– Byłam wyrzucana z domu, wyzywana, czasami też bita – opowiada pani Monika, która w Specjalistycznym Ośrodku Wsparcia dla Ofiar Przemocy próbuje poskładać swoje życie.
W ośrodku najważniejsze są spokój i bezpieczeństwo
ks. Rafał Pastwa /Foto Gość
Szary budynek przy ul. Bazylianówka w Lublinie wygląda jak duży rodzinny dom. Ale to dopiero jego przedsmak. Trafiają tu ofiary przemocy w rodzinie, zazwyczaj kobiety, choć coraz częściej zdarza się, że o pomoc proszą mężczyźni, rodzice i dziadkowie.
Dość!
Pani Monika mieszka w ośrodku z dwiema małymi córkami. Uciekła z domu nie przed mężczyzną, lecz przed własną matką. – To bolesne dla mnie, bo przemocy doświadczałam od rodzonej matki. Nie mogłam nawet spokojnie nakarmić dzieci – opowiada. – Starałam się to znosić w milczeniu. Ojciec nie interweniował, jakby był nieobecny – relacjonuje. Ostatnio udało jej się zapisać dzieci do przedszkola. – Będę mogła podjąć pracę i wynająć stancję. Mam nadzieję na lepsze życie – dodaje. Joanna przedłużyła swój pobyt w ośrodku o kolejne trzy miesiące.
To dla nas sygnał, że cenisz rzetelne dziennikarstwo jakościowe. Czytaj, oglądaj i słuchaj nas bez ograniczeń.