Garncarstwo i świętość są dla ludzi

Justyna Jarosińska

|

Gość Lubelski 31/2013

publikacja 01.08.2013 00:15

Pasja. W glinie tworzy, odkąd skończył 16 lat. Profesjonalnie zajmuje się tym już lat przeszło 20. Piotr Skiba, garncarz z Jadwisina na Lubelszczyźnie, znany jest w całym kraju.

 Piotr Skiba z gliny potrafi stworzyć wszystko Piotr Skiba z gliny potrafi stworzyć wszystko
ZDJĘCIA Tomasz Burdzanowski /gn

Droga do domu garncarza, którego naczynia zagrały w filmie „Quo Vadis”, prowadzi pośród pól, łąk i przydrożnych kapliczek. Posiadłość trudno ominąć, bo zaraz przy wjeździe na drzewie i płocie pozawieszane są wazony, wazy i inne gliniane naczynia w różnych kolorach. Gości wita duży pies w kolorze wypalonej rudej gliny, wesoło machający ogonem. Już po otwarciu drzwi samochodu człowiek czuje się jakby był w zupełnie innym świecie. Niby tylko dwadzieścia kilometrów od Lublina, a klimat iście sielankowy. Pan Piotr zaprasza do swojej pracowni.

Spokój z gliny

W niewielkim kamiennym budynku z ubiegłego wieku gwar. Pięć młodych dziewczyn uczy się niełatwego rzemiosła pod okiem mistrza. Maja, która na co dzień mieszka w Krakowie, z zapałem kręci kołem garncarskim i wyciska powietrze z gliny – powietrze to zabójca dla naczyń glinianych – wyjaśnia. Ania spod Piły poprawia wyrzeźbionego w glinie małego konika, ozdobę-uchwyt do pokrywki od cukierniczki. Inne układają zrobione przez siebie naczynia do wyschnięcia. Wszystkie jednocześnie słuchają wykładu pana Piotra, który w praktyczny sposób omawia powstawanie wazy z przykrywką. Trwa jeden z kursów, które Piotr Skiba prowadzi dwa razy w roku. Chętni do nauki ginącego zawodu, jakim jest garncarstwo, przyjeżdżają na podlubelską wieś z całego kraju. Mieszkają w gospodarstwie pana Piotra tydzień, zaprzyjaźniają się z nim i jego rodziną, ucząc się nie tylko idealnego kręcenia kołem i odpowiedniego formowania gliny, ale także przejmując spokój i radość swojego nauczyciela.

Koło własnej roboty

– Podczas pracy przy kole garncarskim jest czas na refleksję i zadumę – opowiada garncarz. – Pamiętam swoje wakacje spędzane u dziadków jako małe dziecko. Największym przeżyciem były wyprawy furmanką na pobliski targ. Spośród wielu różnych atrakcji najbardziej ciekawiły mnie gliniane naczynia. Patrzenie na nie i dotykanie ich sprawiało mi dziwną radość, były niezwykle ciepłe. Zrządzeniem losu, gdy skończyłem 16 lat, moja rodzina osiedliła się w Urzędowie – starym ośrodku garncarskim, gdzie tradycje tego rzemiosła sięgają XVI w. Wtedy już rzeźbiłem trochę w drewnie. Pamiętam, kiedyś wybrałem się do pracowni Czesława Ambrożkiewicza (znanego ówcześnie garncarza) po glinę do rzeźbienia, i to tam po raz pierwszy zobaczyłem garncarza przy pracy. Robił flakon. Byłem zaskoczony, jak szybko zmieniają się kształty, jak cudownie powstaje naczynie pod jego palcami. Cały proces trwał zaledwie kilka minut. Od tego momentu zafascynowałem się garncarstwem. Postanowiłem odwiedzać pana Czesława i poznać to rzemiosło. Młody Piotr uczył się sztuki garncarskiej, studiując równocześnie geografię i ochronę środowiska. Garncarzy odwiedzał z grupą Warsztatu Teatralnego, którego był członkiem. Już wówczas sam wykonywał rekwizyty potrzebne do spektakli. Rzemiosłem zajął się na poważnie po studiach, kiedy zrobił sobie pierwsze kolo garncarskie. – Wtedy wszystko było drogie. Nie stać mnie było na zakup gotowego urządzenia. A później, gdy się okazało, że rodzinę coraz trudniej utrzymać z nauczycielskiej pensji, swoją pasję przekułem na pewnego rodzaju biznes – opowiada. Dziś Piotr Skiba nie jest już nauczycielem geografii, ale za to w Zespole Szkół nr 4 w Lublinie uczy niepełnosprawne dzieci lepienia w glinie. – Pracuję głównie z dziećmi autystycznymi jako terapeuta – wyjaśnia. – Te zajęcia pomagają im w skupieniu, absorbują uwagę i wyciszają, rozładowują napięcie. Żeby móc takie zajęcia prowadzić, skończyłem też pedagogikę specjalną.

Atmosfera pracowni

W gospodarstwie pana Piotra są dwa piece do wypalania naczyń. Jeden nowoczesny elektryczny, a drugi stary, ziemny, zbudowany przez garncarza własnoręcznie. Piec ziemny opalany jest drewnem i wykorzystywany w półroczu letnim do wypalania naczyń biskwitowych (nieszkliwionych). Wypał w tym piecu trwa około 30 godzin. Zazwyczaj kończy się go nocą, gdyż końcowe etapy oraz temperaturę pieca określa się na podstawie koloru płomienia. Naczynia wypalane są w temperaturze od 900 do 1000°C. Potem, żeby mogły być w pełni użytkowane, trzeba je szkliwić i ponownie wypalać w temperaturze ok. 1100°C. W pracowni pana Piotra używane są szkliwa bezołowiowe i bezkadmowe, bezpieczne dla zdrowia. Glinę, której garncarz potrzebuje do pracy, wykopuje się jesienią. Zimą i wczesną wiosną przechowywana jest na pryzmie, gdzie się „sezonuje” – zmienia swoją strukturę na jednolitą plastyczną masę przez działanie czynników atmosferycznych: deszczu, śniegu i mrozu. Na wiosnę, po dodaniu wody i wyrobieniu w starej maszynie zwanej walcami, nadaje się do pracy.

Dostępna jest część treści. Chcesz więcej? Zaloguj się i rozpocznij subskrypcję.
Kup wydanie papierowe lub najnowsze e-wydanie.