W szponach SB

Maciej Sobieraj, historyk lubelskiego IPN

publikacja 14.05.2014 14:45

Pracownicy naukowi i studenci KUL funkcjonowali w dychotomii. Byli pod wielkim ciśnieniem władzy komunistycznej, która nie przebierała w środkach, by od wewnątrz rozbić katolicką uczelnię.

W szponach SB HENRYK PRZONDZIONO /GN

W związku z tym, że walka pod dywanem rozgrywała się na Wydziale Filozofii Chrześcijańskiej, a konkretnie między sekcjami filozofii praktycznej (prof. Strzeszewski) i filozofii teoretycznej (o. prof. Krąpiec) główne działania werbunkowe podejmowane były właśnie wobec pracowników naukowych tego wydziału. Dotyczyło to zarówno osób z ustaloną już pozycją naukową, jak i młodszych, mających w perspektywie awans naukowy wspomagany często przez SB. Praktycznie od pozytywnej opinii SB zależał awans naukowy, przyspieszenie lub opóźnienie druku, blokada przez cenzurę niektórych publikacji albo daleko posunięte ingerencje, które mogły wypaczać treść publikacji i w rezultacie wycofanie książki lub artykułu przez autora. Były zbiorcze opinie wobec całej grupy habilitantów i doktorantów KUL-u albo indywidualne. Wykorzystywany był w tym względzie także Urząd do Spraw Wyznań, który był de facto pasem transmisyjnym wszelkiego rodzaju opinii SB na temat KUL-u jako całości, jego agend czy poszczególnych pracowników. Bardzo często opinia sporządzona przez funkcjonariusza SB była w dosłownym brzmieniu wysyłana przez lubelski Wydział do Spraw Wyznań do MSzW, ale podpisana przez kierownika wydziału.

"Józef" "Docent" i inni

Nie będę opisywał szczegółowo każdego przypadku, ale jeżeli chodzi o rektorów KUL SB nawiązała kontakt operacyjny z o. Krąpcem (TW „Józef”) co najmniej od 1957 r. i to nie na szczeblu lokalnym, ale na poziomie Departamentu III, a potem IV. Oficerem prowadzącym przez cały czas był kpt., a ostatecznie gen. Konrad Straszewski, w latach 80. ub. wieku dyrektor Departamentu IV, a następnie podsekretarz stanu MSW. W początkach lat 60. ub. wieku SB zwerbowała na Wydziale także ks. Stanisława Kamińskiego (TW „Roman”), bliskiego współpracownika o. Krapca oraz ks. Stanisława Mazierskiego (TW „Docent”). Z młodszych pracowników naukowych zwerbowany został także mgr Auskelis Skeris (TW „Andrzej”). Ten ostatni werbunek był o tyle ważny, że dotyczył osoby pracującej na filozofii praktycznej, którą kierował prof. Strzeszewski. W końcówce lat 60. udało się zwerbować SB na filozofii jeszcze cztery osoby, które w przyszłości uzyskały bądź ważną pozycję w środowisku KUL (dr Adam Stanowski TW „Romuald”, ks. dr Witold Michałowski TW „Eros”/„Zenon”), bądź ważne funkcje: rektora (ks. mgr Stanisław Wielgus TW „Adam”) i prorektora (dr Jan Czerkawski TW „August”/„Michał”). Nie wszyscy z wymienionych kontynuowali współpracę, np. księża profesorowie Kamiński i Mazierski zakończyli formalną współpracę w początkach lat 70., natomiast dr Czerkawski został zdjęty z ewidencji w 1974 r., ale w 1976 r. ponownie został zarejestrowany. W przypadku dr. Stanowskiego to w początkach 1982 r. formalnie został zdjęty z ewidencji, a jego sprawę przekwalifikowano na operacyjne rozpracowanie krypt. „Działacz”. Inaczej wyglądała sytuacja z ks. dr. Michałowskim, który wyjechał w 1977 r. na kilka lat do Francji i tam został podjęty przez Departament I, czyli wywiad. Został zarejestrowany jako kontakt operacyjny, ale okazał się mało przydatny, ponieważ praktycznie zupełnie nie kontaktował się z Polską Misją Katolicką w Paryżu oraz ze środowiskami polskimi, a na tym najbardziej zależało peerelowskiemu wywiadowi. Był rezydentem w jednej z francuskich podparyskich parafii i praktycznie funkcjonował w tym kręgu, zajmując się głównie pracą naukową (habilitacja). W zaistniałej sytuacji i z powodu jego niechęci do kontynuowania związków z wywiadem PRL zamknięto sprawę w 1984 r. i materiały odesłano do archiwum. Funkcjonariuszom SB udało się zwerbować także ks. dr. Romualda Waszkinela (TW „Roman”), ale nie był specjalne udany werbunek, w przeciwieństwie do ks. dr. Stanisława Kowalczyka (TW „Witold”), który okazał się dużo cenniejszym nabytkiem, ale po śmierci ks. Popiełuszki zerwał współpracę. Już w latach 70. ub. wieku zarejestrowano jako TW ks. dr. Franciszka Mazurka (ps. „Posłuszny”/ „Janusz” 1972-1973; 1976-1989), ks. dr. Władysława Prężynę (ps. „Jakub” 1976-1989), ks. dr. Józefa Bazylaka (ps. „Wojciech”/„Docent” 1967-1974; 1977-1989). Ten był zarejestrowany w pierwszym okresie do wykonywania zadań na terenie kurii i WSD, gdzie pracował, ale także na KUL, gdzie był doktorantem na psychologii. Nie są to wszystkie osoby zarejestrowane przez SB na Wydziale Filozofii Chrześcijańskiej, ponieważ pominąłem studentów i być może innych, których nie można było zidentyfikować.

