Prawie jak Jobs

ks. Rafał Pastwa

publikacja 11.09.2014 10:50

- Nie chcieliśmy pracować na etatach dla kogoś, ale na własny rachunek. Wszyscy złożyliśmy się na zakup potrzebnego sprzętu i zaczęliśmy działalność - mówi Tomasz Kuryło z firmy ENZO.

Prawie jak Jobs Tomasz Kuryło ks. Rafał Pastwa/ Foto Gość

Z Tomaszem Kuryło, prezesem zarządu firmy ENZO w Lublinie, o stworzeniu firmy od zera i o tym jak zwiększyć zaangażowanie parafian wykorzystując Internet oraz o potrzebie uczciwej komunikacji – rozmawia ks. Rafał Pastwa

Ks. Rafał Pastwa: Jak doszło do powstania firmy?

Tomasz Kuryło: Wszystko zaczęło się w 2003 roku. Zebrała się wtedy grupa dziewięciu przyjaciół, którzy pracowali przy różnych projektach internetowych. Nie chcieliśmy pracować na etatach dla kogoś, ale na własny rachunek. Wszyscy złożyliśmy się na zakup potrzebnego sprzętu i zaczęliśmy działalność. Pierwotny zamysł był taki, że poprowadzimy kafejkę internetową i będziemy tworzyć strony internetowe, bo wiedzieliśmy, że ta technologia wtedy wchodziła i była potrzebna firmom. Po tygodniu niemal nie upadliśmy, ale przetrzymaliśmy najgorsze chwile.

Co było dalej?

Po półtora roku zrezygnowaliśmy z kafejki internetowej. Poszliśmy w kierunku typowego marketingu internetowego. Wtedy tworzyliśmy narzędzia i aplikacje. Komunikacja była w tle. Wszyscy koncentrowali się na technologii, a nie było jeszcze myślenia o miękkiej komunikacji. Do dziś wiele firm działa na filozofii Lorem ipsum, czyli – nie mamy nic do powiedzenia, ale chcemy zrobić stronę, która będzie błyszczeć i ładnie wyglądać.

Co stanowi podstawę waszych działań?

Pracując z coraz większą ilością firm coraz bardziej widzieliśmy potrzebę szukania sensu, tego, co ma podstawowe znaczenie dla danej firmy. Powoli zaczęło się klarować, że to komunikacja jest tym, czym chcemy się zająć. W naturalnym procesie z firmy odeszli programiści, a pozostały osoby, które zajęły się sprawami komunikacji. Obecnie doradzamy strategicznie firmom, co zakomunikować, czego nie komunikować.

Czy współpracujecie tylko z firmami?

Przeważnie tak, gdyż są to najzdrowsze relacje, to znaczy nie jesteśmy w żaden sposób zaangażowani politycznie. Zgłasza się przedsiębiorca, przedstawia nam cel jaki chce osiągnąć, a my mu pomagamy. Przez te lata nauczyliśmy się też współpracować z partnerami, którzy przygotowują narzędzia, a my skupiamy się na potrzebach i na zrozumieniu odbiorcy.

Już we wrześniu poprowadzisz warsztat podczas targów sakralnych Lubsacro na temat zaangażowania wiernych poprzez internet. Czy kiedyś zgłosiła się parafia do twojej firmy?

Nie, nigdy, ale też my nie chcemy zdobywać tego typu klientów. Moja obecność na targach sakralnych wynika z faktu, że jestem człowiekiem wierzącym i chciałbym pokazać, że istnieje możliwość lepszej komunikacji także w obrębie wspólnot parafialnych. Mam nadzieję, że to moje zaangażowanie będzie cennym wskazaniem czy raczej podpowiedzią dla duchownych i świeckich, w temacie komunikacji. Bo paradoksalnie te rzeczy, o których będę mówił podczas targów sakralnych nie wymagają wielkich nakładów finansowych. Raczej chodzi o wyznaczenie celu i dążenie do jego realizacji przy wykorzystaniu dostępnych narzędzi. Warto podkreślić, że w naszych parafiach jest wiele osób, nie tylko młodych, które chciałyby się zaangażować w coś nowego. Czasami trzeba robić mniej, by osiągnąć więcej. Bo niekiedy mamy do czynienia z nadmiarem informacji, działań itd. Nie chodzi o to, by po targach sakralnych wszyscy pobiegli do swych parafii i zaczęli tworzyć strony internetowe. Raczej trzeba usiąść w grupie, wziąć czysta kartkę, ustalić, co jest najważniejsze i zacząć działać. Podczas warsztatów opiszę co należy zrobić. Z pewnością będzie wymagać to zaangażowania. Ale wierzę, że będzie to pomocne dla wiernych i duszpasterzy.

