Polowanie na głosy

xrs

publikacja 22.05.2014 19:20

Polecam rozmowę Patrycji Saneckiej z "Lubelskiego Okulara" z dr. Wojciechem Gizickim z Katedry Stosunków Międzynarodowych KUL o tym, co warto wiedzieć o wyborach do PE i europosłach. Od kogo najwięcej zależy? I jak wiele zależy?

Polowanie na głosy W ostatnich dniach kampanii wyborczej trwa walka o każdy głos ks. Rafał Pastwa /GN

Z dr. Wojciechem Gizickim z Katedry Stosunków Międzynarodowych KUL o wyborach do PE i rzeczywistych kompetencjach „eurodeputowanych” – rozmawia Patrycja Sanecka

Patrycja Sanecka: Kompetencje Parlamentu Europejskiego wzrastają, a więc dobrze byłoby mieć odpowiednich ludzi na odpowiednim miejscu. Jednak Polacy bardzo niechętnie biorą udział w tych wyborach, a jak wiemy najbliższe już w niedzielę. Czy Polacy mają wpływ na to co dzieje się w Brukseli?

Dr Wojciech Gizicki: Rzeczywiście kompetencje Parlament Europejski po traktacie z Lizbony wzrosły i być może będą wzrastały, jednak to nie musi przekładać się na zainteresowanie Polaków, Brytyjczyków, Francuzów czy innych obywateli państw członkowskich Unii Europejskiej w aspekcie wyborów do Europarlamentu właśnie. Z jakich powodów? Przede wszystkim dlatego, że Parlament Europejski jest, mówiąc kolokwialnie, daleko od ludzi. O ile sprawy narodowe, państwowe, które toczą się na poziome parlamentów krajowych są istotne z perspektywy potencjalnego mieszkańca jakiegoś państwa np. Polski, o tyle to co się dzieje w Brukseli ludzie traktują jako coś egzotycznego, coś co nie ma bezpośredniego wpływu na losy, na życie Polaka, czy innego obywatela państwa członkowskiego, które jednocześnie jest członkiem Unii. Z tego powodu, głównie Polacy ale także inni Europejczycy, nie są zainteresowani masowym głosowaniem w wyborach do Europarlamentu, bo ten tak de facto niewiele dla nich może zrobić.

Patrycja Sanecka: Jako państwo członkowskie jesteśmy zobowiązani wypełniać prawo europejskie, więc to nie jest do końca tak, że Unia nie ma wpływu na to co dzieje się u nas w kraju.

Dr Wojciech Gizicki: Tak, ale taka powszechna wiedza na temat tego czym są instytucje europejskie nie jest w Polsce taka powszechna. W związku z tym, te kwestie dla jednostkowego obywatela nie są najistotniejsze. Bardziej istotne jest to co dzieje się w parlamentach narodowych, zresztą to widać tez po kampanii. Jak popatrzymy na przekaz medialny kandydatów do Europarlamentu to ci kandydaci koncentrują się przede wszystkim na spawach krajowych, obiecują że zrobią to dla Polski, tamto dla Polski. Pamiętajmy Parlament Europejski jest instytucją, która ma reprezentować w pierwszej kolejności interesy europejskie, a nie państw narodowych. Niestety przekaz kampanijny w eurowyborach jest nastawiony przede wszystkim na realizację interesów w państwie członkowskim, czyli w tym przypadku w Polsce. To jest z perspektywy kandydatów nieporozumienie. Oczywiście nieporozumienie, które jest świadome, bo to daje im nadzieje na głosy ludzi, którzy do wyborów pójdą i będą patrzeć z perspektywy tego, że eurodeputowany może cos „załatwić” dla Polski. A to nie jest kompetencja Parlamentu Europejskiego.

Patrycja Sanecka: To znaczy, że Unia Europejska i Parlament Europejski to dla Polaków odległa rzeczywistość?

Dr Wojciech Gizicki: To jest instytucja, która musi istnieć, ponieważ została wpisana w traktaty, jak każda inna. Jej specyfiką jest, w odróżnieniu od innych instytucji, tylko to że jest demokratyczna, tzn., że dokonujemy do niej wyborów. My jako obywatele państwa członkowskiego mamy realny wpływ na to kto tam się znajdzie. Jak widzimy to nie jest na tyle duża zachęta żeby frekwencja wyborcza była bardzo wysoka. Podejrzewam, że nie będzie większa niż dwadzieścia kilka procent. To jest widoczne już w poprzednich wyborach. Nie jest to tylko problem Polski, ale w większości państw europejskich, bo jak już powiedziałem, perspektywa przekładania tego co dzieje się na poziomie Parlamentu Europejskiego na sprawy zwykłego Europejczyka są właściwie żadne. Tutaj w żaden sposób nie jesteśmy tego w stanie zmienić. To dla przeciętnego obywatela jest dosyć daleka rzeczywistość.

Patrycja Sanecka: To w takim razie co Polacy mogą zyskać w wyborach do Europarlamentu?