Humanistyka się broniła

Na Wydziale Nauk Humanistycznych nie udało się esbecji pozyskać pracujących w dłuższym wymiarze czasu osób. Kompletnie nieudana była próba werbunku dr. Jerzego Kłoczowskiego (TW „Historyk”), który został wprawdzie zarejestrowany, ale nie podjął współpracy, co skonstatował sam szef kulowskiej grupy SB kpt. Wiejak, i został wyrejestrowany po kilku miesiącach, a następnie poddany stałej inwigilacji aż do 1990 r. Doc. Tadeusz Brajerski (TW „Etnograf”) też okazał się kiepskim delatorem i został po kilku latach zdjęty z rejestrów. Nieco owocniejsza była współpraca z doc. Ireneuszem Opackim (TW „Irek”), ale na poziomie kandydackim, ponieważ kiedy został w 1972 r. zarejestrowany, wkrótce potem przeniósł się na Uniwersytet Śląski i tam współpraca z SB nie ułożyła się dobrze. Nieudane de facto, choć formalna rejestracja miała miejsce, były próby werbunku podejmowane wobec mgr. Czesława Blocha (TW „Pedagog” 1962-1963), dr. Stanisława Litaka (TW „Adam” 1963-1964) czy dr. Henryka Podbielskiego (TW „Antoni”). Wydaje się, że także werbunek doc. Eugeniusza Wiśniowskiego (TW „Jankowski” 1979-1990) okazał się nieudany, ponieważ rejestracja nastąpiła wprawdzie w 1979 r. zapewne na poziomie kandydata na TW, a jej zmaterializowanie miało nastąpić w 1984 r. „jako szczególnie wartościowe”, jednak nie jest on wymieniony w rozpisaniu na wartościową agenturę w kontrolowanych przez SB środowiskach związanych z Kościołem lubelskim. Rokująca duże nadzieje tajna współpraca asystenta prof. Kłoczowskiego mgr. Adama Penkalli (TW „Konrad”) po kilku latach została przerwana, ponieważ Penkalla odszedł z KUL-u do Kielc, gdzie SB załatwiła mu pracę, a następnie przez kilka lat był przygotowywany przez wywiad do pracy w Belgii (na Katolickim Uniwersytecie w Leuven) ewentualnie w Niemczech (znaleźli nawet dla niego niemiecką żonę), ale nic z tej akcji nie wyszło i Penkalla po przeniesieniu się do Radomia do miejsca zamieszkania jego polskiej żony, kontynuował tajną współpracę na rzecz miejscowej „czwórki” w środowisku związanym z PAX-em. Niestety brak teczek (poza „wywiadowczą” teczką Penkalli) skazuje nas jedynie na pośrednie dane z materiałów o charakterze ewidencyjnym bądź na pewne ślady materializacji takiej współpracy w innych źródłach. Cennym nabytkiem, zwłaszcza dla rozpoznania sytuacji na filologii klasycznej, gdzie pracowała rozpracowywana intensywnie od dawna doc. Małunowiczówna był ks. Henryk Wójtowicz (TW „Kuracjusz” 1972-1990). Było to o tyle ważne, że praktycznie nie zmaterializowała się współpraca z dr. Podbielskim.