A czego jest zbyt mało w życiu parafii z twojego punktu widzenia?

Mam poczucie, że nie jest wystarczająco wykorzystywana relacja duchownych z wiernymi. Raz do roku mamy możliwość spotkać się w naszym domu z duszpasterzem. Wprawdzie toczy się podczas tzw. kolędy rozmowa, ksiądz nas poznaje, my księdza, ale nigdy ksiądz nie zadał mi pytania – czy mógłbyś zostawić swój email, żebym mógł ci wysłać raz w tygodniu Słowo Boże, albo informacje dotyczące życia parafii. Tego mi brakuje. Chodzi o to, by parafia dawała impulsy, a nie czekała, aż ja przyjdę. Należy pamiętać, że będziemy mieć coraz więcej impulsów z zewnątrz, więc należy pomyśleć co zrobić by parafia nie straciła w tym momencie jeszcze bardziej. Obecne pokolenie wiernych da sobie radę, ale z kolejnym może być różnie. Podobnie rzecz się ma z wykorzystaniem telefonów komórkowych. Firmy sobie z tym radzą by wysyłać komunikaty. A Kościół, który ma fajne i ważne wartości tego nie wykorzystuje. Oczywiście nie wiemy do końca czy to, co działa w przypadku firm, w takim stopniu sprawdzi się w przypadku parafii.

Co sądzisz o stronach internetowych parafii?

Nie widziałem wszystkich co prawda, ale pierwsze wrażenie jest takie, że trafia się na komunikację budynkami. Poza tym dużo oficjalnych rzeczy. Moim zdaniem jest też zbyt wiele zakładek. Należy zmniejszyć liczbę tych elementów. Ale to wymaga rozmowy i ustaleń wewnątrz wspólnoty. Myślę, że jest dużo młodych osób, które zechciałyby się zaangażować w takie rzeczy.

Czego oczekujesz od Kościoła, jako człowiek wierzący i specjalista od komunikacji?

Przede wszystkim chcę co tydzień w niedzielę usłyszeć o wartościach, które Kościół prezentuje, a z którymi ja się identyfikuję. To, czego potrzebuję w parafii, to zerwania z tym, co w świecie biznesu nazywamy bełkotem marketingowym. Chciałbym prostszego języka, bo niekiedy trudno zrozumieć księdza podczas kazania. Źle też się słucha listów duszpasterskich, bo są pisane zbyt wyrafinowanym językiem.

Jakie powinno być - według Ciebie - kazanie od strony komunikacji?

Nie zawsze kazanie powinno trwać długo. Nie zawsze długo oznacza dobrze. Chciałbym, aby ksiądz na kazaniu wbił mi tzw. kilkuminutowego „gwoździa”. Być może trzeba wykorzystywać prezentacje, komunikować obrazami, krótkimi historiami, aby w ten sposób angażować wiernych. Kościół nie powinien zmieniać doktryny czy prawd wiary, ale przedstawiać je w sposób dostosowany do współczesności.

A znasz księdza, który głosi kazania w sposób dostosowany do potrzeb współczesnego odbiorcy?

Pod Lublinem, w małej miejscowości, gdzie mieszka babcia mojej żony, jest ksiądz, który mówi świetne kazania. Prostymi słowami przedstawia Ewangelię.

A czy nie chodzi tu o zabieg marketingowy?

W naszej firmie celem jest komunikowanie autentyczności, a nie szukanie sztuczek marketingowych. Kościół natomiast ma wiele takich atrakcyjnych i autentycznych rzeczy do zaoferowania, tylko że czasami wierni tego nie dostają. I nagle, zamiast tego, szukamy rozwoju osobistego, szkoleń itd. Myślę, że tak, jak w firmie, tak i w parafii, wewnątrz wspólnoty musi być autentyczna komunikacja.

Czyli?

Zawsze powtarzam, że trzeba odrzucić tzw. ściemę w firmie, szkole, także w innych miejscach. Bo tej ściemy jest wszędzie dużo. Jak rozmawiam nieformalnie z duchownymi, to mówią, że tej „ściemy” nie brakuje także w ich wspólnotach. Także w związku z tym w naszej firmie poczyniliśmy radykalne zmiany. Postanowiliśmy, że zmieniamy zasady gry. Tak, jak wychowujemy w domu dzieci, jak z nimi szczerze rozmawiamy, tak też chcieliśmy działać w firmie.

Czyli przyjazny biznes?

Tak, ale nie na zasadzie propagandy. Chodzi o to, że nie bierzemy do projektów fikcyjnych partnerów, nie robimy fikcyjnych rzeczy. To jest ciągła walka. Pieniądze leżą na stole, a my musimy podjąć decyzję, w którą stronę idziemy.