Ludowy artysta. – Jeden z żołnierzy niemieckich ze łzami w oczach mówił do nas po kryjomu przed kolegami po polsku: „my już z Rosji nie wrócimy”. Po ich odejściu miał zamieszkać u nas w domu folksdojcz z żoną. To była gehenna. Wydał moją siostrę, którą wywieziono na roboty do Rzeszy – opowiada Wacław Kowalik z Końskowoli.
Pan Wacław z żoną trzymają model domu, który zbudował po wykryciu choroby Parkinsona
ks. Rafał Pastwa /Foto Gość
Wacław Kowalik, mieszkaniec Końskowoli – miejscowości, która swoimi zabytkami wpisuje się w szlak architektury, zwany renesansem lubelskim – buduje miniatury domów, wiosek i kościołów, mimo że od lat zmaga się z chorobą Parkinsona. Kiedy tworzy swoje dzieła, nie trzęsą mu się ręce. A kościoły i kapliczki buduje z wdzięczności – bo wiele w życiu przeszedł, a Bóg nigdy go nie opuszczał.
Jezus bez ręki
Do domu pana Wacława wiedzie nowa droga asfaltowa, której próżno szukać na fotografiach sprzed lat. Na wzgórzu po przeciwnej stronie zabudowań wznosi się odrestaurowany kościół św. Anny, wybudowany w XVII w. Kiedyś był tu także szpital przykościelny i plebania, która była centrum nauki i kultury w tej miejscowości. W okolicach Końskowoli znajduje się wiele oryginalnych kapliczek przydrożnych. Jest ich tak wiele, że proboszcz parafii może każdego roku wydawać kalendarz, którego strony zdobią te znaki wiary przodków. Jedną z takich kapliczek, tę ze wzgórza św. Anny, odtworzył pan Wacław.
To dla nas sygnał, że cenisz rzetelne dziennikarstwo jakościowe. Czytaj, oglądaj i słuchaj nas bez ograniczeń.