Mimo nienajlepszej sytuacji na Wydziale Nauk Humanistycznych, jeżeli chodzi o jakąś wartościową agenturę, lubelski Wydział IV miał w latach 1962-1972 doskonałe rozpoznanie Wydziału, ponieważ zwerbował do współpracy dr. Zbigniewa Góralskiego (TW „Doktor” 1961-1973), kustosza w Bibliotece Uniwersyteckiej KUL, który jako absolwent historii był bliskim kolegą kilku pracowników naukowych z Sekcji Historii, a znał dobrze wielu innych, pozostawał też w dobrych relacjach z ks. prof. Żywczyńskim. Świetnie zorientowany w tym, co się działo nie tylko na historii, ale także na całym Wydziale oraz naturalnie w Bibliotece był nieocenionym źródłem dla SB. Podczas stypendiów zagranicznych był wykorzystywany także przez Departament I. Pozostawił po sobie trzy obszerne teczki pisanych własnoręcznie donosów (pozostałe dwie dotyczą jego pracy na WSP w Kielcach), które są dobrym źródłem, aczkolwiek subiektywnym, do poznania stosunków panujących wśród kadry naukowej katolickiej uczelni. Warto też dodać, że Góralski nagrywał wykłady dla duchowieństwa na dorocznych wakacyjnych sympozjach organizowanych przez KUL dla księży, w których uczestniczyli najważniejsi polscy hierarchowie z prymasem Wyszyńskim na czele.

Na Wydziale Teologii...

...zarejestrowanymi przez SB od końca lat 60. do lat 80. ub. wieku byli: biblista ks. prof. Feliks Gryglewicz (TW „Feliks”/„Spokojny) i historyk Kościoła ks. dr Marek Zahajkiewicz (TW „Tomasz”). Pierwszy z nich figuruje w dokumentach rejestracyjnych w latach 1968-1982, natomiast drugi miał dłuższy staż także od 1968, ale aż do 1989 r. Teczki ich pracy nie zachowały się, aczkolwiek w przypadku ks. Gryglewicza dysponujemy arkuszem rejestracyjnym i charakterystyką, w której czytamy, że w ciągu kilku miesięcy współpracy przekazał informacje o „działaniach niektórych osób z kierownictwa KUL, które miały wyraźnie antypaństwowy charakter”. Nie da się ustalić charakteru współpracy ks. Zahajkiewicza, ale został wyrejestrowany dopiero w 1990 r. Jej długotrwały charakter może świadczyć, że była użyteczna, aczkolwiek w sprawozdaniu Głównej Inspekcji Ministerstwa Spraw Wewnętrznych z 1984 r. nie został wykazany jako szczególnie wartościowy delator. Trudno coś powiedzieć o stopniu współpracy ks. dr. Ryszarda Rubinkiewicza (TW „Ryszard”), ponieważ trwała stosunkowo krótko (1969-1975), podobnie jak ks. dr. Jerzego Misiurka (TW „Jacek”), którego zarejestrowano w 1972 r., Alu już w 1976 r. zdjęto z sieci „z powodu niechęci do współpracy”.

Trudno jednoznacznie zakwalifikować jako tajnego współpracownika (ps. „Teolog”) mającego wykłady na KUL-u ks. dr. Bolesława Pylaka (TW „Teolog” 1959-65; 1971-1990), ponieważ był wprawdzie pracownikiem naukowym Wydziału Teologii, ale z zachowanej dokumentacji wynika, że SB interesowała z nim współpraca odnośnie funkcjonowania Wyższego Seminarium Duchownego w Lublinie, którego w momencie pierwszej rejestracji w 1959 r. był prorektorem, a następnie kiedy został ordynariuszem diecezji lubelskiej w 1975 r. i członkiem Rady Głównej Episkopatu to właśnie ta dziedzina jego aktywności biskupiej była bardziej interesująca, zwłaszcza że jego prowadzeniem zajmował się Wydział I Departamentu IV MSW. Hipotetycznie można założyć, że jako wielki kanclerz KUL mógł być indagowany także w zakresie swojej wiedzy odnośnie lubelskiej uczelni.