Dr Wojciech Gizicki: No, mogą zyskać tylko tyle, że zapełnimy Europarlament reprezentacją 51 europosłów z Polski, którzy będą tam w jakimś sensie reprezentować interesy europejskie, może tez polskie. No ale nie oszukujmy się, z perspektywy i samych eurodeputowanych i obywateli tym co nie pomaga jest to, że Parlament Europejski jest dobrym miejscem do życia dla eurodeputowanych. Uposażenie, różne okoliczności sprzyjają temu żeby europosłem być. Niekoniecznie trzeba się tam bardzo napracować, to pewnie też jest element który wpływa na niechęć wyborców do tego, żeby pójść do wyborów.  Popatrzmy na to kto kandyduje i kto zostanie wybrany prawdopodobnie. To nie są politycy, którzy będą odgrywać jakieś znaczące role w Europie. Część z nich będzie dalej koncentrowała się na polityce krajowej. Przykładem jest pan europoseł Ziobro, który bardziej angażuje się w sprawy krajowe niż europejskie i pewnie takich europosłów w następnej kadencji będzie kliku, kilkunastu.

Patrycja Sanecka: W wyborach, które odbędą się 25 maja, udział zadeklarowało tylko 2/5 Polaków. Co więcej przyznają, że są to najmniej ważne dla nich wybory.

Dr Wojciech Gizicki: Tak, najistotniejsze wybory z perspektywy rzeczywistości politycznej dla przeciętnego obywatela to wybory samorządowe.

Patrycja Sanecka: Ale i tak najchętniej Polacy biorą udział w wyborach prezydenckich.

Dr Wojciech Gizicki: Tak, bo to są wybory najbardziej wyraziste. Mamy kandydatów, którzy są względem siebie ostro nastawieni – w sensie politycznym, ideologicznym. To jest konkretny wybór miedzy dwoma postaciami. Natomiast jeśli byśmy mieli stopniować no to oczywiście wybory samorządowe są z perspektywy spraw bieżących najważniejsze. Później oczywiście wybory parlamentarne. Także wybory prezydenckie z tej racji, o której mówiłem. Natomiast co do ważności, to wybór prezydenta w Polsce jest oczywiście bardzo bo to jest głowa państwa. Natomiast jest to właściwie funkcja w dużej mierze reprezentacyjna, ale faktycznie przyciąga. Europarlament w żaden sposób nie przyciąga aż tak bardzo żeby można było jakoś szczególnie mocno oczekiwać zaangażowania frekwencyjnego. To nie jest tylko bolączka Polaków, jak obserwujemy wybory do Europarlamentu w ostatnich kilkunastu latach to frekwencja w każdym państwie członkowskim nie jest za wysoka. Poziom unijny to około 30%.

Patrycja Sanecka: Można to jakoś zmienić? Można w jakiś sposób uświadomić wyborców, że jest to ich faktyczny wybór? To oni mogą zadecydować, które osoby znajdą się w Europarlamencie.

Dr Wojciech Gizicki: Tak, ale trzeba by tutaj wyjść od sprecyzowania tego, czego my oczekujemy od Unii Europejskiej. Jest kilka koncepcji czym Unia ma być. Najbardziej optymalne względem siebie koncepcje to idea integracyjna państw członkowskich niepodległych, suwerennych, samodzielnych, a druga koncepcja to uczynienie z Unii Europejskiej superpaństwa. Obie względem siebie są dosyć kontrastujące. Jeśli oczekujemy od Unii Europejskiej bycia czymś więcej niż tylko projektem, który integruje suwerenne, niepodległe państwa to oczywiście wydaje się, że wzmocnienie koncepcji instytucji byłoby istotne. Natomiast, także z mojej osobistej perspektywy, nie uważam, żeby trzeba było jakoś szczególnie wzmacniać kompetencje unijne, bo myślę, że nie tylko ja, ale też duża część społeczeństwa, także polityków, jest zdania, że unia nie zastąpi nigdy państw narodowych. Przynajmniej w najbliższej przyszłości. My jednak dalej identyfikujemy się narodowo, państwowo i dla nas najważniejsze są wybory dokonywane tutaj na miejscu. Zobaczmy, że jeśli są jakieś trudne sprawy w Unii Europejskiej to rozwiązywanie tych spraw pozostawia się przede wszystkim głowom, czy szefom rządów najważniejszych państw członkowskich, a nie instytucjom europejskim. Jeśli mamy kryzys na Ukrainie, w Afryce Północnej, jeśli mamy kryzys finansowy to role mediatora, bądź wręcz kierujących tymi problemami przypadają nie przewodniczącemu Rady Unii Europejskiej, czy jakiemuś wysokiemu komisarzowi  tylko pani Merkel, panu prezydentowi Hollande, czy panu premierowi Cameron’owi. Nie szefom instytucji europejskich. To też o czymś świadczy. W dalszym ciągu UE jest ważną instytucją ale problemy rozwiązuje się na poziomie najważniejszych państw członkowskich.

