Hannibal ante portas?

rp

publikacja 11.09.2015 10:55

Ostatnio na profilach na facebooku pojawiły się nawet zdjęcia bramy obozu w Oświęcimiu z napisem: „imigranci zapraszamy”. Coraz trudniej czytać również komentarze pod artykułami na temat uchodźców i imigrantów, ale i same artykuły.

Hannibal ante portas? Jacek Wnuk i dr Wojciech Wciseł z Centrum Wolontariatu w Lublinie ks. Rafał Pastwa /Foto Gość

Z Jackiem Wnukiem i Wojciechem Wcisłem spotkaliśmy się na Starym Mieście w Lublinie. Usiedliśmy w jednym z ogródków, żeby przy herbacie i lubelskim żurku porozmawiać o uchodźcach i imigrantach. Przy jednym ze stolików, tuż za nami obiad jedli młodzi Niemcy, dyskutując nad najnowszym projektem naukowym. Nawet nie zamknęli swoich laptopów, gdy otrzymali talerze z jedzeniem. Przed nami siedziała para młodych ludzi z Korei, rozmowę przerywali tradycyjnie na robienie zdjęć. Dobiegały do nas też słowa w języku angielskim i ukraińskim. Na taki obraz rzeczywistości nie zwracamy na co dzień uwagi. Mieszkańców i turystów bardziej zainteresował znany polityk, który właśnie przejechał wąską, wybrukowaną ulicą.

Początek

Jacek Wnuk, prezes Centrum Wolontariatu w Lublinie i dr Wojciech Wciseł, jego zastępca, na kwestiach uchodźców i imigrantów znają się w tym mieście jak mało kto. Ich kontakt z programem pomocy uchodźcom rozpoczął się od kontaktu z jedną z czeczeńskich rodzin w 2001 r. Było to w nieistniejącym już dziś ośrodku przy ul. Wrońskiej. Od tamtej pory poszerzali swoją działalność integracyjną w kolejnych ośrodkach: w Bezwoli, Kolonii Horbów i w Białej Podlaskiej. Stąd powstał pomysł założenia międzynarodowej grupy wolontariuszy Omnes Gentes

Rozróżnienie

W przestrzeni publicznej dość często myli się kim jest uchodźca, a kim imigrant. - Status uchodźcy określa Konwencja Genewska, która mówi wprost, że uchodźcą jest osoba, która ucieka ze swego domu, ze swego kraju w wyniku zagrożenia życia lub niebezpieczeństwa, które czyha na dana osobę z przyczyn politycznych, religijnych. Natomiast imigrant to osoba, która z własnej nieprzymuszonej woli chce zmienić swoje miejsce zamieszkania. Zazwyczaj z pobudek ekonomicznych, choć nie tylko. Trzeba więc rozróżnić w tej sytuacji przymus od dobrowolności – wyjaśnia W. Wciseł.

Zadziwienie i wstyd

Hannibal ante portas?   W mediach społecznościowych dochodzi do fali skrajnej niechęci wobec cudzoziemców ks. Rafał Pastwa /Foto Gość Kryzys imigracyjny wydobył skrajnie negatywne postawy wielu osób, które nawet na profilach społecznościowych nie hamują swoich poglądów. Ostatnio na profilach na facebooku pojawiły się nawet zdjęcia bramy obozu w Oświęcimiu z napisem: „imigranci zapraszamy”. Coraz trudniej czytać również komentarze pod artykułami na temat uchodźców i imigrantów. – Jest to zadziwiające. Myślę, ze bierze się to z nagonki medialnej, szumu informacyjnego i braku rozróżnienia na to kim jest uchodźca, a kim imigrant. Po drugie takie postawy rodzi niewiedza i nieznajomość problemu dotyczącego przyczyn, z których uchodźcy opuszczają dzisiaj swoje kraje. Niektórzy żyją też w sferze stereotypów, ze ktoś, kto nosi brodę, inaczej się ubiera, ma inny kolor skóry – to musi być od razu terrorystą – dodaje J. Wnuk. Te reakcje wydają się dziwne także dla Wcisła.  - Przecież Polska od 2007 r. należy do strefy Schengen, gdzie granice są otwarte i do nas może przyjechać każdy z terenu unii, bez względu na pochodzenie, religię czy kolor skóry. Zatem najazd obcych kultur i religii jest możliwy od ponad siedmiu lat, a atak terrorystyczny może nadejść ze strony każdego turysty.

Stać nas czy nie?