Dwukrotnie był rejestrowany ks. dr Marian Rusecki (TW „Tadeusz”). Pierwsza rejestracja nastąpiła w 1973 r. przez Inspektorat Kierownictwa SB KW MO w Lublinie zapewne w związku z jego staraniami o wyjazd za granicę. Przerejestrowanie na inny numer nastąpiło w 1977 r. i wyrejestrowanie dopiero w 1990 r. Opracowywaniem do ewentualnego werbunku poddano w 1976 r. ks. dr. Józefa Kopcia, ale rejestracja jako TW „Jerzego” nastąpiła dopiero po czterech latach w 1980 r. i trwała do 1990 r. Blisko 7 lat był zarejestrowany ks. dr. Franciszkiem Greniukiem (TW „Józef” 1972-1979) w związku z wyjazdem za granicę, gdzie miał wykonywać jakieś zadania na rzecz Departamentu I, ale po powrocie przejęła go lubelska czwórka i był na stanie sekcji kurialnej SB chociaż był także pracownikiem naukowym na teologii. Prowadził go mjr Wituch, który był zastępcą naczelnika Wydziału IV odpowiedzialnym m.in. za KUL, co mogło świadczyć o randze tej rejestracji, zwłaszcza że wspomniany funkcjonariusz prowadził innych ważnych TW. Ks. Greniuk podczas konferencji prasowej w 2007 r. z udziałem śp. abp. Życińskiego zaprzeczył jakoby taka współpraca miała miejsce, a wszelkie kontakty miały charakter oficjalny w związku z pełnieniem przez niego funkcji rektora WSD (1975-1982). Trudno jednak przypuszczać, żeby tak długo utrzymywano rejestrację jego osoby bez jej materializowania, ponieważ byłoby to czynione wbrew obowiązującej pragmatyce.

Na Wydziale Prawa Kanonicznego...

...sytuacja była bardzo ciekawa, ponieważ do końcówki lat 60. SB dysponowała na kanonistyce tylko jednym delatorem, ale bardzo ważnym, w skali całego KUL-u, jak również w misjach do Związku Sowieckiego. Chodzi o ks. prof. Aleksego Petraniego (TW „Kwieciński”), kapłana diecezji pińskiej, który od 1954 r. praktycznie do śmierci w 1977 r. był na usługach Wydziału III/IV oraz Departamentu IV MSW. Był informatorem zarówno Konrada Straszewskiego, jak i szefostwa Wydziału III/IV w Lublinie. W przeciwieństwie do o. Krąpca, który był zarejestrowany wyłącznie w Warszawie, ks. Petrani zarejestrowany był w Lublinie. Nie zachowała się wprawdzie pełna dokumentacja jego współpracy, ale w różnych dokumentach znajdujemy efekty jego działalności. Należał obok o. Krąpca do najważniejszych aktywów SB na KUL-u.

W końcówce lat 60. zarejestrowało już kilku kanonistów i wg ich ocen miały być one bardzo udane. Dotyczy to zwłaszcza ks. Józefa Krukowskiego (TW „Ignacy Zawadzki”), który był już opracowywany od 1964 r., kiedy ukończył studia i został notariuszem sądu biskupiego i równolegle asystentem na Wydziale Prawa Kanonicznego. Początkowo rozpracowywała go grupa zajmującą się kurią biskupią, ale próba werbunku w tym czasie okazała się nieudana. Dopiero w 1969 r. udało się, już kulowskiej grupie, zarejestrować ks. Krukowskiego. Być może obietnicą szybkiego zatwierdzenia habilitacji i mianowania docentem, co też jak na kulowskie stosunki dość szybko nastąpiło (1973 – przewód habilitacyjny, 1974 – uzyskanie docentury). W grę mógł także wchodzić szantaż. W 1984 r. inspekcja ministerialna oceniła TW „[Ignacego] Zawadzkiego” jako szczególnie wartościowego w sieci agenturalnej na KUL-u. Współpraca trwała aż do 1989 r., kiedy zdjęto go z sieci. Podobnie jak ks. Petrani był on na stanie zastępcy naczelnika Wydziału IV. W 1966 r., jeszcze w trakcie studiów, został zarejestrowany ks. Edmund Przekop, który przyjął pseudonim „Wacław Styka”. Jego pozyskanie, podobnie jak w przypadku ks. Stanisława Wielgusa, miało charakter perspektywiczny, gdyż słusznie zakładano, że ks. Przekop zrobi szybką karierę naukową, bez wątpienia z pomocą esbeckich „opiekunów”, ponieważ z dostępnych dokumentów wynika, że była to często stosowana wobec kulowców praktyka. Być może, jak w przypadku ks. Krukowskiego, w grę wchodził także szantaż. TW „Wacław Styka” uzyskał także wysoką ocenę inspektorów z MSW jako delator. W 1985 r. został wezwany do powrotu do macierzystej diecezji warmińskiej. SB udało się jeszcze zarejestrować na kanonistyce dwie wpływowe osoby: w 1977 r. ks. dr. Mariana Stasiaka (TW „Stanisław”) i w 1980 r. ks. dr. Henryka Misztala (TW „Henryk”). Obydwaj byli zarejestrowani do 1989 r.

