Zosiu przyjeżdżaj, ja rodzę

Justyna Jarosińska

|

Gość Lubelski 12/2014

publikacja 20.03.2014 00:00

Cud narodzin. Jedni zachwalają, inni patrzą z dezaprobatą, jeszcze inni zwyczajnie z obawą. Bez względu na opinie porodów domowych z roku na rok przybywa.

 Iza Konasiuk od lat sama również pomaga rodzącym Iza Konasiuk od lat sama również pomaga rodzącym
Justyna Jarosińska /gn

Coraz popularniejsze na świecie, ale także w naszym kraju staje się tzw. rodzicielstwo bliskości – filozofia, która jeszcze kilkanaście lat temu była oceniana jako swojego rodzaju fanaberia. Dziś nikogo już nie dziwią rodzice z niemowlakami w chustach. Ciągle jednak temat związany z rodzicielstwem bliskości, czyli porody domowe, traktowany jest jak coś marginalnego. A okazuje się, że coraz więcej małżeństw decyduje się rodzić w domu. Powody są różne, choć w większości przeważa pragnienie bezpieczeństwa i spokoju. I o dziwo, mimo ostrzeżeń ze strony lekarzy, młode matki wybierające poród domowy, bardziej od komplikacji i powikłań boją się szpitalnej atmosfery, obligatoryjnej oxytocyny, gdy poród się przedłuża, czy też, jak mówią, przedmiotowego traktowania.

Nigdy nie ryzykuje

W województwie lubelskim liczba porodów domowych w porównaniu z województwem mazowieckim jest niska. Jak podkreślają mamy, które rodziły w domu, wynika to głównie z faktu, że na Lubelszczyźnie jest tylko jedna położna, która odbiera porody w domu. – Co więcej, ta położna w zasadzie obsługuje całą tzw. ścianę wschodnią – śmieje się Grzegorz Konasiuk, tata piątki dzieci, z których czwórka przyszła na świat w domu.

Dostępna jest część treści. Chcesz więcej? Zaloguj się i rozpocznij subskrypcję.
Kup wydanie papierowe lub najnowsze e-wydanie.