- Politycy mają to do siebie, że będą chcieli wyczuć nastroje społeczne przed wyborami. I będą mówić tak, żeby przypodobać się wyborcom – mówi Wciseł. Nie wszyscy wiedzą, że za każdym przyjętym przez nasz kraj uchodźcą idą środki finansowe z  Unii Europejskiej. – To nie jest tak, ze to tylko polski budżet będzie dokładał bo jest specjalny fundusz solidarnościowy Unii Europejskiej – dodaje Wnuk. Zadałem więc pytanie Jackowi, czy te kilkanaście tysięcy uchodźców, których ma przyjąć Polska to dużo. Odpowiedź mnie bardzo zaskoczyła. – W ostatnim roku, o status uchodźcy poprosiło w naszym kraju 15 tys. osób. Jeśli ten program relokacji i przesiedleń ma być rozłożony na trzy lata, i nawet gdybyśmy mieli przyjąć kilkanaście tys. uchodźców, nie należy się bać. Mogłoby to być niepokojące jedynie wówczas, gdyby za nasza wschodnią granicą doszło do nieoczekiwanych działań, zmuszających ludzi do ucieczki na Zachód. Miejmy nadzieję, że nic takiego się nie wydarzy – wyjaśnia.

Polacy nie mają pracy

Czy nasz kraj może odnieść jakieś korzyści materialne z faktu przyjęcia uchodźców? Zdaniem Jacka Wnuka, w jakiejś części na pewno można przygotować tych ludzi do rynku pracy, w tych obszarach, które potrzebują rąk do pracy. Istnieje opinia, z Polacy nie mają pracy, a tu ktoś mówi o pracy dla uchodźców. Jednak prezes Centrum Wolontariatu w Lublinie odpowiada spokojnie: - To stereotypowe myślenie. Bo cudzoziemcy zajmują takie stanowiska i miejsca pracy, w których nie chcą pracować Polacy. Takie myślenie jest obecne wszędzie.

Świat się kurczy

- Świat się kurczy, jest małą wioską. Pokonywać odległości można coraz szybciej, nawet z lotniska pod Lublinem. Ale „świat” też do nas przyjeżdża, mamy coraz więcej cudzoziemców. Niw możemy się bać, ale trzeba budować realną postawę opartą na wiedzy. W szkołach, gdzie są dzieci cudzoziemców i uchodźców - dochodzi do zadziwiających sytuacji, bardzo pozytywnych – dodaje Wciseł. Zdaniem specjalistów nie powinno dojść do sytuacji, które domagałyby się radykalnych rozstrzygnięć, których należałoby się bać. Choć obserwacja i ostrożność są konieczne.

Najpierw szacunek

- Staramy się zmieniać rzeczywistość, w której żyjemy, obcując z cudzoziemcami czy z uchodźcami, bo w swojej pracy odwołujemy się do podstawowych wartości ludzkich. Dla nas najważniejszy jest szacunek do człowieka. Dziś potrzeba szybkiej reakcji, a nie myślenia i planowania strategicznego. Należy wyciągnąć rękę i coś zrobić – analizuje Wnuk.

Pierwszy krok

Zanim trafią do nas uchodźcy, należy się przygotować. Pod wieloma względami, ale to nie powinno być trudne. – Trzeba przygotować społeczności lokalne, w których będą osadzeni cudzoziemcy. Potrzeba edukacji i oddziaływania, budzenia świadomości społecznej - kim jest uchodźca. Trzeba przygotować mieszkańców, że to będą osoby, które być może mają inny kolor skóry, wyznają inną religię, mają inne zachowania kulturowe – wylicza J. Wnuk. – Realny człowiek, w realnej potrzebie nie może być nam obojętny. Przecież tak działają liczne organizacje, także Caritas na całym świecie idzie z pomocą do ludzi wyznających inną wiarę i wywodzących się z innej kultury. Powodem pomocy jest realna potrzeba osób potrzebujących. Tyle – konkluduje Wciseł.

To rola państwa

Oczywiście łatwo wyliczać poszczególne kroki i zadania, które należy podjąć wobec przyjęcia uchodźców. Ale kto ma się tym konkretnie zająć? Są przecież procedury. – To rola państwa - mówi Jacek Wnuk. – To w pierwszym rzędzie rola państwa, które powinno zaprosić do pomocy organizacje pozarządowe, by wsparły niektóre procesy. Bo urzędnik nie zmieni przecież mentalności ludzi i ich nastawienia do uchodźców. Poza tym należy ułatwić realizację procesów integracyjnych w lokalnych społecznościach. Przygotować liderów, którzy będą pracować z cudzoziemcami i wprowadzać ich w nowe środowisko do którego trafią. Rolą państwa jest także zabezpieczyć dach nad głową tym osobom, które wnioskują o nadanie im statusu uchodźcy – wyjaśnia.