Agentura w bibliotece i drukarni

Agentura była także ulokowana w różnego rodzaju agendach, np. bibliotece uniwersyteckiej. Opisałem wyżej przypadek dr. Góralskiego, kustosza bibliotecznego, ale w Bibliotece w latach 1960-1970 TW był także Henryk Adamczuk ps. „Ikar”, który z jednej strony wykorzystywany był jako delator w sprawach Biblioteki, a z drugiej strony jako kolega uniwersytecki dr. Piotra Kryczki miał być wykorzystywany w działaniach operacyjnych przeciwko niemu. Z teczki personalnej wynika, że współpracę z SB traktował jako formę dorobienia dodatkowych pieniędzy. Wkrótce po zakończeniu studiów historycznych w 1972 r. pracę w Bibliotece dostał mgr Józef Caruk, którego zarejestrowano jako TW „Włodka”, jednak nie pracował długo i po przeniesieniu się do Skierniewic zerwał współpracę. Kontrwywiad, a więc pion II, zarejestrował w 1965 r. jako TW „Sosnę” mgr. Waldemara Michalskiego, który w Bibliotece pracował w dziale wymiany zagranicznej. Funkcjonariuszowi SB zależało na rozpoznaniu koleżanki z działu Aleksandry Ćwiertni, która w korespondencji z obywatelami Niemiec wschodnich i zachodnich podało inny adres zwrotny, niż ten pod którym mieszkała. Ponadto adres Ćwiertni znaleziono podczas rewizji u agentki wywiadu zachodnioniemieckiego. Te właśnie okoliczności sprawiły, że postarano się o zwerbowanie agentury w miejscu pracy inwigilowanej przez kontrwywiad Ćwiertni. Po kilku latach figurowania w rejestrach SB Michalski został zdjęty z powodu niechęci do dalszej współpracy. W drugiej połowie lat 70. i w 80. SB nie posiadało już nikogo wśród personelu Biblioteki i z tego powodu było im bardzo trudno rozpoznać to środowisko, aczkolwiek wiedzieli, że w Bibliotece pracują osoby działające w opozycji antykomunistycznej i jest to miejsce spotkań tych osób.

W Bibliotece znajdowała się także redakcja Encyklopedii Katolickiej, której pracownikiem był mgr Janusz Bazydło znany SB z aktywnej działalności w opozycji antykomunistycznej od czasu wydarzeń marcowych, podczas których był represjonowany i przesiedział w areszcie dwa miesiące. W redakcji Encyklopedii pracował także dr Konrad Bartoszewski „Wir” były żołnierz i dowódca oddziałów AK/WiN, aktywny w środowisku b. żołnierzy zamojskiej partyzantki i z tego powodu inwigilowany przez SB. Z tego powodu SB zależało na pozyskaniu w tym środowisku agentury. W 1979 r. zarejestrowano wprawdzie ks. dr. Franciszka Drączkowskiego (TW „Redaktor”), który po powrocie w 1976 r. ze studiów we Włoszech został zatrudniony w redakcji Encyklopedii, jednak jego „doniesienia” okazały się mało wartościowe i został wyrejestrowany w 1985 r.

