Pomagają pacjentom, którzy w większości przypadków nie mają szans na powrót do zdrowia. Koncentrują się na uśmierzaniu bólu i towarzyszeniu w godzinach największej próby dla człowieka. To jak oswajanie śmierci.
Miłosierdzia potrzeba nie tylko w takich placówkach
ks. Rafał Pastwa /Foto Gość
Piotr, ekonomista z Lublina, o Hospicjum Dobrego Samarytanina słyszał niewiele. – Wiem, że jest taki ośrodek, który pomaga chorym na nowotwory, ale nie wiem, gdzie się mieści i czym się szczegółowo zajmuje. Z pewnością to kwestia informacji i promocji. Wiadomo, że takie miejsca trudno rekla- mować, ale powinniśmy pokazywać to, co pożyteczne i co służy cierpiącym. Trzeba edukować społeczeństwo i nie wstydzić się tego, że pomagamy słabszym – mówi.
Dobre imię
Hospicjum Dobrego Samarytanina przy ul. Bernardyńskiej w Lublinie obejmuje opieką chorych w terminalnym okresie choroby nowotworowej, u których zakończono leczenie przyczynowe, a konieczne jest zwalczanie objawów związanych z postępem choroby. Placówka istnieje od 1989 roku. – Imię Dobrego Samarytanina hospicjum otrzymało w roku 2000. – Była to z jednej strony wdzięczność za dar wiary, za pontyfikat Jana Pawła II, który wzywał do miłosierdzia, a z drugiej chcieliśmy podkreślić wymiar miłosierdzia w naszym działaniu – mówi Maria Drygałowa, prezes społeczny hospicjum. – Ważne było dla nas to, że Samarytanin, o którym pisze św. Łukasz, pochyla się nad chorym i udziela mu pomocy, podczas gdy wszyscy inni go mijają – dodaje pani prezes.
Dostępna jest część treści. Chcesz więcej?
Zaloguj się i rozpocznij subskrypcję.
Kup wydanie papierowe lub najnowsze e-wydanie.