Kościół jak zebra

Agnieszka Gieroba

|

Gość Lubelski 31/2013

publikacja 01.08.2013 00:15

Czarny ojciec biały. Każdy w Afryce słyszał o Polsce. Kiedy o. Otto dowiedział się, że ma przyjechać do nas na misje, pomyślał, że to cud. Musiał tylko na mapie sprawdzić, gdzie znajduje się Lublin.

 Ojciec Otto Katto z Ugandy od czterech lat mieszka w Lublinie Ojciec Otto Katto z Ugandy od czterech lat mieszka w Lublinie
zdjęcia Agnieszka Gieroba /GN

To nie pomyłka. Misjonarz z Ugandy przyjechał na misje do Polski. W Lublinie mieszka cztery lata. Świetnie mówi po polsku. Może dlatego, że często jeździ do różnych szkół, parafii i wspólnot, opowiadając o swoim kraju i zapraszając Polaków do Afryki. – Bardzo was tam potrzebujemy. To, co możemy dać w zamian, to nasi misjonarze, jak choćby znany ostatnio w Polsce o. John Bashobora, mój rodak z Ugandy – mówi o. Otto. Ojciec Otto Katto jest ojcem białym misjonarzem Afryki. Pochodzi z dziewięcioosobowej rodziny, w której urodził się jako najstarsze dziecko. Jego rodzice wciąż żyją i mieszkają w niewielkiej wiosce Kasese w północnej Ugandzie, położonej u stóp gór Ruveenziori, 15 km od równika. W tym miejscu się urodził i spędził większą część dzieciństwa.

Kościół znaczy cywilizacja

– Kościół w Afryce jest bardzo młody, ma dopiero ponad 100 lat. Moi rodzice byli już chrześcijanami, ale mój dziadek spotkał Jezusa dopiero wtedy, gdy przyjechali do nas Ojcowie Biali. My, Afrykanie, Kościołowi zawdzięczamy wszystko. Szkoły, szpitale, rozwój gospodarczy, edukację, nowe technologie. To misjonarze przywozili nam nie tylko Ewangelię, ale i zdobycze cywilizacji, których u nas wcześniej nie było. Nic więc dziwnego, że w Ugandzie 80 proc. mieszkańców to chrześcijanie. Mimo wszystko i tak jesteśmy bardzo biednym krajem, gdzie dominują korupcja i wojny – opowiada o. Otto. Już jako mały chłopak zdawał sobie sprawę z tego, że wszystko, co dookoła najlepsze, wiąże się z misjonarzami. Do nich zawsze można było pójść i poprosić o pomoc albo zasięgnąć rady. – Pomyślałem, że ja też chcę tak pomagać ludziom i dawać im wszystko, co najlepsze. Już jako dziecko często bawiłem się z braćmi, że jestem księdzem i odprawiam Mszę świętą. Kiedy skończyłem naszą lokalną szkołę, nie miałem wątpliwości, że dalej chcę się uczyć w szkole misjonarzy i pójść do seminarium – opowiada misjonarz. Dla jego rodziców nie była to łatwa decyzja. Najstarszy syn powinien założyć rodzinę, a nie zostać księdzem.

Każdy słyszał o Polsce

O. Otto nie miał jednak wątpliwości, że chce służyć Bogu i ludziom. – Jako misjonarz zostałem skierowany do pracy w Mali. To w większości kraj muzułmański. Pracowaliśmy tam z najbiedniejszymi, okazując im szacunek i miłość. To właśnie tam dostałem list, który informował mnie, że mam jechać na misje do Polski – opowiada o. Otto. Dla niego był to cud. Miał pracować w kraju Jana Pawła II.

Dostępna jest część treści. Chcesz więcej? Zaloguj się i rozpocznij subskrypcję.
Kup wydanie papierowe lub najnowsze e-wydanie.