Drugą agendą, która była na celowniku SB był Dział Wydawniczo-Poligraficzny, w którego skład wchodziło wydawnictwo i drukarnia. Zatrudnieni w nim byli m.in. ludzie opozycji antykomunistycznej, którzy wyszli z internowania bądź ujawnili się, ale dalej prowadzili działalność opozycyjną. Cennym nabytkiem dla SB był bez wątpienia Józef Adamski, który był pracownikiem Lubelskich Zakładów Graficznych i w 1972 r. został zatrudniony w drukarni uniwersyteckiej. Już pracując w państwowej firmie był zarejestrowany jako TW „Wojciech” i po przyjściu na KUL do 1980 r. funkcjonował pod tym pseudonimem, po czym został on zmieniony na „Edytora”. Obok Adamskiego drugim TW w Zakładzie Małej Poligrafii był Marek Wójcik ps. „Pędzel” zarejestrowany w 1974 r. i wykazany w spisie tajnych współpracowników na KUL-u w 1982 r. Warto zwrócić uwagę na fakt, że oficer prowadzący TW „Edytora” por. Marek Benczyński kierował w l. 1982-1984 Sekcją VI Wydziału IV KW MO/WUSW w Lublinie, która zajmowała się działaniami dezintegracyjnymi w środowisku ludzi Kościoła. Pion ten został formalnie rozwiązany po ustaleniu, że za zamordowaniem ks. Jerzego Popiełuszki odpowiadają bezpośrednio funkcjonariusze tej właśnie komórki, którą kierował kpt. Piotrowski, jednak jego funkcjonariusze zostali „ukryci” w innych sekcjach, ale w przypadku Benczyńskiego była to funkcja starszego inspektora przy zastępcy szefa WUSW ds. SB.

W momencie, kiedy został zorganizowany na KUL-u w 1972 r. Zakład Duszpasterstwa i Migracji Polonijnej, który potem przekształcił się w Instytut z oczywistych względów interesował SB, ponieważ w założeniu miał badać środowiska polonijne, a one były w zainteresowaniu operacyjny mnie tylko Wydziału IV, ale także kontrwywiadu i wywiadu. Z pionu IV znamy jedną osobę zarejestrowaną w 1974 r. jako TW „Stanisław”, którym był ks. dr Anastazy Nadolny historyk środowisk polonijnych w Niemczech. W Lublinie zarejestrowany był do 1983 r., kiedy zdjęty został z ewidencji z powody wyjazdu do Gdańska.

Z pracowników administracyjnych zarejestrowani zostali w różnych okresach jako TW m.in. dwaj dyrektorzy administracyjni ks. Franciszka Woronowskiego ps. „Dyrektor” i ks. Tadeusza Kądziołka ps. „Nałęcz” (TW „Nałęcz” 1983-1990), jak również kierownik intendentury Waldemar Krawczyk („TW „Adam” 1983-1990) oraz Stanisław Kosiec (TW „Rajmund” 1967-1978), który po 11 latach odmówił dalszej współpracy.

Inwigilowali DA

W Duszpasterstwie Akademickim zarejestrowany był jako TW „Student” ks. Andrzej Koprowski, który w 1971 r. objął jego kierownictwo na miejsce aresztowanego o. Huberta Czumy i kierował nim do 1979 r. Odbywał wtedy dość regularne spotkania z funkcjonariuszem SB Wituchem, jednak jak twierdzi były one konsultowane z przełożonymi zakonu i rektorem KUL. Jeżeli miały one na celu spacyfikowanie działalności opozycyjnej, przynajmniej w Duszpasterstwie Akademickim KUL, to rzeczywiście osiągnął o. Koprowski sukces, ponieważ prawie wszyscy studenci KUL, którzy, mniej lub bardziej kontestowali system komunistyczny przenieśli się do duszpasterstwa prowadzonego przez o. Ludwika Wiśniewskiego przy klasztorze oo. dominikanów. Jako diecezjalny duszpasterz miał możliwość wpływania na działalność innych duszpasterstw, co też starał się czynić.

