Nie jesteśmy frajerami!

ks. Rafał Pastwa

publikacja 03.02.2015 17:00

Przedstawiciel protestujących rolników odczytał przed Lubelskim Urzędem Wojewódzkim w Lublinie petycję skierowaną do premier Ewy Kopacz, która zawiera 8 postulatów. Z rolnikami spotkał się wojewoda lubelski. Ale ci nie chcieli z nim rozmawiać.

Nie jesteśmy frajerami! W proteście wzięło udział kilkaset osób ks. Rafał Pastwa /Foto Gość

Przedstawiciele rolników z terenu całej Lubelszczyzny zgromadzili się pod Lubelskim Urzędem Wojewódzkim w Lublinie. W proteście wzięło udział kilkaset osób. - Struktury związku krajowego organizują protesty w regionach kraju. My protestujemy przy urzędzie wojewody, natomiast w wielu miejscach odbywają się blokady, zgodnie z postanowieniami naszej centrali - wyjaśnia Teresa Hałas, przewodnicząca rady wojewódzkiej NSZZ RI Solidarność. - Generalnym postulatem protestu jest petycja do pani premier Kopacz. Chcemy przede wszystkim rozmawiać na tematy związane z rolnictwem, ponieważ strona rządowa od dawna nie prowadzi dialogu w tej sprawie. Załamały się cenowo wszystkie rynki, ceny upraw i trzody są według instytutów badawczych poniżej kosztów produkcji. Zboża nie dość, że były tanie, to doszedł jeszcze bezcłowy import zbóż spoza krajów unijnych, w tym z Ukrainy. My rozumiemy problemy Ukrainy, ale nie rozumiemy, dlaczego kupuje się zboże od naszego wschodniego sąsiada, a rolnicy z Polski na tym tracą. Domagamy się w związku z tym rekompensat – dodaje T. Hałas.

Rolnicy jednym głosem podkreślali, że chcą pracować, ale nie zgodzą się na trudne warunki, w jakich się znajdują. Podczas protestu pod Urzędem Wojewódzkim w Lublinie zapewniali, że PSL nie otrzyma od nich już więcej poparcia, jeśli nie wpłynie na swego koalicjanta. - Przyjechałem na protest, ale w głębi serca nie wierzę, że strona rządowa może cokolwiek zmienić, skoro weszliśmy w struktury Unii na niekorzystnych warunkach dla kraju rolniczego, jakim zdecydowanie jesteśmy - mówi pan Henryk.

- Jestem tu z powodu niekorzystnej sytuacji, w jakiej znaleźliśmy się ja oraz inni rolnicy. Decyzje władz naszego kraju oraz osób odpowiedzialnych za politykę rolną w strukturach unijnych wprowadziły niekorzystny przepis, w myśl którego nie kupuje się naszego zboża, lecz ukraińskie. Całkiem niedawno polityka głównych krajów członkowskich doprowadziła do tego, że sadownicy z Lubelszczyzny nie mogli sprzedać swoich jabłek do Rosji - mówi Andrzej Madej ze Starej Wsi koło Bychawy. - Mam gospodarstwo o powierzchni 80 ha. Uprawiam kukurydzę i zboża. Bez kredytów nie jestem w stanie rozpocząć prac wiosennych. Sprzedaż kukurydzy i zboża nie przynosi bezpiecznego dochodu. Wprowadzenie importu bezcłowego z Ukrainy jest nieuczciwą konkurencją i pogarsza naszą i tak trudną sytuację - dodaje Madej.

- Jestem hodowcą trzody chlewnej w cyklu zamkniętym. Pracuję w tym sektorze ponad 20 lat, ale tak trudnej sytuacji jak dzisiaj jeszcze nie było. Ceny zmuszają rolników, by protestować. Zamiast redukcji pogłowia dzików, które przyczyniły się do afrykańskiego pomoru świń, a co za tym idzie do obniżenia kosztów sprzedaży wieprzowiny i zamknięcia wielu gospodarstw, rząd wprowadził bioasekurację w gospodarstwach. Polega to na konieczności posiadania szczelnych ogrodzeń, umywalek w oborach, pryszniców i mat dla zwierząt. To jest potrzebne, ale hodowców nie stać na to, by w ten sposób wyposażyć gospodarstwo. Jak można inwestować, skoro sprzedajemy coraz taniej? - zastanawia się Gustaw Jędrejek, rolnik z gminy Garbów.

- Uczestniczyłem również w protestach rolników w Brukseli. Tam nie traktowano nas jak przestępców. A proszę zobaczyć, ile policji dzisiaj nas obserwuje. A poza tym dziennikarze wychwycą i pokażą tylko fragmenty, które nas, prostych rolników, przedstawią jako zacofanych i ciemnych. Nie widziałem, żeby w telewizji na temat rolnictwa wypowiadał się kiedykolwiek rolnik. Mamy dość słuchania pana ministra Sawickiego. Wielu polityków nas obraziło. Nie jesteśmy złodziejami. Chcemy, by nas traktowano jak rolników z innych krajów wspólnoty europejskiej - dodaje Bogdan Olewski, rolnik z gminy Komarów.

