Gdzie mieszka św. Mikołaj?

ks. Rafał Pastwa

publikacja 03.12.2014 16:40

Rozpoczynam podróż z miasta Kumluca, które słynie z upraw specjalnej odmiany melona. To południowo-zachodnia Turcja. Po drodze Finike, Demre i Kas. Jadę do Patary, gdzie urodził się św. Mikołaj. Potem Myra, miejsce jego posługi biskupiej.

Gdzie mieszka św. Mikołaj? Pomnik św. Mikołaja w Demre, w południowo-zachodniej Turcji ks. Rafał Pastwa /Foto Gość

Pierwszy raz na temat pomysłu zorganizowania orszaku św. Mikołaja w Lublinie usłyszałem pół roku temu. Powiedział mi o nim ks. Piotr Kawałko, proboszcz parafii św. Mikołaja na „Czwartku”. Było lato. Ciepło i zielono. Wtedy zdałem sobie sprawę, jak bardzo jesteśmy ukształtowani przez kulturę masową, która przez lata wtłacza nam, czy chcemy czy nie, obraz Mikołaja w czerwonych portkach, w zimowej czapce z pomponem, powożącego zaprzęgiem reniferów. Tymczasem św. Mikołaj ma więcej wspólnego ze słońcem i wysokimi temperaturami, niż nam się może wydawać.

Gdzie mieszkał św. Mikołaj?

Mimo kalendarzowej jesieni żar leje się z nieba. Pożyczony od Turka za parę euro samochód wydaje przeróżne dźwięki, zwłaszcza przy próbie zmiany biegów. Droga asfaltowa została dosłownie wydarta skałom, jest równa, ale kręta. Od czasu do czasu widać zaciekawione kozice, stojące na kilkudziesięciometrowych półkach skalnych. Rozpoczynam podróż z miasta Kumluca, które słynie z upraw specjalnej odmiany melona. To południowo-zachodnia Turcja. Po drodze Finike, Demre i Kas. Po kilku godzinach jazdy trzęsącym się samochodem docieram do Patary, czyli miejsca narodzin św. Mikołaja, biskupa i cudotwórcy. Było to w starożytności potężne miasto. Jego ruiny ciągną się na przestrzeni kilku kilometrów. Był to znany i ceniony ośrodek portowy, który przyciągał nie tylko kupców, ale także pielgrzymów do wyroczni Apollina. Pośród starożytnych bloków skalnych, obok amfiteatru i łuku triumfalnego z czasów rzymskich, miejscowa ludność pasie owce i kozy. Zwierzęta szukają trawy obok pozostałości po termach zbudowanych przez Wespazjana. W ostatnim czasie Turcy rozpoczęli prace konserwatorskie na terenie starożytnej Patary. Miejsce narodzin św. Mikołaja zostanie więc zachowane.

Komin i worek z prezentami

Mikołaj urodził się ok. roku 270 w Patarze, która leży w południowo-zachodniej Anatolii, w Turcji. Według podań miał bogatych rodziców - prawdopodobnie byli kupcami. Po ich śmierci podzielił się spadkiem z najbardziej potrzebującymi. Nie wiemy, czy rodzice Mikołaja byli chrześcijanami, czy on sam jako dorosły człowiek przyjął wiarę w Chrystusa. Patara leżała na starożytnym szlaku handlowym, dzięki czemu przez miasto przewijali się także ówcześni misjonarze. Wiadomo, że mieszkańcy położonej ok. 70 km na wschód Myry wybrali Mikołaja na swego biskupa. Zmarł najprawdopodobniej w 352 roku. Zasłynął wieloma cudami. Tradycja podaje, że dzięki modlitwie ocalił zagrożonych śmiercią żeglarzy i miasto od epidemii głodu. Ale w historii Mikołaja pojawia się także komin i worek z prezentami. Jedno z podań mówi, że pewien człowiek w związku z zadłużeniem chciał sprzedać w niewolę swoje córki, by tak spłacić dług. Mikołaj miał wrzucić worek z pieniędzmi potrzebnymi do spłaty długu przez komin lub przez otwór w dachu. Tak uratował owe kobiety.

