Homilia abp. Budzika na Arenie Lublin

sb

publikacja 24.07.2016 12:00

- Tylko w ścisłej łączności z Chrystusem, który jest źródłem i centrum naszego duchowego życia, możemy wzrastać i przynosić owoc. Uczeń jest zawsze zależny od swego Mistrza – mówił do kilkunastu tysięcy młodych abp Budzik.

Homilia abp. Budzika na Arenie Lublin Homilia metropolity lubelskiego słuchało kilkanaście tysięcy osób ks. Rafał Pastwa /Foto Gość

W ramach homilii abp Stanisław Budzik dał do zrozumienia młodym, że są przyszłością i nadzieją Kościoła i świata. Użył sformułowania – „wy jesteście strażnikami poranka”. Nawiązał do osoby Abrahama, ojca naszej wiary, który jest przewodnikiem duchowym trwających dni w archidiecezji lubelskiej.

Drodzy Bracia Biskupi i Kapłani!
Czcigodne Siostry życia konsekrowanego!
Szanowni przedstawiciele parlamentu, władz wojewódzkich i samorządowych!
Drodzy Młodzi z wielu krajów świata i z archidiecezji lubelskiej!

W naszej wędrówce do Krakowa, światowej stolicy miłosierdzia, na spotkanie z Ojcem Świętym Franciszkiem, zatrzymujemy się w Lublinie. To miasto jest miejscem spotkania i dialogu, ma piękną i bogatą przeszłość, ale ma także bardzo obiecującą przyszłość. To wy, Drodzy Młodzi, jesteście naszą przyszłością! Przyszłością Kościoła i świata! Przyszłością Waszych rodzin i krajów! To o Was mówił św. Jan Paweł II, twórca Światowych Dni Młodzieży, że jesteście strażnikami poranka, nadzieją Kościoła, solą ziemi i światłem świata. To na spotkanie z Wami cieszy się papież Franciszek, który Was zaprosił do Polski i do Krakowa.

W trakcie naszego duchowego przygotowania w Lublinie wpatrujemy się w postać Abrahama, ojca naszej wiary. Na jego przykładzie widać, że wiara to przede wszystkim życie, to codzienne świadectwo dawane o Tym, który nas wybrał, wezwał i nazwał swoimi przyjaciółmi.

Abraham wierzy, to znaczy podporządkowuje się Bogu i Jego słowu. Zgodnie z Bożym wezwaniem opuszcza swoje strony rodzinne i udaje się w nieznane. Stawiając na Boga i Jego obietnicę, staje się nomadą, cudzoziemcem, pielgrzymem. Nie wiedząc, co go czeka, całą swą ufność i nadzieję składa w Bogu. Ufa – jak potem podkreśli Apostoł Narodów – nawet „wbrew nadziei”. W decydującym momencie wiary, w godzinie próby, jest gotów poświęcić Bogu to, co dla niego najdroższe: swojego jedynego syna.

Patrząc na Abrahama odkrywamy, że wiara jest drogą ku Bogu, na której nie brak przeszkód. Wiąże się z ryzykiem, niepewnością. Uwierzyć, to znaczy oderwać się od dotychczasowych zabezpieczeń i przyzwyczajeń. Wiara daje nam moc pozwalającą odwrócić się od starego sposobu patrzenia na świat, do którego przywykliśmy i który panuje w naszym otoczeniu. Wierzyć to rozpoznawać w życiu codziennym Boże wezwanie i iść za jego głosem.

W tych dniach przyglądaliście się wierze Abrahama. Możemy powiedzieć, że Bóg przewidział jego wkład w historię Waszej wiary aby ją umocnić, pogłębić, uczynić mądrzejszą. Otrzymanym darem wiary powinniście się dzielić z innymi ludźmi. Wielu dziś potrzebuje świadectwa Waszej, wiary, Waszej radości bycia Kościołem, świadectwa Waszej bliskości z Chrystusem.

Liturgia dnia dzisiejszego ukazuje nam piękne świadectwo wiary i bliskości Chrystusa, promieniujące na cały świat. To świadectwo dała żyjąca w XIV wieku św. Brygida Szwedzka. Była przykładną małżonką i dobrą matką. Razem z mężem troszczyła się o religijne wychowanie swoich dzieci i podejmowała liczne dzieła miłosierdzia. Po śmierci męża założyła zakon Najświętszego Zbawiciela, zwany potocznie brygidkami. Zafascynowała się Chrystusem i Jego męką podjętą dla zbawienia świata. Doznawała licznych przeżyć mistycznych i objawień, napisała dzieła, które przez wieki kształtowały duchowość Kościoła. Jeden z najstarszych kościołów w Lublinie został zbudowany razem z klasztorem, właśnie dla sióstr brygidek.

Św. Brygida, jak wielu z Was, podróżowała po świecie, pielgrzymowała do licznych sanktuariów i do Ziemi Świętej. Ostatnie 24 lata swojego życia spędziła w Rzymie, gdzie zmarła 23 lipca 1373 roku. Papież Jan Paweł II ogłosił ją współpatronką Europy. Był przekonany, że ta święta ma wiele do powiedzenia także współczesnym mieszkańcom naszego kontynentu i całemu światu. Nam św. Brygida przypomina, jak wiele może dokonać w życiu człowiek, który trwa w Chrystusie jak w winnym krzewie. Mówi o tym Ewangelia dzisiejszego święta. Odkrywa ona przed nami tajemnicę naszego duchowego owocowania i wzrostu.

