Najpierw był zielony wózek

Agnieszka Gieroba

|

Gość Lubelski 32/2013

publikacja 08.08.2013 00:15

Błogosławiony ks. Ignacy Kłopotowski. Dzieł, za które był odpowiedzialny, wystarczyłoby na obdzielenie kilku życiorysów. Jak to możliwe, żeby jeden skromny ksiądz jednocześnie mógł zajmować się biednymi i upadłymi, pisać i publikować książki, zakładać nowe gazety, wykładać w seminarium i dać początek nowemu zgromadzeniu.

 Dbał o biednych bardziej niż o siebie Dbał o biednych bardziej niż o siebie
Reprodukcja Agnieszka Gieroba

Ignacy chciał był księdzem. Ojciec często opowiadał mu różne historie, wśród których była taka o brewiarzu odmawianym przez księdza proboszcza. Fascynowała chłopca i prosił ojca, by powtarzał ją wielokrotnie. Gdy którejś niedzieli pojechał z matką do kościoła i zobaczył księdza proboszczem z brewiarzem w ręku, pomyślał, że on też chciałby tak się modlić i służyć innym. Nie miał więc wątpliwości, jaką drogę ma obrać, skończywszy gimnazjum. Lubelskie seminarium przyjęło chłopca. Wychowawcy i nauczyciele zadowoleni z jego postawy i wiedzy, postanowili wysłać go na dalsze studia teologiczne do Petersburga. Po czterech latach nauki uzyskał tytuł magistra.

Kierunek potrzebujący

Powróciwszy do Lublina, przyjął święcenia kapłańskie 5 lipca 1891 roku. Zaraz też otrzymał nominację na wikariusza w parafii Nawrócenia św. Pawła. Jednocześnie miał prowadzić wykłady dla kleryków w seminarium. Po roku pracy w tej parafii, biskup przeniósł go do pracy w lubelskiej katedrze. Obowiązków było dużo, gdyż parafia ta obejmowała większą część miasta. I choć w tamtych czasach posługa księdza polegała przede wszystkim na sprawowaniu Mszy św., ks. Ignacy miał pełne ręce roboty. W Lublinie powszechnie panowała bieda, co nie dawało mu spokoju. Zaczął współpracować z Towarzystwem Dobroczynności, które prowadziło domy starców, sierocińce i ochronki dla dzieci. To mu jednak nie wystarczało. Wpadł na pomysł, by założyć Dom Zarobkowy. Była to instytucja o charakterze dobroczynnym, która dawała pracę osobom starszym, chorym czy kalekim. Tacy ludzie nie mieli szans na zatrudnienie w innych instytucjach. W 1896 roku postanowił zorganizować Przytułek św. Antoniego, który miał otoczyć opieką upadłe kobiety. Staraniem księdza Kłopotowskiego kilka zgromadzeń zakonnych podjęło pracę w Lublinie. Łączyło się to z jego nowymi projektami. W 1897 r. sprowadził do miasta zakonnice ze Zgromadzenia Sióstr Służek Niepokalanej. Prowadziły one jadalnię i sklep spożywczy przy ulicy Bernardyńskiej. Felicjanki zaprosił do pracy w sierocińcach. Obsługę Przytułku św. Antoniego powierzył tercjarkom z Płocka. Współpracował z wieloma zgromadzeniami, prosząc o pomoc w prowadzeniu ciągle nowych dzieł na rzecz potrzebujących.

Oddajcie nam, co zbywa wam

„Wykład z historii Kościoła skończył się 5 minut wcześniej. Grupa kleryków wyskoczyła jak z procy prosto do refektarza. Ksiądz profesor Kłopotowski też się spieszył. Energicznie mocował się z kluczem w drzwiach swego mieszkania. Opasłe tomisko z Ojcami kapadockimi wcisnął z ulgą na najwyższą półkę. Do gdańskiej szafy z amorkami zamknął dopiero co upieczoną togę profesorską. Rodzinny herb Pomian – z głową byka przebitą mieczem, ku zgorszeniu niektórych, zdjął ze ściany i schował w szufladzie między chusteczkami. Nucąc »krakowiaka« zjechał wesoło po poręczy pierwszego piętra. Na podwórku stał już pomalowany zielonym papuzim kolorem wózek na dwóch kółkach. Na długiej chwiejnej tyczce umieścił już wczoraj przeraźliwie kolorowy napis: »Oddajcie nam, co zbywa wam«. Ujął ręką dyszel i wyciągnął na ulicę. Przez cztery lata widziano ten wózek na ulicach Lublina – to profesor historii ks. Kłopotowski żebrał na chleb dla swoich ubogich” – spisała wspomnienia s. Alfonsa Baran.

