publikacja 27.02.2016 08:30
Zmarł 27 lutego 1987 roku. Dziś jest kandydatem na ołtarze. Świadkowie jego życia przytaczają wiele zdarzeń, które śmiało można uznać za cudowną interwencję Opatrzności Bożej.
Kaplica w jednym z domów na lubelskim Sławinku
Ks. Blachnicki (w środku) sprawuje Mszę św.
Archiwum
To był ksiądz, który sprawiał problemy ówczesnym władzom. Namawiał ludzi do abstynencji, mówił o uczciwości, pokazywał, jak zaufanie Bogu może przemieniać życie.
Najgorsze było to, że ludzie go słuchali. UB na Śląsku, bo ks. Blachnicki pracował w Katowicach, nie miało już na niego siły, więc by powstrzymać księdza szaleńca, jak o nim mówili, aresztowali go.
W marcu 1961 roku ks. Franciszek trafia do tego samego więzienia, w którym podczas II wojny czekał na wyrok śmierci zasądzony mu przez Niemców. Zwolniony, jak sam mówił, cudem Boskim, w lipcu pojechał na Jasną Górę, by podziękować za swoje uwolnienie.
To tam przyszła mu do głowy myśl, że skoro w Katowicach nie może dalej działać, to może biskup pozwoliłby mu pojechać na studia do Lublina. Biskup pozwolił i w 1961 roku ks. Franciszek znalazł się na KUL. Tu studiował i rozwijał ruch oazowy, który pociągał coraz więcej nie tylko młodych ludzi, ale małżonków z różnym stażem wspólnego pożycia.
Dostępne jest 23% treści. Chcesz więcej?
Aby uzyskać dostęp do pełnej treści wystarczy zalogować się.
Jeżeli nie masz jeszcze konta - zapraszamy do darmowej rejestracji.
Aby skorzystać z subskrypcji zarejestruj się i zaloguj.