Rozmnożenie czekolady

Agnieszka Gieroba


|

Gość Lubelski 30/2013

publikacja 25.07.2013 00:15

Przymierze Miłosierdzia. Miłosz wątpił. Po tym, co go spotkało, myślał, że Bóg o nim zapomniał. „A może Cię nie ma?” – pytał. Usłyszał odpowiedź: „Ja Jestem”, która tak nim poruszyła, że został misjonarzem wspólnoty.


Każdy mógł prosić o niezbędne dary Ducha Świętego Każdy mógł prosić o niezbędne dary Ducha Świętego
Agnieszka Gieroba /GN

Poręba. Młode lubelskie osiedle. Nowy kościół, zbudowany w samym centrum dzielnicy między blokami. Dobre miejsce, by wejść tu na chwilę w drodze do pracy czy szkoły.
– Ludzie tęsknią jednak za Panem Bogiem takim bardzo obecnym i namacalnym. Nie wiedzą tylko, jak Go spotkać. Dlatego zaprosiliśmy do naszej parafii wspólnotę Przymierze Miłosierdzia rodem z Brazylii, by jej członkowie podzielili się z nami świadectwem swojego spotkania z Bogiem – mówił ks. Józef Dziduch, proboszcz parafii Matki Bożej Różańcowej w Lublinie.
Na spotkanie przyszli młodsi i starsi. To, co usłyszeli, poruszyło ich do głębi.


Każdy czegoś potrzebuje


– Nie ma takiego ubogiego, który nie mógłby się czymś podzielić, i nie ma takiego bogacza, który nie odczuwałby jakichś braków – mówią założyciele wspólnoty Przymierze Miłosierdzia ks. Enrique Porcu i ks. Antonello Cadeddu. Obaj są włoskimi misjonarzami, którzy wyjechali do Brazylii. Tam zaczęli ewangelizować i prowadzić rekolekcje. Duch Święty poprowadził ich zarówno do faweli, czyli dzielnic najbiedniejszych, jak i do bardzo bogatych. Dostrzegli, że jedni i drudzy mogą sobie wiele dać. Zaczęły powstawać wspólnoty, które szły ewangelizować na ulice, do więzień, szpitali czy w środowiska ludzi zamożnych. Duch działał wszędzie. Z czasem podobne wspólnoty zaczęły powstawać w różnych miastach Brazylii, a także w Europie.
– Ojcowie założyciele są zapraszani do różnych krajów z rekolekcjami. W wielu miejscach, gdzie głoszą słowo Boże, pojawiają się ludzie, którzy chcą zakładać wspólnoty w swoich miastach. Tak było i w Polsce – opowiadają historię wspólnoty jej członkowie.


Kanapka dla biednego


Czasami wydaje się, że jakieś sprawy są po ludzku niemożliwe do przeprowadzenia. Tak było z budową domu dla młodzieży z ulicy, którą chciała podjąć brazylijska wspólnota.
– Mieliśmy upatrzoną działkę, na której chcieliśmy wybudować ten dom – mówi Angelica, od kilku lat przebywająca w polskiej wspólnocie. – Dowiedzieliśmy się, kto jest właścicielem tej ziemi i poszliśmy porozmawiać. To był bardzo bogaty człowiek. Powiedział, że zastanowi się nad naszą prośbą. Po namyśle doszedł do wniosku, że nie da nam tej ziemi. Jego żona natomiast, poruszona tym, co robimy dla biednych, namawiała go, żeby jednak zdecydował się ofiarować nam działkę. Mąż pozostawał nieugięty. Po jednej z takich rozmów małżonkowie pojechali do centrum miasta na zakupy. Zmęczeni przysiedli w barze i zamówili kanapki. Czekając na nie, zauważyli, że na ulicy jakiś bezdomny próbuje ugotować zupę. Mąż pomyślał, że odda mu swoją kanapkę, żeby tamten się nie trudził. Tak zrobił. Bezdomny bardzo mu podziękował i – zamiast zjeść – pobiegł do grupy bezdomnych w sąsiedztwie. Ofiarodawca kanapki zawołał na niego: „Człowieku, co robisz?”. Bezdomny odwrócił się zdumiony i odpowiedział: „Dzielę się kanapką z tymi, którzy są głodni tak jak ja”. Bardzo poruszyło to mężczyzną. Pomyślał, że skoro głodny potrafi podzielić się z drugim głodnym, to czemu on nie może oddać ziemi dla biednych, skoro ta ziemia i tak nie jest mu potrzebna. Tak dostaliśmy działkę, na której dziś stoi dom dla młodzieży uzależnionej, opuszczonej, zagubionej – opowiada Angelica.


To się dzieje dzisiaj


– Pan Bóg działa tu i teraz. Leczy nasze zranienia i odpowiada na nasze potrzeby – przekonywali zgromadzonych w lubelskiej parafii wiernych członkowie wspólnoty Przymierze Miłosierdzia. – Opowiem wam historię, która zdarzyła się niedawno u nas, w Brazylii. Jedna z sióstr z naszej wspólnoty usiłowała ewangelizować dzieci na ulicy. Dzieciaki jednak nie chciały słuchać katechezy. Wciąż się kręciły i przeszkadzały. Siostra powiedziała, że jak wysłuchają nauczania spokojnie, to dostaną czekoladę. Dzieci usiadły grzecznie. Gdy skończyła, ustawiły się w kolejce po czekoladę. Siostra miała jednak tylko jedną tabliczkę, a dzieci było około 30. Wiedziała, że dla wszystkich nie wystarczy. Wiedziała też, że te, które nie dostaną, staną się agresywne. Pomodliła się, żeby Jezus jej pomógł. Połamała czekoladę na kawałki, przykryła chusteczką i kazała podchodzić dzieciom z kolejki i brać po jednym kawałeczku. Nie wiadomo, skąd o czekoladzie dowiedziały się także inne dzieci i przyszły ustawić się w kolejkę. Mało tego – te, które już się poczęstowały, szły na koniec i stawały jeszcze raz. Siostra cały czas się modliła. Gdy wszystkie dzieci się najadły, odkryła chusteczkę i zobaczyła, że czekolady jest tyle samo, ile na początku. Dla Pana Boga nie ma rzeczy niemożliwych. To nie zdarzyło się kiedyś dawno, tylko teraz, w naszych czasach, w moim kraju – mówi Paula ze wspólnoty.


Dostępna jest część treści. Chcesz więcej? Zaloguj się i rozpocznij subskrypcję.
Kup wydanie papierowe lub najnowsze e-wydanie.