Jest ratunkiem dla chorych nienarodzonych dzieci

Agnieszka Gieroba Agnieszka Gieroba

publikacja 14.12.2016 10:03

Dziękując za kanonizację o. Stanisława Papczyńskiego, lubelscy marianie podkreślają, że ich założyciel oręduje u Boga w wielu sprawach, ale szczególnie wspiera matki, których nienarodzone dzieci są zagrożone.

Spektakl o o. Papczyńskim w kościele marianów w Lublinie Spektakl o o. Papczyńskim w kościele marianów w Lublinie
Opowiadał jedną z historii uratowania nienarodzonego dziecka
Agnieszka Gieroba /Foto Gość

- Nasi parafianie dzielą się z nami różnymi łaskami wypraszanymi za pośrednictwem św. Stanisława Papczyńskiego. Nie zawsze są to wielkie sprawy, ale i takich świadectw nie brakuje. Szczególnie do naszego założyciela zwracają się matki spodziewające się dziecka, gdy ciąża przebiega z komplikacjami lub jest zagrożona. Świadectwa nie tylko z Polski, ale i wielu innych krajów potwierdzają szczególną skuteczność takiej modlitwy - mówi ks. Marek Otolski marianin proboszcz lubelskiej parafii Niepokalanego Poczęcia Najświętszej Maryi Panny.

Jedno z takich świadectw przyszło z Brazylii:

W kwietniu 2013 roku poczęłam dziecko i aż do trzeciego miesiąca wszystko przebiegało normalnie. Gdy byłam w trzecim miesiącu ciąży, lekarz stwierdził, że brzuch dziecka jest pełen wody - choroba ta, zwana puchliną brzuszną lub wodobrzuszem, jest nieuleczalna, również u osób dorosłych. Lekarz przeprowadził badanie, aby stwierdzić, w jakim stanie są pozostałe organy dziecka, ale nie mogąc niczego zobaczyć, poprosił mnie, abym wróciła w następnym tygodniu. Powiedział mi zupełnie otwarcie, że dziecko może umrzeć w każdej chwili.

Do domu wróciłam roztrzęsiona, nie wiedząc, co robić. Skontaktowałam się ze znajomym księdzem marianinem, aby z nim porozmawiać i poprosić o modlitwę. Poradził mi nowennę za przyczyną Ojca Stanisława Papczyńskiego i dał kawałek materiału, którym dotknął relikwii Ojca Stanisława, gdy był przed laty w Polsce. Poradził mi również, abym się ciągle modliła i podczas modlitwy dotykała brzucha wspomnianym materiałem. Od tego dnia odmawiałam codziennie nowennę za przyczyną Ojca Stanisława i na każdą wizytę u lekarza zabierałam ze sobą w torbie wspomniany materiał. W modlitwę włączyliśmy rodzinę i przyjaciół.

Po tygodniu, w czasie kolejnej wizyty u lekarza, oprócz potwierdzenia obecności wody w brzuszku dziecka, lekarz stwierdził, że uderzenia serca płodu były bardzo rzadkie. Wizyty u lekarza odbywały się co osiem dni. Upierał się on, że w naszym wypadku nie ma nic do zrobienia i że stracę dziecko. Uważał, że ponieważ sytuacja stale się pogarszała, powinnam usunąć ciążę, o ile nie zajdzie poronienie spontaniczne. W klinice spotkałam się z dwoma innymi lekarzami, którzy też byli przekonani, że stracę dziecko. Chociaż bardzo płakałam, twierdzili z przekonaniem, że nic nie da się zrobić. Kiedy zapytałam, czy istnieją jakieś inne badania, które jeszcze mogłabym wykonać, lekarze zapewniali, że nie ma to żadnego sensu, bo wydałabym tylko pieniądze na marne.

Pomimo tego umówiłam się na spotkanie z panią doktor z innego miasta, aby wykonać tzw. badanie morfologiczne, dzięki któremu można zbadać dziecko bardziej szczegółowo. W czasie badania, oprócz potwierdzenia obecności wody w brzuszku dziecka, zauważono trzy małe dziury w jego sercu. Pani doktor stwierdziła, że dziecko się narodzi, ale z tzw. sinicą (cyjanoza) i będzie miało trudności w odżywianiu, co uniemożliwi przybieranie na wadze. Sytuacja wydawała się coraz bardziej rozpaczliwa, ale pomimo tego kontynuowaliśmy modlitwę nowenną do Ojca Stanisława.

Po paru dniach wróciłam pod opiekę mojego lekarza. W czasie konsultacji powiedziałam mu, że byłam u innego specjalisty, który stwierdził ubytki w sercu dziecka. Usłyszawszy to, lekarz zarządził nowe badanie USG. Podczas badania powiedział: “Nie wierzę w to, co widzę”. W tym momencie wzięłyśmy się za ręce z moją teściową, a ja pomyślałam, że straciłam dziecko. Lekarz jednak powiedział, że nie widzi żadnych nieprawidłowości. Wszystkie problemy mego dziecka zniknęły.

W czasie porodu materiał od księdza miałam w torbie, bo nie mogłam go wziąć ze sobą na salę porodową. Dziecko urodziło się bez problemów i mogłam je karmić piersią. Pediatra znał przebieg całej ciąży, ale po porodzie ocenił, że z dzieckiem jest już wszystko w porządku. Pamiętając o historii z dziurami w sercu, poradził mi, abym wróciła do pani doktor, która robiła badanie morfologiczne.

Kiedy to było możliwe, odwiedziłam panią doktor, aby zrobić badanie serca dziecka. Stwierdziła: “Nie uwierzycie, ale w sercu nie ma żadnego problemu. Z dzieckiem jest wszystko w porządku”.

Zachowałam wszystkie wyniki badań, które jasno pokazują schorzenia, które moje dziecko miało i które zniknęły. Lekarze powiedzieli mi, że nigdy nie zapomną mojej historii. Widzieli, że dziecko miało wodę w brzuszku. Widzieli też, że były dziury w sercu a obecnie nie ma śladu po tych nieprawidłowościach.

farmaceutka Manoel Ribas, Parana, Brazylia