Może mieliście kiedyś okazję zachęcić małe dziecko, aby pokazało, jak bardzo już urosło. Ile radości i dumy widać w małym człowieku, kiedy może się pochwalić, że jest już duży, większy niż przedtem. Tajemnicza siła wzrostu tkwi w całym ożywionym świecie. Z radością witamy zawsze wiosnę, prawdziwą eksplozję zielonej i barwnej woli życia. Jeszcze piękniejszą rzeczą jest przyczynić się samemu do wzrostu młodej rośliny, pielęgnować ją i patrzeć, jak się rozwija, kwitnie, owocuje.

Najpiękniej jest jednak odczuwać swój własny duchowy wzrost. Musimy być wdzięczni Bogu, dobremu Gospodarzowi Ogrodu życia, za to, że pozwala nam duchowo rosnąć nawet wtedy, gdy nasze ciało osiągnęło już swoje przewidziane wymiary.
Niestety, wzrost może być także niewłaściwy, szkodliwy. Wiedzą o tym dobrze ogrodnicy. Muszą się nieraz sporo natrudzić, aby zniszczyć szkodliwe chwasty i pozwolić rosnąć pożytecznym roślinom. We wszystkich dziedzinach życia istnieje zjawisko niebezpiecznego wzrostu – rozwoju, który idzie w złym kierunku. Przykładem destrukcyjnego wzrostu może być choroba raka, niszcząca zdrowie i życie człowieka. Jest ona symbolem przerostów, które wpływają niekorzystnie na życie społeczne, narodowe, także życie fizyczne i duchowe pojedynczego człowieka.

„Ja jestem krzewem winnym” – mówi Pan Jezus. Jestem prawdziwym Dawcą życia, ode Mnie pochodzi moc waszego wzrastania. Kto trwa we Mnie i w kim Ja trwam, ten przynosi owoc obfity. Ten, kto zapuścił korzenie swojej egzystencji w glebę Bożego miłosierdzia, ten, w kim pulsuje przepływ nowego życia, ten znajdzie nie tylko swoje szczęście i zbawienie. On stanie się heroldem i apostołem Bożego wzrostu. Tylko w ścisłej łączności z Chrystusem, który jest źródłem i centrum naszego duchowego życia, możemy wzrastać i przynosić owoc. Uczeń jest zawsze zależny od swego Mistrza. Bez Niego nie jest w stanie nic dobrego uczynić. Zerwanie więzów z Chrystusem, który jest winnym krzewem naszego życia duchowego, byłoby krokiem we własną śmierć, pozbawieniem się szans na duchowe owocowanie. „Ten kto nie trwa we Mnie, zostanie wyrzucony jak odcięta winna latorośl i uschnie.”

Ważnym elementem dzisiejszej przypowieści o winnym krzewie jest osoba i zadanie właściciela winnicy. Wielu chętnie pije wino i cieszy się jego smakiem, ale niewielu wie, jak ciężka i żmudna jest praca gospodarza winnicy. Musi on przycinać dzikie lub uschłe pędy, aby zapewnić prawidłowy wzrost i dobre owocowanie.

Ojciec Niebieski, który pełni tę rolę wobec nas, działa nieraz jak chirurg, który odcina to, co mogłoby się stać źródłem zakażenia. Tylko ten, który poddaje się takim bolesnym, ale zbawiennym dla zdrowia i życia zabiegom, może przynieść prawdziwy owoc. Wielu tego nie chce i dlatego nie przynoszą owocu. Szerzy się więc w dzisiejszym świecie pustynia duchowa, wydzierająca ludziom, jak afrykańska Sahara, żyzne obszary ziemi, skazując ich na nędzę i głód.

Dlatego tak bardzo ważne jest, aby wszędzie powstawały oazy, pełne życia, wzrostu i owoców; oazy, w których ludzie znajdą odpoczynek i cień, gdzie będą mogli umocnić się na dalszą wędrówkę. Tam będzie można będzie czerpać żywą wodę i użyźnić nią całą krainę. „Drodzy bracia i siostry – wołał papież Franciszek – jakże pragnę, aby miejsca, w których wyraża się Kościół, w szczególności nasze parafie i nasze wspólnoty, stały się wyspami miłosierdzia na morzu obojętności!”

Dzisiejsza Ewangelia wskazuje nam dwie drogi do tak nakreślonego celu. Po pierwsze musimy trwać w Chrystusie, prawdziwym krzewie winnym. Po drugie musimy współpracować z pełną miłosierdzia, ale także wymagającą, troską niebieskiego Ogrodnika, Gospodarza winnicy Kościoła.

Módlmy się więc do naszego Mistrza i Pana:

Głosie Chrystusa, wołaj nas, gdy oddalamy się od Ciebie!
Oczy Chrystusa, patrzcie na nas, kiedy potrze­bujemy odwagi i otuchy.
Dłonie Chrystusa, namaśćcie nas, kiedy czujemy się słabi i udręczeni.
Ramiona Chrystusa, podnoście nas, kiedy poty­kamy się i upadamy.
Serce Jezusa, pomóż nam kocha innych tak, jak Ty nas umiłowałeś.

Obyśmy nigdy nie zapomnieli Twoich słów:
„Błogosławieni miłosierni, albowiem oni miłosierdzia dostąpią”.