Uchodźca na granicy

Pewnie wiele osób zastanawia się, jak wygląda przybycie uchodźców do konkretnego kraju i na jakich zasadach. Gdyby uchodźcy znaleźli się na naszej granicy i chcieli przybyć do naszego kraju, to po pierwsze musieliby się zgłosić do straży granicznej. – W straży granicznej proszą o status uchodźcy. Potem są zapraszani na przesłuchanie, pierwszy wywiad, w którym podają argumenty, dla których występują o nadanie statusu uchodźcy. Przy pomocy straży granicznej trafiają dalej, do ośrodka recepcyjnego, takich mamy dwa w Polsce. Stamtąd są kierowani do ośrodków pobytowych, które mogą sobie wybrać - o ile są wolne miejsca. Tam, w ramach procedury, oczekują na wydanie decyzji. Ta może być pozytywna, albo negatywna. W przypadku odmowy osoby powinny opuścić kraj, bądź są deportowane do kraju pochodzenia. Najczęściej się zdarza, że odwołują się od negatywnej decyzji lub legalizują swój pobyt za pomocą innych możliwości – wyjaśnia prezes Centrum Wolontariatu w Lublinie.

Wojna i obojętność

Przy tak dużej liczbie osób, które szturmują europejskie granice mogą się zdaniem dr. W. Wcisła znaleźć osoby, które korzystają z sytuacji by dostać się do Europy. Ale specjalista zwraca również uwagę na istotny wymiar całej sprawy, o którym zazwyczaj zapominamy. – Każda wojna powoduje nie tylko skutki społeczne, ale także ekonomiczne. Niszczone i bombardowane są szkoły, zakłady przemysłowe i wiele innych miejsc. Kraj staje się ruiną. Więc nie ma też w takiej sytuacji podstaw ekonomicznych do własnego utrzymania się na terenie ogarniętym konfliktem. Dlatego tu jest bardzo cienka granica, bo nawet jeśli ktoś nie ucieka w wyniku bezpośredniego zagrożenia życia – to ucieka ze względu na to, że zagrożony jest jego byt i byt jego rodziny.

Nie jesteśmy atrakcyjni

Zdaniem wielu ekspertów Polska nie jest atrakcyjna dla uchodźców. Nie tylko ze względów ekonomicznych. – Uchodźcy, którzy z Węgier uciekali do Niemiec nie chcieli kierować się do Polski. Zapytani przez dziennikarza dlaczego nie chcą do Polski, odpowiadali, że nikogo tam nie znają, a inni nawet nie wiedziała gdzie jest Polska – mówi Wciseł.

Błąd Francuzów

Często w debacie na temat uchodźców i imigrantów pada argument dotyczący krajów zachodniej Europy, które nie radzą sobie z obcokrajowcami. Jednak należy dodać, że polityka francuska czy brytyjska nie była doskonała w tym zakresie. - Błędem krajów zachodnich było gettyzowanie uchodźców oraz imigrantów, wrzucając ich do jakiejś małej społeczności, która z czasem musiała wybuchnąć ze względu na nastroje społeczne. Kiedy skończył się „socjal” -  nie było programów aktywizujących zmuszających do nauki języka, do podjęcia pracy i zaangażowania w lokalną społeczność oraz brania aktywnego udziału w życiu społecznym i politycznym. Błędem było tolerowanie zachowań agresywnych i nieodpowiedzialnych ze strony uchodźców, to moi zdaniem spowodowało obecne zamieszanie – analizuje Wnuk. Zdaniem W. Wcisła błędem było również zostawianie zbyt dużej przestrzeni uchodźcom do możliwości pełnego decydowania o sobie. Nie wdrażano ich w społeczeństwo. Trzeba mówić konkretnie: zapraszamy, ale jasno stawiamy nasze wymagania – tłumaczy.

Rany psychiczne oraz lęk

Specjaliści podkreślają przy tym, że konieczna jest dobra integracja, dzięki której można uniknąć wielu problemów po obu stronach. - Integracja dokonuje się zawsze w lokalnym środowisku, w małej grupie, we wspólnocie osób – tam, gdzie człowiek ma możliwość interakcji z kimś, wzajemnego poznania. Interakcja wymaga też aktywności ze strony cudzoziemca, żeby on był zmobilizowany i zaangażowany. Warto podkreślić przy tej okazji, że integracja na samym początku jest niezwykle trudnym procesem. Najpierw ze względu na szok kulturowy i często traumę, związaną z powodem, dla którego ktoś ucieka. Od strony psychologicznej nie jest to sytuacja łatwa do wyprowadzenia. Dlatego istnieje w wielu przypadkach syndrom wyparcia pewnych zachowań i sytuacji. Wiele osób ma problem związany z zaburzeniami snu, z realnym myśleniem, z brakiem perspektywy przyszłości na kilka lat. Trzeba wiedzieć, że mamy do czynienia podczas tych pierwszych kroków integracji z człowiekiem niezwykle poranionym i nie mającym pełni siły psychicznej. Dlatego musimy wiedzieć, że pierwsze kroki bywają bardzo trudne i, że nie wszystko będzie tak jak my to sobie wyobrażamy – podsumowuje Jacek Wnuk.