Był na Madagaskarze, w Kongu i Rwandzie. Jego znajomi do dziś nie mogą uwierzyć, że można pracować nie dla pieniędzy.
Dr Stefan Ciszewski pracował wśród trędowatych trzy miesiące
Justyna Jarosińska /Foto Gość
Doktor Stefan Ciszewski jest emerytowanym chirurgiem. Przez wiele lat był ordynatorem najpierw w lubelskim szpitalu na Staszica, a potem w szpitalu MSW. Gdy przeszedł na emeryturę, chciał nadal w jakiś sposób pomagać chorym. – Zawsze myślałem, że gdy skończę pracować zawodowo, będę sobie po prostu odpoczywał w moim domku pod Lublinem. Ale gdy patrzyłem, jak odchodził od nas Jan Paweł II, zrozumiałem, że ja jeszcze mogę coś z siebie innym dać, tak jak to do końca życia robił nasz papież – mówi dr Ciszewski. – Chciałem pomagać, choć nigdy nie myślałem o wyjeździe do Afryki – zaznacza. Opatrzność jednak pokierowała doktora właśnie w tamte strony – Naszymi drogami kieruje Pan Bóg – zauważa lekarz.
Po co ja tu przyjechałem
Okazja do realizacji pragnień nadarzyła się bardzo szybko – Słuchałem radia, a tam nadawali audycję o trędowatych i o tym, że na Madagaskarze potrzeba ludzi do pomocy tym chorym – relacjonuje. – Udało mi się zdobyć numer telefonu do sióstr św. Józefa z Cluny, które pracują m.in. na Madagaskarze, a jedyny dom w Polsce mają właśnie w Lublinie – wyjaśnia.
Dostępna jest część treści. Chcesz więcej?
Zaloguj się i rozpocznij subskrypcję.
Kup wydanie papierowe lub najnowsze e-wydanie.