Nieprzydatne sanie

Jadę wreszcie do Myry, miasta, w którym posługę biskupią pełnił św. Mikołaj. Liczę na to, że zobaczę coś więcej niż tylko pozostałości dawnych budowli. Docieram do Demre, bo to na jego obrzeżach znajduje się to starożytne miasto Licyjskie - Myra. Demre jest miastem rolniczym. To zjawisko dla nas zupełnie obce. Większość mieszkańców Turcji żyje w blokach mieszkalnych lub budynkach przypominających bloki, bez względu na to, czy to wieś czy miasto. Dlatego nie powinien nikogo dziwić widok setek tuneli z uprawami położonymi nawet w centrum miasta. Zauważa się tu zupełny brak znaków i oznaczeń. Nie wiadomo, jak dotrzeć do legendarnej Myry. Wchodzę do jednego z wielu zakładów fryzjerskich, niezwykle popularnych w Turcji. Jest gwarno i głośno. Młodzi chłopcy golą brzytwami mężczyzn siedzących wygodnie w fotelach przed lustrami o wątpliwej czystości. Wszyscy krzyczą naraz i cieszą się, jakby przyjechał ktoś bliski. Witam się z nimi i pytam o św. Mikołaja i Myrę. Nikt nie zna angielskiego. Po chwili zjawia się Kadir i tłumaczy przy pomocy rąk i kilku słów, jak dotrzeć do ruin miasta i kościoła św. Mikołaja. - Prosto, prosto potem w lewo i znów w lewo - mówi i szeroko się uśmiecha. Jednak oprócz tuneli, w których rosną ogórki, pomidory i ziemniaki, niczego nie widać. Za samochodem tuman kurzu. Nie ma asfaltu. Trzeba zaufać Kadirowi i jechać dalej. I oto jest Myra. Wiem, że jestem na miejscu, bo dostrzegam stragany z pamiątkami i handlujących. Obok ikon ze świętym poustawiane egzemplarze Koranu w języku niemieckim i rosyjskim. Turyści łażą z miejsca w miejsce. Niewiele informacji o tej miejscowości w przewodnikach. Trafiam na jedyną tutaj tablicę informacyjną. Z dawnej wielkości miasta, w którym posługę duszpasterską pełnił św. Mikołaj, pozostał starożytny amfiteatr oraz grobowce licyjskie, wykute w skałach. Miejscowi inaczej podchodzą do dziedzictwa kultury niż my. Bo i tu, niemal tuż obok wielowiekowych zabytków, ścielą się kolejne liczne tunele z warzywami. Być może ten dystans do historii tłumaczy, dlaczego pozwolono w przeszłości wywieźć z terenu Turcji najcenniejsze skarby starożytnej Troi i Efezu. Myra powstała ok. V w, przed Chrystusem i była jednym z ważniejszych miast Unii Licyjskiej. W czasach panowania rzymskiego miasto było stolicą prowincji. Wiadomo, że w Myrze zatrzymał się także św. Paweł Apostoł. Miasto w VI w. po Chr. doświadczyło powodzi i trzęsień ziemi. Najazdy arabów spowodowały z kolei całkowite wyludnienie się miasta w XI w. Dziś miejsce to odwiedzają najczęściej Niemcy i Rosjanie. Dla tych ostatnich jest to główny patron.

Kościół pośród meczetów

Niezwykłym przeżyciem są odwiedziny kościoła św. Mikołaja, który znajduje się kilkanaście kilometrów od ruin starożytnej Myry. Nieliczni zwiedzający go zastygają, gdy po murach starożytnej świątyni niesie się głos muezina. A kiedyś Eucharystię sprawował tu dla swoich wiernych biskup Mikołaj.

Kościół zbudowano tu już w początkach IV w. Rozbudowano go za cesarza Justyniana Wielkiego w VI w. W 809 r. zniszczyli go częściowo arabscy najeźdźcy. W 1043 r. Konstantyn IX przebudował kościół na trzynawową bazylikę. W 1862 r. wykonano prace remontowe sfinansowane przez cara Aleksandra II. Obecnie jest zabezpieczony przed erozją i niszczeniem oraz pilnie strzeżony. W Demre stoją także trzy pomniki św. Mikołaja. Dwa zupełnie świeckie, na których Mikołaj jest otoczony gromadką dzieci. Zupełnie inny jest ten ustawiony przy wejściu do zabytkowego kościoła. Mikołaj wygląda jak biskup. Jedną dłoń unosi do błogosławieństwa, w drugiej trzyma Pismo Święte. Ubrany jest w szaty liturgiczne, ma na sobie także paliusz. - To niewiarygodne, co zrobiono z Mikołaja w naszych czasach. Mikołaj miał pecha, bo żył w miejscu, które stało się niemal centrum świata islamskiego. Gdyby Włosi go nie wykradli, nikt by o nim dziś nie pamiętał. Nie byłoby go nawet w reklamach - rozprawia dwóch Niemców przy wejściu do kościoła. Wewnątrz świątyni znajduje się sarkofag, z którego kupcy włoscy wykradli ciało św. Mikołaja w czasie oblężenia miasta przez Arabów w XI w. Osłonięty jest specjalną konstrukcją ze szkła. Kobiety z nakrytymi głowami i ikonami świętego w ręku dotykają szkła osłaniającego sarkofag, modląc się o wstawiennictwo i błogosławieństwo.

Zapraszamy na modlitwę

Hukuk ma około czterdziestu lat i szeroko się śmieje. Zaprasza na modlitwę do meczetu. Najpierw trzeba obmyć twarz i ręce. Niektórzy obmywają także stopy. Zdejmujemy buty. Podłoga wyłożona jest miękkim czerwonym dywanem. Wewnątrz kilkunastu mężczyzn. Jest cisza. Słychać pojedyncze szepty. Wreszcie prowadzący modlitwę zaczyna śpiewać w typowy dla muzułmanów sposób. Następuje seria pokłonów. Niektórzy wznoszą ręce i patrzą w górę, w kierunku sklepienia meczetu. Modlitwa zakończona. Zaczynają się normalne rozmowy i żarty. Wiedzą, że jestem katolikiem i duchownym. Dziękują, że przyłączyłem się do nich. Pytają czy w Polsce mężczyźni są religijni. Hakuk wręcza mi wizytówkę i prosi bym mu przesłał kilka zdjęć. Opowiadam mu jeszcze o św. Mikołaju i Myrze. Tak się rozstajemy. Laponia wydała się odległa i wręcz nierealna. Trudno byłoby św. Mikołajowi poruszać się na saniach w tym klimacie.