniami, przygotowujemy raporty z naszych wizyt w klinice. To wszystko uczy nas, jak pomagać choremu psychicznie.

Dostępna jest część treści. Chcesz więcej? Zaloguj się i rozpocznij subskrypcję.
Kup wydanie papierowe lub najnowsze e-wydanie.