Poczytaj mi, tato

ks. Rafał Pastwa

publikacja 01.04.2015 17:20

- W Polsce przy rozstaniu rodziców 96 proc. dzieci pozostaje przy matce. To dysproporcja, która nie powinna mieć miejsca. Mówią przecież o tym głośno sami prawnicy. Dlatego upominamy się w tym spektaklu o prawa ojców do wychowywania dzieci i do udziału w życiu swoich pociech - mówi reżyser Łukasz Witt-Michałowski.

Poczytaj mi, tato Łukasz Witt-Michałowski ks. Rafał Pastwa /Foto Gość

Sztuka, która funkcjonuje pod podwójnym tytułem: „Tata ma kota” lub „Poczytaj mi tato” - koncentruje się na tym, że największą ofiarę przy rozstaniu rodziców ponosi dziecko. - Chciałem pokazać, że dziecko potrzebuje i mamy, i taty. Zwracam uwagę na wołającą o pomstę do nieba sytuację polskich dzieci po rozstaniu rodziców – mówi reżyser Łukasz Witt-Michałowski. – Poza tym na tkance tak delikatnej i czułej, jaką jest dziecko, nie godzi się robić eksperymentów – dodaje.

Reżyser dostrzega konieczność bycia autentycznym. Sam nie zdecydował się, by spektakl był wystawiany na wielkiej scenie, ale kameralnie. Zaznacza, że sztuka powinna być wolna od wpływów polityków, od których zależy jednak finansowanie projektów artystycznych. - Czytałem ostatnio wywiad z panią Joanną Szczepkowską. Myślę, że ja podobnie jak ona nie nadaję się na to, by być człowiekiem poprawnym politycznie. Nie możemy ulegać presji społeczeństwa czy polityków, bo my żyjemy tu i teraz, mamy rodziny, jesteśmy rodzicami naszych dzieci, o które powinniśmy się zatroszczyć. Nikt inny za nas tego nie zrobi – tłumaczy Ł. Witt-Michałowski.

W dziesięciu scenach teatralnych reżyser pokazał ojcostwo w zupełnie różnych obrazach i sytuacjach; niekiedy w krzywym zwierciadle. Przedstawienie uwypukla również absurdy upowszechniane w mediach na temat ojców i mężczyzn.

- Dzisiaj boimy się czułości i intymności. Już nie tylko na ulicy, ale także w domu rodzinnym. Dotyczy to zwłaszcza ojców, mężczyzn. Dzisiaj bliskość i czułość ze strony ojca wobec dziecka niektórym wydaje się podejrzana. Z drugiej strony media kreują wzory mężczyzn, którzy mają psychikę chłopców - oburza się.

Witt-Michałowski docenia walory artystyczne Lublina, ale też dostrzega mankamenty. - Lublin jest miastem artystycznym. Z całej Polski, a nawet z Europy przeprowadziło się tu wielu twórców. Mieszka tu wiele talentów. Nie ma tu jedynie infrastruktury, by zatrudnić tych ludzi i dać się im wykazać. Brakuje również promocji - konkluduje.

Spektakl w reżyserii Łukasza Witt-Michałowskiego powróci na deski sceny w Centrum Kultury w Lublinie w maju.