Dziennikarz i wydawca

„Prasa katolicka jak misjonarz pracuje” – napisał ks. Kłopotowski w „Informatorze Kapłańskim” wydanym w przededniu wybuchu I wojny światowej. „Lud taką weźmie gazetę i książkę, jaką my kapłani podamy mu do ręki” – podkreślał. Swoją działalność piśmienniczą zaczął w 1896 roku, publikując książkę pt. „Nawiedzenie Najświętszego Sakramentu”. Potem były kolejne. Ich tematem była praca duszpasterska i dzieła dobroczynne. W 1901 roku założył w Lublinie tygodnik katolicki „Praca”, a w 1905 roku przystąpił do organizowania własnej drukarni „Polak – katolik”, której spadkobiercą dziś jest Wydawnictwo Archidiecezji Lubelskiej Gaudium. Wychodząc z założenia, że dobra prasa i książka są pomocą księdza w docieraniu do ludzi, wydawał coraz to nowe tytuły oraz zakładał kolejne tygodniki „Posiew” i „Dobra służąca” oraz dziennik „Polak katolik”. Zatrudniał 40 osób. Otworzył też własną księgarnię, która sprzedawała książki nie tylko w Lublinie, ale także wysyłkowo. Jednocześnie dojrzewała w nim myśl, by czasowo przenieść redakcję gazet i swoją posługę do Warszawy. Miał nadzieję, że stamtąd będzie większa siła oddziaływania niż z Lublina. Wyjeżdżając, myślał, że to tylko na jakiś czas. Jednak na stałe do Lublina nigdy nie wrócił.

Pytał Pana Boga

Doba ma tylko 24 godziny. Tak było także wtedy, gdy żył ks. Ignacy Kłopotowski. Wstawał o świcie, kładł się późno spać. Robił tak samo zarówno w Lublinie, jak i w Warszawie, gdzie przyszła mu myśl założenia nowego zgromadzenia zakonnego – sióstr loretanek. – Ciągle coś robił. „Nie można siedzieć bezczynnie, gdy tyle biedy wokół nas” – mówił i brał się za nowe dzieło. Był też człowiekiem wielkiego humoru. W jednym z listów do sióstr pisał: „Kupiliśmy dwa konie. Wspaniale ciągną, ale gdzie im do nas, którzy ciągniemy tak wspaniałe dzieła Boże”. Jednocześnie obok żartów, mówił o bardzo poważnych sprawach, a jego konferencje i kazania były przejmującym wołaniem o miłość do Boga i ludzi. – Nie zależało mu na sobie. Zależało mu na drugim człowieku, na chwale Bożej. Nawet gdy zakładał loretanki, powiedział: „Gdy umrę, nie martwcie się. Przyjdą inni księża i was poprowadzą… Ale ojcem waszym jestem ja. Poza tym, gdy umrę, będę się wami więcej zajmował i więcej będę mógł u Boga uprosić” – opowiadała siostra Zofia Chomiuk ze Zgromadzenia Sióstr Matki Bożej Loretańskiej. Całe życie towarzyszyło mu pytanie „Boże, co chcesz, żebym uczynił?”. Mówiąc o tym przyznawał też, że jeśli człowiek pyta, Bóg ukaże mu swoją wolę w sposób prosty i stanowczy. – Jeśli człowiek ulegnie woli Bożej, wówczas wszystko widzi możliwym i łatwym do spełnienia. Staje się ślepym narzędziem w ręku Boga – mówił ludziom przyszły błogosławiony.

Dostępne jest 77% treści. Chcesz więcej? Zaloguj się i rozpocznij subskrypcję.
Kup wydanie papierowe lub najnowsze e-wydanie.