Pominąłem tutaj prawie zupełnie rejestracje studenckie, a odgrywały one nie mniej istotną rolę. Podałem przykład studenta psychologii Drozdowskiego w esbeckiej prowokacji krypt. „Teofil”, ale inni TW spośród studentów także brali aktywny udział w innych działaniach dezintegracyjnych. Funkcjonariusze typowali na potencjalnych tajnych współpracowników tych, którzy mieli szerokie towarzyskie kontakty, łatwo nawiązywali znajomości, cieszyli się zaufaniem kolegów i wykładowców, działali w stowarzyszeniach akademickich lub poprzez długie studiowanie („wieczni studenci” na KUL-u nie należeli do rzadkości) byli umocowani w środowisku. Osobną grupę stanowili ci, którzy mogli po studiach zrobić karierę naukową, kościelną lub cywilną w koncesjonowanych stowarzyszeniach katolickich lub redakcjach prasowych periodyków związanych z Kościołem.

Ten smutny przegląd aktywów jakimi dysponowała SB na KUL-u może sprawiać wrażenie, że był całkowicie przeżarty agenturą, jednak rzeczywistość była całkiem inna. Piszę to jako historyk i świadek jednocześnie, który z lubelską uczelnią związał blisko 20 lat swojego życia jako student i jako pracownik. Większość tych osób znałem, a z niektórymi miałem zajęcia. Owszem, byli wśród kulowców agenci, nawet z przysłowiowej górnej półki, jednak większość pracowników naukowych nie dało się zwerbować, a nawet niektórzy, których na krótko SB zarejestrowała potrafili wyrwać się z tego kręgu zła i zapisać chwalebne karty w kontestowaniu systemu komunistycznego bądź czynnie wspierając w latach siedemdziesiątych i osiemdziesiątych opozycję antykomunistyczną lub w sposób nieskrępowany prowadzić wykłady bez ideologicznego obciążenia czy to z historii, literatury, czy filozofii. Warto w tym miejscu pokazać te postaci, jak rektora Słomkowskiego, który wbrew polskiemu podziemiu i rządowi polskiemu w Londynie postanowił otworzyć Uniwersytet już w 1944 r., wiedząc, że warto to uczynić nawet jeżeli wydawało to się nierozsądne. Piękną kartę zapisał ks. rektor Marian Rechowicz, który wraz z ks. Józefem Rybczykiem i prof. Zdzisławem Papierkowskim potrafili zachować KUL w niezmienionym kształcie w okresie, kiedy groziła mu de facto likwidacja. Piękną kartę zapisał na swoim koncie kolejny rektor ks. prof. Wincenty Granat, który z własnej kieszeni płacił nałożone na studentów KUL grzywny za udział w manifestacji podczas wydarzeń marcowych w Lublinie w 1968 r.

Warto pamiętać o tych wykładowcach, którzy wybrali pracę na KUL-u z całą świadomością wszystkich trudności, które ich czekały. Mam tutaj na myśli profesorów wileńskich: Czesława Zgorzelskiego, Irenę Sławińską, Leokadię Małunowiczówną, a także lwowskich: wspomnianego ks. prof. Rechowicza, ks. Józefa Nowickiego, Zdzisława Papierkowskiego, o. Romualda Gustawa, o. Andrzeja Krupę, ks. Stanisława Łacha, ks. Władysława Poplatka czy ks. Edwarda Kopcia. Właśnie profesura wileńsko-lwowska była uważana przez SB za najbardziej reakcyjną. Może z powodu doświadczeń z czasów sowieckiej okupacji tych terenów. Piękną kartę w historii KUL-u zapisał prof. Ignacy Czuma i jego dwaj synowie związani z lubelską Uczelnia Łukasz i o. Hubert. Energicznie zwalczany był inny z duszpasterzy akademickich, który wychował sporą gromadę światłych studentów, czyli o. Tomasz Rostworowski, a wcześniej o. Jerzy Mirewicz. Przewodnikami po niezafałszowanej historii i metodologicznie nieuwikłanej w marksizm byli dla studentów profesorowie: Jerzy Kłoczowski, Zygmunt Sułowski, Władysław Rostocki, Jan Ziółek, Jan Skarbek, siostry Witkowska i Borkowska, Wiesław Müller, Ryszard Bender, Krzysztof Kozłowski, Ludomir Bieńkowski, Stanisław Litak, o. Jan Maria Szymusiak, Edward Zwolski, Ewa i Czesław Deptułowie, Władysław Bartoszewski, Tomasz Strzembosz, Stefan Sawicki, Tadeusz Chrzanowski, Barbara Filarska i wielu innych. Na pozostałych wydziałach także byli wspaniali wykładowcy i niezłomni wobec komuny, jak. prof. Strzeszewski, prof. Teresa Rylska, Hanna Waśkiewicz, Teresa Kukołowicz, Konstanty Turowski, Jan Turowski, Karol Wojtyła, ks. Józef Pastuszka, Jerzy Gałkowski i Maria Braun Gałkowska, ks. Józef Majka czy Andrzej Paluchowski i inni, którzy nie dali się zwerbować, a wręcz przeciwnie intensywnie byli zwalczani przez SB tak podłymi metodami, jak rozpowszechnianie w środowisku plotek o ich współpracy z SB, np. dr Jerzy Rebeta. Potrafiono w ten sposób zszargać niejednej osobie dobre imię Warto też wiedzieć, że dzięki prywatnym kontaktom ww. profesorów młodzi adepci nauk humanistycznych mogli mimo przeszkód stawianych przez SB zrobić doktoraty i przeprowadzić habilitacje na państwowych uniwersytetach.