W akcję protestacyjną zaangażował się senator Jerzy Chróścikowski. Przedstawiciel protestujących rolników publicznie odczytał przed Lubelskim Urzędem Wojewódzkim w Lublinie petycję skierowaną do premier Ewy Kopacz, która zawiera 8 głównych punktów. Rolnicy domagają się w petycji m.in.: wprowadzenia rozwiązań prawnych, które zahamowałyby masową wyprzedaż ziemi po 2016 r., przyjęcia ustawy o sprzedaży bezpośredniej, wsparcia w postaci rekompensat za utracone dochody dla producentów bydła opasowego, którzy ucierpieli na skutek embarga ze strony Rosji, podjęcia interwencji w celu przywrócenia eksportu polskiej wieprzowiny na rynki wschodnie, podjęcia działań blokujących spadek cen mleka w skupach i odejście od kar za przekroczenie kwot produkcji mleka oraz ochrony polskiego rynku zbóż i jabłek.

- Protest jest rzeczą złożoną, gdyż od wielu miesięcy domagamy się spotkania ze stroną rządową i wprowadzenia rozwiązań systemowych, które by ustabilizowały załamane rynki. A ceny nadal spadają - powiedział senator Jerzy Chróścikowski. - Decyzja rady krajowej mówi o protestach ostrzegawczych w regionach. Jeśli nie będzie rozmów i konkretnych rozwiązań, to będziemy musieli doprowadzić do protestu krajowego - dodał senator.

Następnie protestujący udali się do gabinetu Wojciecha Wilka, wojewody lubelskiego. Zostali przez wojewodę przyjęci. Wilk zaproponował rozmowy przy stole przedstawicielom protestujących. Jednak rozmów odmówił senator Jerzy Chróścikowski, twierdząc, że wojewoda nie ma wpływu na politykę pani Kopacz. Wojewoda wyraźnie zdziwiony brakiem chęci rozmów ze strony przedstawicieli NSZZ IR zapewnił, że przygotowaną przez nich petycję przedstawi premier Kopacz.

- Nie pamiętam jeszcze takiego czasu, żeby w rolnictwie było tak, jakby rolnicy oczekiwali - powiedział do dziennikarzy Marian Starownik, wicewojewoda lubelski. - Sytuacja spowodowana wydarzeniami na Wschodzie tu, na Lubelszczyźnie, ma szczególne odbicie, bo to myśmy byli głównym eksporterem jeśli chodzi o warzywa i owoce do Rosji. Natomiast nie możemy przesadzać, że rząd nie robi nic, żeby te sytuacje uspokoić. Trwają rozmowy w Ministerstwie Rolnictwa, dlatego mam nadzieję, że wprowadzone zostaną pozytywne zmiany. Zwłaszcza w kwestii kar za kwoty mleczne - dodał wicewojewoda lubelski. - Poszukujemy także alternatywnych rynków dla sprzedaży polskich jabłek, bo Rosja szybko nie zmieni swojego stanowiska. A jeśli chodzi o zboże sprowadzane z Ukrainy należy pamiętać, że zaczynamy ten kraj traktować jako inspirujący do Unii Europejskiej. Podjęto w Brukseli decyzję, że cła, które obowiązywały na Ukrainie, zostały zniesione, by pomóc temu krajowi. Trudno powiedzieć, czy to się dzieje kosztem tylko Polski. Nie byłbym do końca przekonany, że to jest tylko nasza strata, bo to dotyka też prawdopodobnie Czechów i Węgrów - podsumował M. Starownik.

Rozporządzenie KE obniżające cło na wiele towarów z Ukrainy weszło w życie 25 kwietnia 2014 r. Rolnicy zapowiadają dalsze protesty.

Gdy zakończył się oficjalny protest do pozostałej grupy rolników, przemówił Marian Kowalski, kandydat Ruchu Narodowego na prezydenta RP. Padły słowa o polskim, rolniczym getcie oraz wiele innych odważnych stwierdzeń. - Byłem na schodach Lubelskiego Urzędu Wojewódzkiego w Lublinie także wtedy, gdy Polska wchodziła do Unii Europejskiej. Ostrzegałem wówczas rolników, że w strukturach unijnych będą z czapką w garści chodzić po prośbie do nowych panów. Tak też się stało. Na mówieniu prawdy nie zrobiłem kariery politycznej, ale ostrzegam moich rodaków przed popełnianiem błędów. Jesteśmy pozbawiani swoich możliwości produkcyjnych. Musimy uwolnić naszą gospodarkę na rynku wewnętrznym i ochronić ją przed nieuczciwą konkurencją z zewnątrz - powiedział M. Kowalski.