Małżeńska reaktywacja

Agnieszka Gieroba

|

Gość Lubelski 27/2015

publikacja 02.07.2015 00:15

Ona towarzyska, chętna do spotkań ze znajomymi, otwarta na ludzi. Do tego trochę bałaganiara. On samotnik, raczej zamknięty na gości, do tego pedantycznie dbający o porządek. Czy ich małżeństwo przetrwałoby, gdyby nie spotkali ks. Blachnickiego? Nie wiadomo. Na szczęście Domowy Kościół dał im nową jakość bycia ze sobą.

 Uczestnicy pierwszego kręgu Domowego Kościoła, jaki powstał w Lublinie. Druga z prawej: pani Ela Ogrodnik Uczestnicy pierwszego kręgu Domowego Kościoła, jaki powstał w Lublinie. Druga z prawej: pani Ela Ogrodnik
Agnieszka Gieroba /Foto Gość

Elżbieta Ogrodnik dzieli swoje małżeństwo na dwa okresy. Pierwszy bez Domowego Kościoła i drugi po wejściu do wspólnoty. – Byliśmy przeciętnym polskim małżeństwem. Oboje wierzący, chodziliśmy całą rodziną na Msze św. w niedziele, czasem nawet wspólnie się modliliśmy. Na co dzień każde z nas zajmowało się swoimi obowiązkami i na swój sposób było egoistą, czyli dążyło do przeforsowania tego, co mu odpowiada. Wychowywaliśmy dwie córki i niczym szczególnym nie różniliśmy się od tysięcy podobnych nam rodzin – opowiada. Z mężem Stefanem różnili się jednak bardzo. Nieraz prowadziło to do konfliktów. – Z perspektywy lat uważam, że był to najtrudniejszy etap naszego małżeństwa, ale nie wiedzieliśmy co zrobić, by było nam lepiej. Odpowiedź przyszła dopiero wtedy, gdy któregoś razu zadzwonił telefon i dostaliśmy zaproszenie na niedzielne popołudnie do jednego z domów na Sławinku – wspomina.

Dostępna jest część treści. Chcesz więcej? Zaloguj się i rozpocznij subskrypcję.
Kup wydanie papierowe lub najnowsze e-wydanie.