Powielaczowa rewolucja

Mimo intensywnych działań SB nie udało się zainstalować na KUL-u Socjalistycznego Związku Studentów Polskich, mimo nacisku rektora Krąpca, więcej powstała na uczelni młodzieżowa organizacja studencka całkowicie niezależna od władzy komunistycznej. Studenci KUL, mimo szykan i aresztowań nie dali się zastraszyć i właśnie na KUL-u rozpoczęli „rewolucję powielaczową”, która pozbawiła władzę monopolu prasowego i książkowego. Studenci z wilczymi biletami po marcu ’68 mogli na KUL-u skończyć studia, w czym pomógł ustępujący rektor Granat, mając ciche poparcie prymasa Wyszyńskiego.

Najtrudniej jest mi ocenić sytuację związaną z o. Krąpcem. Z jednej bowiem strony toczył dość bezpardonową walkę z prof. Strzeszewskim w czym miał bez wątpienia wsparcie prowadzącego go funkcjonariusza SB, gdyż prof. Strzeszewski był człowiekiem zaufanym prymasa Wyszyńskiego i to już wystarczało, by podejmować wszelkie kroki w jego zwalczaniu, uderzając w ten sposób w kulowców związanych z linią prymasa w Kościele w odniesieniu do relacji z państwem komunistycznym. Z drugiej strony o. Krąpiec dzięki tym rozmowom, także ze swoim młodszym kolegą z gimnazjum – Andrzejem Werblanem w końcu bardzo wysokim urzędnikiem partii komunistycznej potrafił rozbudować KUL, przeprowadzić modernizację starego gmachu, a co najważniejsze reaktywować neofilologie, utworzyć Wydział Nauk Społecznych, przygotować grunt pod reaktywowanie prawa świeckiego, szerzej otworzyć KUL na świat. Miał wypowiedzieć jednemu ze współpracowników: „Pan nawet nie wie, jak człowiek musi się czasem ześwinić”. Czy to wszystko może usprawiedliwić tę drugą, ukrytą stronę medalu?

Opór, niezłomność czy lojalność. Kariera za wszelką cenę czy jednak wierność pewnym niezmiennym zasadom. Żyć w prawdzie czy fałszu. Służyć Bogu i Ojczyźnie czy raczej Panu Bogu świeczkę a diabłu ogarek. W takiej dychotomii funkcjonowali pracownicy naukowi i studenci KUL. Byli pod wielkim ciśnieniem władzy komunistycznej, która nie przebierała w środkach, by od wewnątrz rozbić katolicką Uczelnię, posługując się na szeroką skalę agenturą i prowokacją, ale nie udało się władzy komunistycznej złamać KUL-u, a może bardziej kulowców, bo oni tworzyli Uniwersytet.

I jeszcze na koniec osobista refleksja. Między bajki należy złożyć opowieści o ewangelizowaniu esbeków, nieświadomości w kontaktowaniu się z funkcjonariuszami aparatu represji, prowadzenia rozmów za pełną wiedzą przełożonych itp. Nie było rozmów, które nie miałyby konsekwencji, nawet jeżeli interlokutorowi wydawało się, że przekazuje ogólnie znane lub nieistotne informacje. Prawie każda z nich była weryfikowana, a gdyby takie fantazjowanie powtarzało się, to taki agent po prostu był z sieci eliminowany. I to by było na tyle…