Patrycja Sanecka: Już dziś na ulicach widzimy wiele bilbordów z głowami kandydatów, którzy wiele nam obiecują. Po co tak naprawdę europosłom Strasburg?

Dr Wojciech Gizicki: Większość partii politycznych w Polsce traktuje te wybory do EP jako test przed maratonem wyborczym, który zaczyna się na jesieni tego roku. W październiku, listopadzie będą wybory samorządowe, które są dla partii bardzo istotne bo tam się dzieją realne rzeczywistości polityczne i tam dzieli się faktycznie pieniądze i najważniejsze decyzje na poziomie miast, gmin, powiatów. Później mamy wybory parlamentarne w konsekwencji wybory prezydenckie. Te wybory do Europarlamentu są testem, która z partii politycznych na dzisiaj reprezentuje największe poparcie społeczne. Nawet jeśli do wyborów pójdzie dwadzieścia procent wyborców, to dla partii jest to znaczący sygnał: jak odbierane są te partie w elektoracie i w jakim kierunku muszą pracować partie polityczne żeby wyniki w następnych wyborach były lepsze. Te wszystkie plakaty, bilbordy, spoty wyborcze są testem, który ma zweryfikować dotychczasową działalność partii politycznych. Zobaczmy, większość partii postawiła w eurowyborach na znane twarze, które mają przyciągać poparcie polityczne, które ma się później opłacić w konsekwencji kolejnych wyborów. To wszystko jest wpisane w szerszy kontekst polityczny i długofalową politykę wyborczą, która nie kończy się 25 maja, tylko wtedy się zaczyna.

Patrycja Sanecka: A więc jaki powinien być europoseł?

Dr Wojciech Gizicki: Na pewno nie powinien to być celebryta. Powinna to być osoba, która ma jakiekolwiek przygotowanie zawodowe, czy społeczne, która interesuje się sprawami politycznymi, społecznymi w swoim własnym środowisku lokalnym, w państwie. Która ma też wykształcenie w tym kierunku, tzn. niekoniecznie jest politologiem, czy prawnikiem, ale w pewnym sensie czy to na studiach, czy w swojej pracy zawodowej poruszała tego typu kwestie, zna języki obce, zna instytucje europejskie, zna przynajmniej w zarysie prawo europejskie. Jest z tej perspektywy istotności parlamentu europejskiego jako reprezentanta interesów ogólnoeuropejskich lepszym kandydatem, niż celebryta, który ma ściągnąć tylko wyborców i przyciągnąć ich głosy. Jeśli ja widzę na listach wyborczych sportowców, nawet zacnych, którzy coś osiągnęli w swojej sportowej karierze, aktorów, czy jeszcze innej maści celebrytów to uważam, że jest to ze szkodą dla instytucji demokratycznych, a nie z korzyścią. Nasza polityka stała się polityką wizerunkową, medialną, która ma przyciągać znanymi twarzami, a coraz mniej niestety zwracamy uwagę na kompetencje tych osób. A ogólna wiedza czym jest parlament czy europejski czy krajowy, czym są sprawy którymi ludzie żyją, powinny być wyznacznikiem tego czy ja, powinnam/powinienem w ogóle kandydować, czy ja się do tego rzeczywiście nadaje. Należałoby mieć w sobie trochę samokrytycyzmu. Część z tych kandydatów zachłysnęła się poparciem, próbuje utrzymać to zainteresowanie medialne, a eurowybory są to tego dobrą okazją – jest czas antenowy, jest zainteresowanie mediów, jest prasa, media elektroniczne. Jeżeli spada zainteresowanie związane z byciem sportowcem, bo część z tych osób to byli sportowcy, no to pewnie taki mechanizm publiczny się odzywa i chcemy zatrzymać to poparcie. Z mojej perspektywy jest to całkowicie nie do przyjęcia. Chociażby dlatego, że kompetencje tych osób są właściwie żadne w tym przypadku. Brakuje mi i myślę, że nie tylko mi, ludzi, którzy sprawdzili się na jakimkolwiek poziomie pracy czy to samorządowym, czy ogólnopolskim, czy w aspekcie politycznym czy społecznym. Wyborcy niestety oddają głosy na twarze, które są im znane. To smutne.

Patrycja Sanecka: To nie jest tak, że Polacy są po prostu niezorientowani i nie wiedzą na kogo zagłosować?

Dr. Wojciech Gizicki: Tak, to fakt. Patrzymy z perspektywy bardziej tego co powie lider partii politycznej, który kandydata na konkretne stanowisko desygnował, niż czy ten kandydat realnie sprawdził się w jakikolwiek sposób w życiu polityczno-społecznym. Biorąc pod uwagę, że ten Europarlament już jest, to dobrze by było gdyby znalazły się tam osoby, które w jakiś sposób mogłyby coś dobrego dla Europy, a w konsekwencji dla Polski zrobić, a nie tylko błyszczałyby w mediach.